DZIŚ PREMIERA KSIĄŻKI 'POLSKIE PISANIE O BOKSIE'
Dziś premiera książki "Polskie pisanie o boksie"
Rzecz na swój sposób pionierska, bokserskie teksty cenionych polskich autorów ostatnich siedmiu dekad, okraszone fotoesejem i słowem wstępnym.
Od literatów złotej epoki polskiego pięściarstwa, przez młodą gwardię bokserskich dziennikarzy i reportażystów, do zafascynowanych boksem pisarzy współczesnych - ''Polskie pisanie o boksie'' to prawdziwie nokautujące uderzenie, dwanaście różnych spojrzeń na pięściarstwo. Reportaże o boksie polskim, brytyjskim i serbskim, opracowania historyczne i eseje, klasyczne opowiadania najwyższej próby - to wszystko i wiele innych pięściarskich emocji można odnaleźć w zbiorze adresowanym do zagorzałych kibiców i koneserów dobrej literatury.
Autorzy: Kacper Bartosiak, Jakub Biłuński, Michał Cetnarowski, Sylwia Chutnik, Łukasz Dynowski, Edward Kurowski, Sławomir Majewski, Jakub Małecki, Andrzej Pastuszek, Leszek Płażewski, Paul Polansky, Jan Skotnicki
Zdjęcia: Jakub Dobek
Fragment wstępu:
Niniejszy tomik nie ma ambicji bycia kompleksową antologią. Jego zadaniem jest wprowadzenie mniej wyrobionego boksersko czytelnika do twórczości piszących o pięściarstwie Polaków, a jednocześnie sprawienie przyjemności czytelnikowi, który boksem się pasjonuje i szuka nowych, oryginalnych podniet. ''Polskie pisanie o boksie'' to zarys fenomenu, treściwa zakąska. Najbardziej literacki ze sportów (jeżeli boks można w ogóle uznać za pełnoprawny sport) ujawnia w niej bogactwo smaków, ale pięściarska uczta słowa pisanego stanowi zjawisko nieskończenie rozleglejsze.
Dlaczego pięściarstwo przyciąga tak wielu twórców, na czele z ludźmi pióra? Po pierwsze dlatego, że jest uniwersalną i ostateczną metaforą człowieczeństwa, jakkolwiek pompatycznie to brzmi. Po drugie w boksie wyraźnie ukazują się konteksty polityczne, kulturowe i społeczne danego okresu. Po trzecie walka na pięści to sztuka sama w sobie.
Fragment tekstu Michała Cetnarowskiego:
Robotę w starciu Wilder vs Ortiz zrobiło dla mnie to króciutkie ujęcie: uśmiechniętej, autentycznie podekscytowanej córeczki Ortiza, trzynastoletniej Lismercedes, a zaraz obok niej jego żony Lisdey, zmęczonej życiem czterdziestki piątki, korpulentnej, żadnej tam seksbomby, po której od razu widać, że wiek w oficjalnej metryce Ortiza to ściema. To właśnie w jej ciele, oczach, twarzy, całej postawie – był tylko lęk, tym wyraźniejszy, że zestawiony z pogodną twarzą dziecka. Dziewczynka mogła się jeszcze cieszyć wielkim ojcem, bojowo nastawionym gigantem, który u szczytu kariery staje właśnie w świetle reflektorów całego bokserskiego świata; ale kobieta, zwłaszcza taka, która uwierzyła w legendę morderczego ciosu Wildera, już nie bardzo. Bo ona wiedziała: co się zaraz wydarzy, ile tam postawiono na szali, zdrowia i przyszłości ich całej rodziny, jak trudno będzie wyjść z tego cało.
Nie wiedziałem wtedy jeszcze nic o perypetiach rodzinnych King Konga, nie znałem imion jego dzieci ani jego kubańskiej historii, ale nie mogło mnie to nie chwycić za gardło i odtąd już mocno trzymałem kciuki za triumf woli Ortiza, a nie tylko za „dobrą walkę”. To, czego nie zrobiły wszystkie teatralne trash talki na konferencjach prasowych, naprawiło jedno krótkie ujęcie.
Dopiero później dowiedziałem się, że Lismercedes cierpi na pęcherzowe oddzielanie się naskórka, które powoduje, że nawet najdelikatniejszy dotyk może spowodować u niej poważną ranę. Że kiedy urodziła się z czarnym kciukiem i lekarze, nie mając pojęcia, co jej jest, postanowili profilaktycznie amputować uszkodzoną tkankę, Luis powiedział, że w takim razie muszą odrąbać paluch także jemu, żeby jego córka nie dorastała w przekonaniu, że znalazła się w tym wszystkim sama. Że w końcu nieumiejący pływać Ortiz przekradł się łódką przemytników do Meksyku, potem dwa dni maszerował pustynią, tylko w jednym bucie, a wreszcie przekroczył granicę USA, w amerykańskim śnie szukając pomocy dla dziecka. Że potem prawie przez trzy lata próbował ściągnąć rodzinę do Stanów, powoli pnąc się po szczeblach, które ostatecznie doprowadziły go do Deontaya Wildera. To wszystko pojawiło się dopiero potem, już odpowiednio zmitologizowane, podlane hollywoodzkim sosem, w którym trudno oddzielić od siebie to, jak rzeczy wydarzały się naprawdę, od tego, jak zostały potem udramatyzowane. Najważniejszy był jednak tamten obrazek: zaintrygowana Lismercedes i przerażona Lisdey na jednym kadrze, jak bokserskie jin i jang.
Dopiero później doczytałem, że takie dzieci jak ona nazywa się dziećmi motyla. Myślę, że w tym przypadku „córki King Konga” to nazwa bardziej niż adekwatna. Sting like a bee, Mr Ortiz, and fly like a butterfly.
Książka „Polskie pisanie o boksie” ukazała się właśnie na rynku nakładem Wydawnictwa Ebr. Wyłączną dystrybucją w Polsce (online i stacjonarnie) zajmuje się krakowska księgarnia De Revolutionibus Books & Cafe >>>.
*
''Polskie pisanie o boksie''
Wydawnictwo: Ebr (European Boxing Reportage)
Numer ISBN: 978-83-927039-9-0
Skład: d2d.pl
Wymiary: 140x205
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Uszlachetnienie: folia połyskująca
Liczba stron: 192