OSCAR VALDEZ: NIE MA NIC LEPSZEGO NIŻ UCISZENIE NIEDOWIARKÓW
Oscar Valdez (29-0, 23 KO) kontra Miguel Berchelt (37-2, 33 KO) w Las Vegas - wczorajsza mistrzowska wojna meksykańskich kozaków zapisze się w historii boksu. Nokaut w wykonaniu Valdeza z pewnością będzie jednym z kandydatów do nokautu roku, zresztą Oscar przez całą walkę boksował znakomicie. Oto, jak skomentował wygraną, w którą przed pojedynkiem wierzyło niewielu.
NOKAUT ROKU JUŻ W LUTYM? VALDEZ ODCIĄŁ BERCHELTA! >>>
- Nie ma nic lepszego niż udowodnienie ludziom, że się mylili, niż uciszenie niedowiarków. Wątpili we mnie moi idole i bokserscy eksperci. Mówili, że Berchelt mnie znokautuje. Ale mam wiadomość dla wszystkich: nie dajcie sobie wmówić, co możecie zrobić, a czego nie możecie. Zawsze ciężko pracujcie i trzymajcie dyscyplinę. Wtedy wszystko jest możliwe - powiedział Valdez.
- Ciężka praca, dyscyplina, koncentracja, praca całej ekipy. To pozwoliło mi wygrać. Dziękuję mojemu ojcu, całej mojej rodzinie, trenerowi Eddy'emu Reynoso. To nie jest tak naprawdę indywidualny sport, stoi za mną grupa ludzi... Za każdym razem, gdy oglądałem Berchelta, myślałem, że mogę go pokonać. Nie chciałem żałować na starość, że nie walczyłem z nim w swoim najlepszym okresie. Mam nadzieję, że Meksykanom podobał się mój występ, choć nie wdawałem się non stop w wymiany (...) - dodał świeżo upieczony czempion WBC wagi super piórkowej (wcześniej był mistrzem WBO wagi piórkowej).
- Słyszałem, że Shakur Stevenson chce ze mną walczyć. Zróbmy to. Chcę dać kibicom to, czego chcą, Viva Mexico! - podsumował swój wielki wieczór charyzmatyczny wojownik.
To fakt,odcięcie prądu było jakich mało,sam pojedynek w sumie dość jednostronny,choć Berchelt pokazał wielkie serce i czasami chciał ,ale nie mógł zrobić czegoś więcej.
*
*
*
Nie, nie był. Berchelt, mimo że podłączony dość wcześnie dalej był cały czas zagrożeniem. Większy, silniejszy, szedł do przodu i spychał mniejszego Valdeza nad którym wisiało widmo spuchnięcia po tych podpaleniach kiedy trafiał i kryzysu kondycyjnego. Mimo wszystko Valdez pokazał jednak sporo dojrzałości i nie popełnił tych błędów, pomimo tego że raz został naprawdę brzydko trafiony.
Dla kogoś kto zastanawia się nad punktowaniem walk i wątpliwym elementem "ring generalship" to polecam 10 rundę tego starcia. Berchelt cytując laika Kostyrę, który powtarza to jak mantrę "był agresorem" tylko co z tego wynikało i jak Valdez będąc w defensywie to wykorzystywał.
To jest własnie piękno tego sportu
Wiesz,kwestia sporna to jakby oglądać Margarito-Pacquaio albo Cotto-Margarito II,tylko puenta nie pozostawia żadnych wątpliwości.
*
*
*
Dupa tam odnośnie Margarito-Pacquiao, przecież cała ta walka była robiona pod niego, a znając zakulisowe zagrywki Aruma w celu zbudowania Filipińca to wiemy co było grane z wagą. Poza tym jednym ciosem na tułów ze strony Meksyka tam nie było żadnego zagrożenia.
Co do Cotto-Margarito II to mimo tego rozcięcia Margarito ponawiał scenariusz pierwszej walki z bandażami zalewnymi betoniarką czy bez, Cotto wymiękał i dostałby wpierdol mimo, że Margarito wycofano. To był niesmak niesamowity i taka pożywka dla mediów, że był niby rewanż i oszust przegrał. Gdyby to puścili rundę dalej to znowu Portoryko by przejebał.