GARDZIELIK ROZBIJAŁ, ALE NIE PRZEWRÓCIŁ REYNOSO
W głównym daniu gali Challengers Boxing Night #1 Kamil Gardzielik (12-0, 3 KO) zdecydowanie ograł Tomasa Andresa Reynoso (13-7-1, 3 KO).
Podopieczny Andrzeja Liczika w połowie pierwszej rundy "podłączył" rywala kombinacją prawy krzyżowy-lewy sierp, ale gdy ruszył na zranioną ofiarę, poślizgnął się, przewrócił i zanim walka została wznowiona, minęło przynajmniej dziesięć sekund i Argentyńczyk zdążył opanować kryzys. Po przerwie Gardzielik rozbijał przeciwnika lewym prostym, a gdy wydłużył raz serię do czterech ciosów, tym ostatnim - prawym krzyżowym, znów lekko wstrząsnął Reynoso.
W trzecim starciu Argentyńczyk aż tak ranny nie był, wciąż jednak zbierał praktycznie każdy jab Polaka. Gardzielik dodał również do swojego arsenału prawy na dół. W czwartym znów dwie kolejne dwie ładne akcje naszego rodaka - najpierw lewy sierpowy, a pół minuty później kombinacja lewy-prawy prosty. Kolejne minuty mijały pod zdecydowane dyktando Kamila, ale nawet jeśli lewym hakiem na korpus prawie złamał rywala w pół w szóstej rundzie, to ten - pomimo grymasu bólu na twarzy, wciąż stał na nogach i nie dał się przewrócić.
Do samego końca trwała demolka, o dziwo nie przyniosła ona skutku. Oczywiście Kamil wygrał zdecydowanie, ale albo brakuje tam "pary", albo Reynoso jest wyjątkowym twardzielem. Albo trochę tego i trochę tego... Sędziowie nie mogli mieć żadnych wątpliwości i zgodnie punktowali 80:72.