GROMADZKI O KULISACH WYGRANEJ: CAŁA AKCJA WYGLĄDAŁA JAK Z FILMU
Tomasz Gromadzki podsumował na swoim na Facebooku piątkowe zwycięstwo na Gromdzie. Pięściarz zawodowy wygrał wszystkie trzy pojedynki i w wielkim finale zmierzy się z byłym mistrzem Ukrainy juniorów w boksie Wasylem Hałyczem. Kulisy wygranej Zadymy są naprawdę mocne...
- W pierwszej części moich podziękowań, chciałem zacząć tym razem trochę w innej kolejności. Mam nadzieję, że reszta osób z grona trenerskiego zrozumie i nikt nie poczuję się urażony. Tego dnia dużą rolę odegrał sztab Silesia Cutman Team - zaczyna opowiadać Gromadzki.
Pierwszy pojedynek to prawdziwa deklasacja "Zadymy". Bardzo szybko czystym ciosem znokautował swojego przeciwnika, który potem długo dochodził do siebie. Półfinał nie był już taki prosty. Daniel "Hunter" Więcławski postawił warunki, został jednak zdyskwalifikowany w ostatniej rundzie za ponowne ściąganie rywala, wcześniej usłyszał już kilka ostrzeżeń ze strony ringowego. Pięściarz Tymexu stracił dużo energii, nabawił się rozcięcia, a dłonie bardzo szybko zaczęły puchnąć.
- Po drugiej walce, czyli bardzo ciężkim i długim półfinale podchodzę w narożniku do trenera i pytam: "Jak rozcięcie?" Trener: "Lekarz może Ciebie nie dopuścić do kolejnej walki. Masz jeszcze siły walczyć?" Ja: "Chcę walczyć, ale nie wiem czy jestem w stanie tymi rękami." Po werdykcie i zejściu z ringu zaczyna się prawdziwa walka z czasem. Pytam organizatorów, ile mamy czasu do kolejnej walki, a oni na to, że 7 minut w studiu i zaczyna się ekstrafight poprzedzający naszą finałową walkę i wchodzimy my. Czyli może 15 minut, a może 30 - pisze Gromadzki.
Do gry weszli sekundanci Gromadzkiego. Już w szatni zaczęli swoją pracę, aby "Zadyma" mógł zawalczyć w finale. Przeciwnikiem w trzeciej walce miał być Paweł "Byku" Strzelczyk, dla którego ogromnym udogodnieniem był fakt, że jego rywal z półfinału Piotr "Hulk" Bączyk poddał się jeszcze przed pierwszym gongiem ze względów zdrowotnych. Dlatego "Hulk" miał dwie godziny czasu na przygotowanie się na finał i nie musiał toczyć drugiego starcia. U Gromadzkiego za to rozpoczął się wyścig z czasem.
- Tak więc zaczyna się. Mój cutman Łukasz Toborek wraz z drugim cutmanem, Szymonem Toborkiem wbiegają do mnie do szatni. Zabrali ze sobą całą obsługę medyczną z hali, oprócz lekarza ringowego. Posadzili mnie na krześle, a cała akcja wyglądała jak z jakiegoś filmu. Jedna osoba trzyma mi lód na głowie i klatce piersiowej, dwie osoby zajmują się rozwalonymi rękami,a kolejne dwie tamują rozcięcie oraz specjalnym zmrożonym żelazkiem rozcierają opuchlizny. Zaczyna się ekstrafight i cutmani musza iść do narożników, a ja zostaję z obsługą medyczną - opowiada Tomasz Gromadzki.
- Ze studia przybiega Artur Szpilka i Maciej Miszkin. Artur ogląda moje dłonie i mówi: "Jak ja tak miałem rozwalone ręce, to nie dałem rady nawet w rękawicach walczyć." Nagle pada hasło: "Tomek jak nie wyjdziesz do kolejnej walki, to nie będzie wstydu. Każdy zrozumie" Ja mówię: "Wyjdę do tej walki i jeszcze ja wygram!" Ponieważ dłonie miałem całkowicie rozwalone i gdy wyprostowałem palce, to nie mogłem zacisnąć pięści, więc przy pomocy sztabu, zacisnąłem palce i wsadziłem je do lodu i zmroziłem dłonie w ten sposób. Potem już nie mogłem ich otworzyć podczas walki, nawet żeby przyjmować ciosy na gardę, bo bym już ich nie mógł z powrotem zacisnąć. Ktoś wbiega do szatni i mówi: "Koniec ekstrafightu, wychodzisz za 5 minut" Więc wstałem i wyszedłem naprzeciw prawie dwumetrowego zawodnika, który odpoczywał prawie dwie godziny, ponieważ wycofał się jego przeciwnik z półfinału - dodał na Facebooku zawodowy pięściarz.