ZAPOMNIANE BITWY: SAUL ALVAREZ vs CARLOS BALDOMIR
Dziś w cyklu ''Zapomniane bitwy'' Wojciecha Czuby rozgrzewka przed nocną walką Canelo vs Yildirim, czyli wspomnienie efektownego pojedynku Saula Alvareza z Carlosem Manuelem Baldomirem sprzed ponad dekady.
ZAPOMNIANE BITWY: SAUL ALVAREZ vs CARLOS MANUEL BALDOMIR
Jedenaście lat temu ''cynamonowy'' ulubieniec meksykańskich kibiców dopiero wspinał się na szczyt bokserskiego Olimpu, na którym obecnie zasłużenie zasiada od dłuższego już czasu. Jednakże wówczas 20-letni Saul powoli, konsekwentnie, z każdym kolejnym pojedynkiem udowadniał wszystkim swoją wartość. 18 września 2010 roku następną przeszkodą, którą młody wilk musiał pokonać był argentyński twardziel, były zunifikowany czempion dywizji półśredniej Carlos Manuel Baldomir (45-12-6, 14 KO).
Granitowy ''Tata''
Urodzony w Santa Fe, kochający futbol (szczególnie drużynę CA Colon, w której koszulce wchodził do ringu) i noszący przydomek ''Tata'' Baldomir swoje największe chwile świetności przeżył w styczniu 2006 roku w słynnej hali Madison Square Garden w Nowym Jorku. Wtedy to po zaciętej dwunastorundowej bitwie zdetronizował wielkiego faworyta, króla WBC, WBA i IBF kategorii półśredniej, walczącego na swoim podwórku Zaba Judaha (34-3, 25 KO). O tym, że triumf nad ''Super'' Zabem nie był przypadkiem eksperci i kibice przekonali się już sześć miesięcy później, kiedy to rozpędzony argentyński walczak w dziewiątej odsłonie zastopował świetnego Arturo Gattiego (40-8, 31 KO). Co ciekawe, mimo iż w walce z Judahem Baldomir zdobył trzy pasy, to jednak oficjalnie przyznano mu tylko trofeum WBC, albowiem za dwa pozostałe świeżo upieczony mistrz nie uiścił stosownych opłat. Carlos co prawda tłumaczył, że nie zrobił tego ponieważ pochłonęłyby one całkowicie jego bardzo niską wówczas gażę, ale żaden z włodarzy go nie słuchał i decyzję podtrzymano. Dobra passa ''Taty'' zakończyła się w listopadzie tego samego roku za sprawą 29-letniego Floyda Mayweathera Juniora (37-0, 24 KO), ale na otarcie łez ''Pretty Boy'' wystawił Baldomirowi najwyższy w karierze czek na sumę 1,6 miliona dolarów. Od tamtego występu do czasu spotkania z Canelo Alvarezem w 2010 roku Baldomir pojawił się między linami czterokrotnie, notując dwie wygrane i dwie porażki.
Powszechnie uważano jednak, że o ile faworytem był młody i głodny sukcesów rudowłosy bombardier, to jednak 39-letni doświadczony weteran będzie dla niego wymagającym testem. Dodatkowo za Baldomirem przemawiał fakt, że mimo wielu porażek na koncie, tylko raz i to w 1994 roku - w swojej siódmej zawodowej walce - przegrał przed czasem, ale nikt nigdy go nie znokautował. ''Tata'' miał więc granitową szczękę, ogromne doświadczenie w rywalizacji z czołówką, był nieustępliwy, a wielkie serce do walki i duma sprawiały, że zawsze wchodził do ''klatki'' z wiarą w zwycięstwo. Idealny ''tester'' talentu ówczesnej świecącej coraz jaśniejszym blaskiem gwiazdy ze stajni ''Golden Boy''.
ZAPOMNIANE BITWY: KELLY PAVLIK vs JERMAIN TAYLOR >>>
Irlandzki pradziadek
Pochodzący z wielodzietnej rodziny (ma jedną siostrę i sześciu braci) Saul był najmłodszy i jako jedyny odziedziczył po mamie Annie Mari ''cynamonowy'' odcień włosów. Skąd tak nietypowy kolor? Według Alvarezów któryś z ich prapradziadków był irlandzkim żołnierzem walczącym podczas meksykańsko-amerykańskiej wojny w latach 1846-1848 w Batalionie Świętego Patryka i tak oto jego geny w postaci rudych włosów Saula przetrwały w rodzinie do dziś.
