SKANDAL NA RINGU W BOLIWII (WIDEO)
W miniony weekend, w cieniu wielkich spektakli sportowych, podczas gali w Boliwii doszło do skandalu na niespotykaną skalę. W roli głównej wystąpił niejaki Pedro Tabares.
Doświadczony Saul Farah (73-26-3, 62 KO) pod koniec zeszłego roku sięgnął po pierwszy pas(ek) WBC nowo utworzonej kategorii bridger (101,6 kg). Więcej o tym pisaliśmy TUTAJ. I właśnie ten regionalny tytuł wystawił na szalę w walce z debiutującym na zawodowym ringu Tabaresem.
Po pięciu rundach niekoniecznie lepszy boksersko, ale dużo lepiej przygotowany fizycznie Tabares wygrywał na punkty. W szóstej trafił kontrą z lewej ręki i przewrócił rywala. W tym momencie powinno nastąpić liczenie, tymczasem... Debiutant podbiegł do zranionej ofiary i kopnął go, poprawił ciosem z ręki i znów kopnął. Wszystko to działo się, gdy Farah leżał na macie. Szybko odciągnięto Tabaresa, a sędzia go zdyskwalifikował.
W tych dziwnych okolicznościach 38-letni Boliwijczyk, ze złamanym nosem po kopnięciu przez rywala, wygrał i obronił swój regionalny pas(ek) WBC. Poniżej wideo z całego zajścia.
Jeśli to co napisałeś jest prawdą to szacunek, że odkopałeś takie info. Czasami komentarze są tutaj jednak wartościowe.
Pozdrawiam :)
szacun :) za wyszperanie i zwięzłe przedstawienie rewelacji o takim asie jak Farach. Wynika z nich, że mało prawdopodobne jest iż temu Taboretowi odje..ło po sterydach :) teraz można nawet człowieka zrozumieć :)
No proszę:) I wszystko stało się jasne. Nie rozumiem tylko jednego. W jaki sposób ten Najmano-Wasilewski, dysponując tak żałosnymi argumentami techniczno-fizycznymi jest w stanie zapełnić taką halę. W dodatku chyba nie w stolicy. Chyba że to taka latynoska mentalność i ludzi kręci wrestling, bo jakąś jego odmianą są popisy tego Faraha. Swoją drogą dziwię się, że o tak zacnego wojownika nie upomniały się jeszcze polskie "freak-fighterskie" organizacje. Pojedynek Faraha z jakimś Najmanem czy Bonusem Cośtam byłby epicki. Oczywiście przy uwzględnieniu skali :)
ciekawa historia , ale jej finał trochę nierealny, przecież przegrana walka to jeszcze nie strata honoru, tym bardziej w sytuacji gdy wygranie jej grozi Ci śmiercią, mając na szali swoje życie a przegrany mecz bokserski, wybór jest raczej prosty, a jeżeli to był faktycznie jakiś huligan ortodoks albo lokalny gangster i honor był dla niego ważny to tym rozwiązaniem i tak niewiele by sobie pomógł, bo nie dość że z nim wygrał to jeszcze go skopał po głowie na ziemii na oczach ludzi, czyli generalnie jeszcze go ośmieszył, więc teraz śmierć grozi mu dwa razy bardziej niż po zwykłym zwycięstwie
Dobrze, że wspomniałeś o miejscu walki. Sprawdziłem. Pojedynek odbył się w Cobija w stanie Pando. Z jednej strony totalne zadupie Boliwii, w Amazonii na granicy z Brazylią. Z drugiej strony mekka poszukiwaczy złota, która rozrosła się w ostatnich latach do 100 tys. mieszkańców. Jak wiemy z literatury i filmów, w takich miejscach ogromną popularnością cieszyły się walki psów, walki kogutów i walki bokserskie, z elementem hazardu w tle. No więc jak walczył lokalny osiłek z międzynarodową gwiazdą boksu, to zainteresowanie musiało być ogromne, bimber lał się strumieniami, a złote samorodki często i gęsto zmieniały właścicieli.
Może życie nie było elementem w grze, a tylko forsa? Jeśli Tabares wziął kasę za podłożenie się Farahowi, a nie chciał stracić w oczach rodziny, kobiety, kumpli, to postąpił logicznie. A może nawet uzgodnili z Farahem taki scenariusz, żeby wspólnie zarobić na zakładach. Gołym okiem widać, że muskularny osiłek nie ma prawa przegrać z opasłym wujem ledwie powłóczącym nogami po ringu, więc dla widzów to Tabares musiał być faworytem pomimo międzynarodowych "osiągnięć" Faraha.
czyli rysuje się nam historia - taki współczesny southstern a Farah to taki obwoźny handlarz, westernowy cwaniaczek co sprzedaje maść na wszystko. A ten Rosendo Mercado to należy do jego trupy w obwoźnym teatrzyku.
być może, biorąc pod uwage takie teorie spiskowe, to najrealniejsza wydaje się taka że w gre wchodziła kasa, chłop się zapomniał w walce, choć miał przegrać to wyprowadził cios, tamten się przewrócił, ale szybko się zreflektował i dał się zdyskwalifikować, chociaż w takich dziwnych gangsterskich krajach, wszystko jest możliwe włącznie z Twoją pierwszą wersją, albo że to poprostu był jakiś naćpany skoksowany półgłówek któremu odwaliła psychika
PS. "Aż dziw, że tego groźnego Boliwijczyka nie gościliśmy na polskich ringach".
Oj, tak. Tyłu było cudakow, od 50letniego Sidona po Laszlo Fekete, że Boliwijczyka aż brakuje. :)