BEST I FACED: STEVE CUNNINGHAM
Steve Cunningham (29-9-1, 13 KO) kojarzy się nam z wojen z polskimi pięściarzami. O dziwo jednak w ankiecie z serii "Best I Faced" nie wymienił ani razu Adamka, Włodarczyka czy Głowackiego.
- Kiedy miałem dziewięć lat, w naszym życiu sporo się pozmieniało. Praktycznie co rok zmienialiśmy miejsce zamieszkania. Musiałem cały czas walczyć o swoje, byłem zastraszany i wdawałem się w bójki. Wtedy też zdałem sobie sprawę, że całkiem nieźle się biję. W pewnym momencie nawet prowokowałem jakieś bójki - wspomina pięściarz z Filadelfii, który na salę bokserską trafił dopiero w wieku szesnastu lat. W dodatku nie na długo. Potem służył przez cztery lata w marynarce wojennej, zaliczając między innymi misję w Iraku. Właśnie wtedy powrócił do boksu. W pierwszej walce pokonał mistrza marynarki wojennej, co dodało mu motywacji. W 1998 roku zdobył Złote Rękawice i wymarzył sobie start na igrzyskach. Przegrał jednak w eliminacjach olimpijskich i po stoczeniu 55 walk amatorskich w 2000 roku zdecydował się na boks zawodowy.
Po dziewiętnastu wygranych potyczkach doczekał się walki o wakujący tytuł mistrza świata kategorii cruiser federacji IBF z naszym "Diablo" Włodarczykiem. Przegrał niejednogłośnie na punkty, ale wygrał w rewanżu i sięgnął po upragniony tytuł.
- Zrobiono dużo rzeczy, bym poczuł się niekomfortowo. Szatnia była rozmiarów szafy, nie mieliśmy dobrego miejsca do ćwiczenia na miejscu, a potem zamienili rękawice, w jakich mieliśmy boksować. Był sędzia z Ameryki, Polski i Niemiec. Kiedy oprotestowaliśmy arbitra z Niemiec, wymieniono go na innego niemieckiego sędziego. Amerykański punktował 11:1 w rundach na moją korzyść, ale oczywiście Polak i Niemiec dali mi przegraną. Skorzystaliśmy z naszego prawa i otrzymaliśmy natychmiastowy rewanż. Znów wróciliśmy do Polski, ale tym razem wszystko wyglądało już inaczej. Zmieniłem trenera i menadżera, którym została moja żona. Od tego momentu mieliśmy większą kontrolę nad niektórymi sprawami. Byłem wściekły, ponieważ oszukali mnie w pierwszym pojedynku, ale kontrolowałem emocje i tym razem pobiłem Krzysztofa. Potem była walka z Marco Huckiem, który miał być przyszłością tego limitu. Wiedziałem, że może powtórzyć się sytuacja z pierwszej walce w Polsce, dlatego trenowałem ciężej niż kiedykolwiek. Plan był taki, żeby go wyboksować i sprawiać, żeby popełniał dużo błędów. Zaczął bardzo ostro, lecz po czwartej rundzie już go rozgryzłem. Zastopowałem go w dwunastej rundzie i to jest moje najbardziej cenne i pamiętne zwycięstwo - kontynuował były dwukrotny mistrz świata w limicie 90,7 kilograma. Za drugim razem panował w latach 2010-11. Najpierw z tronu zrzucił go Tomasz Adamek, a potem Yoan Pablo Hernandez. Oto jak Cunningham wspomina swoich najlepszych i najgroźniejszych rywali.
Najlepszy jab: Guillermo Jones
"Miał bardzo dobre warunki fizyczne, a dzięki doświadczeniu potrafił to wykorzystać. W końcu znalazłem sposób, by przedostawać się do półdystansu. Miał świetne zasięgi, a przy tym był szybki"
Najlepszy w obronie: Antonio Tarver
"Był naprawdę śliski i sprytny. Naprawdę trudno było go trafić czymś czystym. Wychodziła jego rutyna. Kilka razy trafiłem, jednak on boksował bardzo rozważnie i sprawiał, że rywale przeciwko niemu nie wyprowadzali tylu uderzeń co zazwyczaj. Postanowiłem więc wydłużyć serie do czterech ciosów, z których przynajmniej jeden dochodziłby celu"
Najszybsze ręce: Yoan Pablo Hernandez
"Miał naprawdę szybkie ręce. Bił kombinacjami i te kombinacje również były bardzo szybkie. I za każdym razem była to inna akcja. Nigdy nie wiedziałeś, jak on złoży kolejną kombinację"
Najszybszy na nogach: Andrew Tabiti
"Po tym jak trafiłem go mocno prawą ręką w pierwszej rundzie, nie chciał już prowadzić otwartej walki. I wiedział jak to robić. Pozostawał z daleka i cały czas był lotny na nogach"
Najtwardsza szczęka: Antonio Tarver
"Trafiłem go kilkoma dobrymi ciosami, lecz nie zrobiły na nim wrażenia"
Najinteligentniejszy w ringu: Antonio Tarver
"Hernandez reprezentował kubańską szkołę boksu i był mądry w ringu. Postawiłbym go na tym samym poziomie co Tarvera, tylko górę wzięło doświadczenie Tarvera"
Najsilniejszy fizycznie: Tyson Fury
"Tu nie miałem wątpliwości. Przez swoje gabaryty najsilniejszy fizycznie był Fury"
Najmocniej bijący: Amir Mansour
"Mój Boże, ten facet naprawdę potrafił mocno przyłożyć. To było jakieś szaleństwo. W każdy cios wkładał wszystko co ma, każdym uderzeniem chciał znokautować. Pokonałem go, ale dwa razy miał mnie liczonego. Za drugim razem byłem naprawdę mocno zraniony"
Najlepiej wyszkolony: Antonio Tarver
"Znów wahałem się między Tarverem a Hernandezem. Obaj mieli wielkie umiejętności. Kubańczycy poruszają się w specyficzny sposób. Hernandez w dodatku miał świetne kombinacje. Z kolei Tarver był śliski, metodyczny. Sprawiał, że popełniałeś błędy, które on potem wykorzystywał. Wyłapałem kilka ciosów i nie wiedziałem skąd one w ogóle nadleciały"
Najlepszy ogółem: Guillermo Jones
"Walczył z pozycji mańkuta. Mógł cię znokautować, ale również wypunktować. Był duży, miał świetny zasięg i duże doświadczenie. Dziś najlepszy jest Tyson Fury, ale gdy walczył ze mną, nie był jeszcze tym, kim jest dzisiaj. Potem zresztą jego wujek i trener Peter Fury zaprosił mnie na sparingi. To był bardzo sprytny ruch z ich strony. Fury popełniał błędy, oni byli tego świadomi i poprawili błędy, dzięki czemu Tyson dziś jest wspaniałym zawodnikiem. Ciągle się uczy i rozwija"
Acha, ale ten Amerykanin to rozumiem był obiektywny?
Stefan zawsze był dziwny. U nas uśmiechał się i pozdrawiał, a za plecami obdgadywał. Nie potrafi przegrywać, choć jak rzucił Furego na deski jak szmatę to byłem pod wrażeniem. Taki waciak, takiego kolosa.
Przy takim zasięgu mógł sobie punktować nie wdając się w bitki gdzie leżał jak np. z Adamkiem czy Głowackim.
Takim totalnym waciakiem to on nie był - posadzadził Furego, Hucka.