Pod wpływem starszych braci, z których każdy z lepszym lub gorszym skutkiem występował na zawodowych ringach bokserskich, 13-letni Saul również założył rękawice. Po krótkiej karierze amatorskiej mając 15 lat zadebiutował jako profesjonał. Dlaczego tak wcześnie? Jak twierdzi jego trener Eddy Reynoso już wtedy Canelo bił tak mocno, że żaden z chłopców w jego wieku nie chciał z nim ani walczyć, ani trenować. By chłopak dalej się rozwijał, musiał konfrontować się z zawodowcami.
Kolekcjoner skalpów
Od swojego debiutu w 2005 roku do 2010 roku Saul stoczył 30 pojedynków (29-0-1, 22 KO). Oficjalnie, bo jak twierdzi Chepo Reynoso – ojciec Eddy’ego, na samym początku swojej bokserskiej przygody rudowłosy niszczyciel znokautował dziesięciu dodatkowych oponentów, ale ich poziom, umiejętności i rozpoznawalność były tak niskie, a malutkie ''gale'' na których miało to miejsce, tak słabo udokumentowane, że szkoda było zachodu, aby wpisywać je do rekordu przyszłej gwiazdy. Od 2010 roku Alvarez zaczynał zbierać coraz bardziej cenne skalpy. W marcu w trzeciej rundzie znokautował Briana Camechisa (19-3, 8 KO), w maju w dziewiątej odsłonie zastopował starszego brata Miguela, ambitnego, ale nie tak utalentowanego jak sławny ''Junito'' - Jose Miguela Cotto (31-2-1, 23 KO), a dwa miesiące później tylko połowę zaplanowanego dystansu wytrzymał z nim Luciano Leonel Cuello (26-2, 12 KO), za co Alvarez w nagrodę otrzymał wakujący pas WBC Silver wagi junior średniej.
To właśnie trofeum znalazło się w stawce pojedynku z mającym ogromną ochotę na powrót do ścisłej czołówki Baldomirem. Argentyńczyk wyraźnie nie doceniał młodego mistrza. W wywiadach przed tym spotkaniem zapowiadał, iż chce lepszego z głównej walki wieczoru, czyli Shane Mosley (46-6, 39 KO) vs Sergio Mora (22-1-1, 6 KO), a pytany o Canelo twierdził, że z łatwością znokautuje młokosa, który nigdy jeszcze nie mierzył się z zawodnikiem jego pokroju.
Uprzejmy do czasu
Na ważeniu przed walką były czempion wagi półśredniej nie zmieścił się w umownym limicie 151 funtów (68,49 kg), przekraczając go o 2,4 funta (1,08 kg). Według przepisów musiał za to ponieść karę w postaci przekazania swojemu rywalowi 20 procent ze swojej gaży. Co ciekawe Alvarez zachował się jak na gentlemana przystało i wspaniałomyślnie odmówił dodatkowych 12 000 dolarów, bo na tyle wyliczono dodatkowy ''balast'' Carlosa. Na tym jednak uprzejmości ze strony Meksykanina się skończyły.
Mimo iż wspomnianą powyżej walką wieczoru w wypełnionej do ostatniego miejsca hali Staples Center było starcie Mosleya z Morą, to jednak zdecydowana część z kilkunastu tysięcy fanów przybyła tylko i wyłącznie dla Canelo. Zresztą pojedynek ''Sugara'' z ''Latynoskim Wężem'' wyraźnie rozczarował, był po prostu nudny i zakończył się remisem. Na szczęście dla kibiców meksykańsko-argentyńska para nie zawiodła i to ona skradła całe show.
Tuż przed pierwszym gongiem obydwu bohaterów przywitali jeszcze w ringu Oscar De La Hoya, Bernard Hopkins i Sergio Martinez, a niezastąpiony Michael Buffer zmobilizował wszystkich swoim elektryzującym okrzykiem i rozpoczęli.
