EDGAR BERLANGA PRZEWRACAŁ, ALE WYGRAŁ 'TYLKO' NA PUNKTY
W końcu ktoś wytrzymał pełną rundę. Ba, dotrwał nawet do ostatniego gongu, choć po drodze cztery razy lądował na macie ringu. Edgar Berlanga (17-0, 16 KO) pewnie pokonał twardego Demonda Nicholsona (23-4-1, 20 KO).
Nowojorski bombardier portorykańskiego pochodzenia zaczął jak zwykle - mocnym pressingiem i jeszcze mocniejszymi ciosami. Prawą ręką jeszcze chybiał, ale nawet lewy prosty robił wrażenie na rywalu. W końcu zabrzmiał gong na przerwę - pierwszy w karierze zawodowej Edgara. W połowie drugiej przyjął jednak prawy przeciwnika na rękawicę, skontrował krótkim lewym i mieliśmy pierwszy nokdaun.
W trzecim starciu po lewym haku na korpus poprawił lewym sierpem na górę i znów sędzia liczył do ośmiu. Trzeci nokdaun to już piąta runda, gdy Berlanga zahaczył najpierw czoło lewym sierpowym, a za moment poprawił prawym bitym z góry do dołu. W szóstej odsłonie liczenia co prawda nie było, jednak "Wybraniec" akcją lewy-prawy znów mocno naruszył Nicholsona.
Najrówniejsza dotąd była runda siódma. Więcej pokazał w niej faworyt, ale oponent zaczął się odgryzać. A do ósmej, ostatniej, wyszedł z nastawieniem przełamania młodego prospekta kategorii super średniej. Były grzmoty, obaj nie żałowali sobie mocnych ciosów, lecz kropkę nad "i" postawił Portorykańczyk. Na piętnaście sekund przed końcem złapał oponenta w akcji prawy na prawy i po raz czwarty posłał Nicholsona na deski. To był zdecydowanie najcięższy nokdaun, ale ten zdołał się podnieść, a gdy sędzia puścił walkę, zabrzmiał zbawienny dla Amerykanina gong.
Sędziowie punktowali po wszystkim 79:68 i dwukrotnie 79:69 - wszyscy oczywiście na korzyść Berlangi.