SŁABO DYSPONOWANY BIWOŁ OBRONIŁ PAS WBA WAGI PÓŁCIĘŻKIEJ
Pauzujący od półtora roku Dmitrij Biwoł (18-0, 11 KO) pokonał ambitnego Craiga Richardsa (16-2-1, 9 KO) i obronił tytuł mistrza świata wagi półciężkiej federacji WBA.
Rosjanin od początku podchodził pod rywala lewą nogą, wywierał pressing i ustawiał lewym prostym bądź lewym sierpem. Po przerwie dodał do tego prawą rękę i coraz większą presję. W połowie trzeciej rundy skupiony dotąd przede wszystkim na obronie Anglik trafił czysto długim prawym krzyżowym na górę.
Czwarte starcie już równiejsze, choć wciąż z nieznaczną przewagą obrońcy tytułu. W piątym Richards po raz drugi złapał nieco zardzewiałego mistrza na długi prawy. Na półmetku Biwoł się obudził z zimowego snu i pod koniec siódmej rundy wydłużył serie do 3-4 uderzeń, wchodząc coraz odważniej w półdystans. Podobnie wyglądały kolejne minuty. Dmitrij zyskiwał przewagę, ale Richards cały czas pozostawał groźny i polował na kontrę z prawej ręki. W końcówce dziewiątej odsłony zaczął się już jednak gubić w defensywie. W dziesiątej Biwoł ruszył po "czasówkę", lecz dzielny pretendent cały czas starał się odgryzać. Przegrał wyraźnie przedostatnie starcie, za to w ostatnim podjął równą walkę cios za cios i gdy zabrzmiał ostatni gong, z dumą podniósł ręce do góry. Bo on wygrał dobrą postawą w tym pojedynku...
Sędziowie punktowali jednogłośnie na korzyść reprezentanta "Sbornej" - 118:1110 (Grzegorz Molenda), 115:113, i 115:114.
- To była trudna walka, bo miałem do czynienia z myślącym i inteligentnym pięściarzem. Ale po półtorarocznej przerwie nie było tak źle. Jestem otwarty na każdego - powiedział po wszystkim Biwoł.
Reasumując Biwol nie porwał, pokazał przebłyski geniuszu i wiać było, że obrona i akcje o zejściu były ćwiczone tysiące razy. Dość ciężko oddychał przez całą walkę. Ostatecznie wygrał według mnie zdecydowanie i bez wątpliwości.