Granit też pęka
Już pierwsze minuty pokazały, że w rywalizacji młodości z doświadczeniem górować będzie młodość. 20-letni Canelo prezentował doskonałą szybkość, celność i zwrotność. Przy czym co dla niego charakterystyczne, nie podpalał się, spokojnie czekając na chwilę nieuwagi i lukę w defensywie swojego starszego aż o 19 lat przeciwnika. W każdej z rund podopieczny trenera Reynoso prezentował żywiołowo reagującym fanom wspaniałe ciosy kontrujące z prawej ręki, mordercze lewe sierpowe i proste. Coraz częściej dla starającego się wywierać nieustanną presję i prącego niestrudzenie do przodu Baldomira, Meksykanin był nieuchwytnym celem. Z każdą kolejną rundą coraz więcej czystych uderzeń powodowało coraz mocniejsze i większe pęknięcia w wydawałoby się niezniszczalnej tarczy ochronnej Argentyńczyka.
W końcu w szóstej rundzie granit w szczęce dumnego ''Taty'' rozpadł się na tysiąc kawałków. Powiedzenie świętej pamięci Jerzego Kuleja, że ''nie ma odpornych, są tylko źle trafieni'', sprawdziło się tutaj co do joty. Początek końca starego mistrza nastąpił w 2 minucie i 32 sekundzie od zainkasowania kolejnego już w tej walce mocnego lewego sierpa. Czujący krew Canelo błyskawicznie dołożył do niego kolejne bomby z obu rąk. Mimo iż Carlos czuł ich moc, nadal starał się odpowiadać i zapewne wierzył, że jeszcze nic nie jest stracone i że w kolejnych odsłonach zdoła wciągnąć tego ''chłopczyka'' na głęboką wodę i zatopić. Mylił się. Na dosłownie dwie-trzy sekundy przed gongiem, w czasie ostatniej zaciętej wymiany Alvarez skosił go z nóg straszliwym lewym sierpowym, po którym weteran bezwładnie runął na ring, a wstrząśnięty arbiter Jose Cobian zatrzymał rywalizację.
Ten zadany z olbrzymią siłą i dynamiką cios sprawił, że Saul stał się pierwszym w historii człowiekiem, który znokautował twardego Baldomira.
- Mówiłem wam, że jestem świetnie przygotowany do tego pojedynku – stwierdził zaraz po walce, oczywiście przy pomocy tłumacza, uśmiechnięty triumfator. – Nigdy za dużo nie gadam przed walką, za to wszystko pokazuję w ringu. To dla Meksyku i moich wszystkich fanów. On nie był zbyt szybki, więc trafienie go nie było zbyt trudne.
Nokaut. jaki otrzymał od Canelo Baldomir sprawił, że młody Meksykanin wyraźnie zyskał w jego oczach.
- To prawda, że on bije mocno. Naprawdę potrafi uderzyć i ta siła mnie zaskoczyła – przyznał szczerze Argentyńczyk. – Ten chłopak to prawdziwy wojownik i na pewno będzie mistrzem. Nikt wcześniej mnie tak nie uderzył i nikt wcześniej mnie nie znokautował – komplementował swojego pogromcę ''Tata''.
Upadek vs Wzlot
Po tym starciu Baldomir nigdy już nie był tym samym zawodnikiem. Walczył jeszcze co prawda ze zmiennym szczęściem, aż w końcu w 2014 roku dał sobie spokój i zawiesił rękawice na dobre. Dwa lata później cały świat zszokowała informacja o aresztowaniu ''Taty'' za znęcanie się fizyczne nad żoną i córką. W czasie śledztwa okazało się również, że Baldomir w latach 2012- 2014 wykorzystywał seksualnie swoją ośmioletnią córkę. Za ten godny najwyższego potępienia czyn w lipcu 2019 roku sąd w Santa Fe skazał go na 18 lat więzienia.
Tymczasem kariera Alvareza poszła w zupełnie innym kierunku. ''Cynamonowy'' książę gromiąc kolejnych wielkich mistrzów i inkasując za to kolejne grube miliony, w ciągu 11 lat stał się królem nie tylko rankingów P4P, ale i całego bokserskiego świata. Po tamtym demolującym Baldomira chłopaku nie ma już śladu. Teraz Canelo to dojrzały facet i w pełni ukształtowana, wręcz doskonała maszyna do bicia. Na szczęście instynkt myśliwego i potworny lewy sierpowy ma wciąż ten sam.
WOJCIECH CZUBA
Nie ujmuje nic ani jednemu ani drugiemu, ale zeby pisac o tej walce jako o jakiejs bitwie, czy duzym zestawieniu to nieporozumienie. To tak jakby ktos za kilka lat napisal "zapomniane bitwy": Hrgovic vs Molina (chociaz ten nigdy nie byl mistrzem ale za to dwukrotnym pretendentem)