ARREOLA: W NAJGORSZYM WYPADKU POWINIENEM ZREMISOWAĆ Z KOWNACKIM
- Kiedyś to on chciał być mną. Ale to Ruiz zdobył tytuł mistrzowski, dlatego dziś to ja chcę być jak on - mówi Chris Arreola (38-6-1, 33 KO), który 1 maja spotka się z Andym Ruizem Jr (33-2, 22 KO).
- Kiedy zrobiłem pierwszy sparing z tym chłopakiem od razu wiedziałem, że pewnego dnia spotkamy się w ringu. Zobaczyłem naprzeciw siebie grubiutkiego chłopaka i tak go widziałem, dopóki nie rozpuścił swoich rąk. Bo to były bardzo szybkie i mocne ciosy. Wtedy zrozumiałem, że kiedyś będziemy walczyć i od tego czasu jestem na niego gotowy. Kiedyś to on chciał być mną. Ale to on zdobył tytuł mistrzowski i dziś to ja chcę być jak on. Ruiz zasłużył na wszystko co zdobył i osiągnął, teraz jednak pora, bym również ja to osiągnął i udowodnił wszystkim, że należę do światowej elity wagi ciężkiej. Daję z siebie wszystko na treningach i w pierwszy dzień maja damy kibicom doskonałe widowisko - zapowiada "Koszmar".
- Andy popracował i wygląda na bardzo mocnego, tym bardziej więc spodziewajcie się świetnej walki. Przepracowałem ciężko ostatnie tygodnie, ale przede mną jeszcze trochę ciężkich treningów. Wszystko po to, by 1 maja zadziwić świat. Już przed Kownackim zrobiłem postępy i w najgorszym wypadku powinienem wtedy zremisować. Ale od tamtego czasu rozwinąłem się jeszcze bardziej i będę w dużo lepszej formie na walkę z Ruizem. Pod koniec kariery większą uwagę zwróciłem dyscyplinie, lecz nie jestem osobą, która czegokolwiek w życiu żałuje i nie wracam już do przeszłości. Dziś mam dużo więcej energii wewnątrz siebie, jestem bardziej zdyscyplinowany i odnalazłem nową miłość do boksu. Pamiętajcie, że dobrze poznałem Andy'ego, sporo razem sparowaliśmy. Zawsze szedł do przodu i miał bardzo szybkie ręce, dlatego byłem jednym z nielicznych, którzy przed pierwszą walką z Joshuą stawiałem właśnie na niego. Wiem doskonale, że muszę boksować z nim mądrze i taktycznie, bo tylko tak mogę go pokonać - dodał Arreola, w przeszłości trzykrotny pretendent do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej. Na jego drodze stawali kolejno Witalij Kliczko, Bermane Stiverne oraz Deontay Wilder.