OCZY NA OLIMP #14: NAJLEPSI 35 LAT TEMU
Dziś w cyklu Oczy na Olimp odcinek historyczny w stylu kartki z kalendarza. Miesięcznik „Boks” rokrocznie publikował ranking najlepszych polskich pięściarzy minionego roku. W lutowym wydaniu z roku 1987 został przygotowany ranking tych, którzy równo 35 lat temu wiedli prym na naszych ringach.
W najniższej wadze najlepszy był Janusz Szamp, który za plecami zostawił Ryszarda Majdańskiego. Trzy kilogramy wyżej, czyli w wadze muszej królował znany i lubiany do dziś, choć dobiegający już wtedy trzydziestki i powoli schodzący ze sceny Zbigniew Raubo. Jednak jak sugerowała redakcja, jego spryt i umiejętności wciąż znaczyły więcej niż bojowość wszystkich, którzy byli za nim. Waga kogucia należała wtedy do Sławomira Zaparta, wielokrotnego mistrza Polski. Na uwagę zasługuje jednak fakt, ze numerem dwa był Sławomir Żeromiński z Broni Radom, którego syn boksuje zawodowo.
Z mistrzostw świata w amerykańskim Reno reprezentacja Polski przywiozła dwa brązowe medale. Nic więc dziwnego, że najlepszy w wadze piórkowej na tamte czasy był nieżyjący już Tomasz Nowak. Pięściarz, który z perspektywy czasu jest mocno niedoceniany przez młodsze pokolenia. Głównie dlatego, że nie jest naznaczony medalem olimpijskim (choć w Seulu był w ćwierćfinale), a to medale olimpijskie są takim największym osiągnięciem, przez co dany zawodnik nie daje o sobie zapomnieć w publicznej świadomości.
„Jeden z najbardziej utalentowanych pięściarzy ostatniego dziesięciolecia” – Pamiętajmy, że jesteśmy w roku ’86 więc były to naprawdę nobilitujące słowa. Kto był ich adresatem? Krzysztof Kosedowski, który przez fakt, że nie chciał już rywalizacji ze wspomnianym wyżej Nowakiem przeniósł się z wagi piórkowej do lekkiej i tam od razu zajął miejsce dla lidera.
Jedynką w wadze lekkopółśredniej był Dariusz Czernij, który 3 lata później sięgnął po międzynarodowy sukces, jakim było srebro mistrzostw Europy w Atenach. Na uwagę zasługuje fakt, że przez samą nieobecność na mistrzostwach Polski największa postaci w tej wadze na tamten moment, czyli dobrze znany kibicom boksu Bogdan Gajda, był „ledwie” czwarty.
Mimo że czasy nie były jeszcze złe to do nominacji w wadze półśredniej redakcja podeszła gorzko i potraktowano ją wyłącznie z obowiązku. Niemalże nie wyróżniono nikogo, a pierwsze miejsce dla Tadeusza Wijasa argumentowano jedynie zdobyciem tytułu mistrza Polski, bez większych międzynarodowych perspektyw. Trochę sytuacja jak z dzisiejszych czasów, gdy z mistrzostwa Polski może niewiele wynikać.
„Trenerzy dużo obiecują sobie w tej wadze po Dariuszu Michalczewskim ale to melodia przyszłości”. Dlatego też w kategorii do 71 kilogramów, Michalczewski był numerem jeden, ale w zestawieniu juniorów. Natomiast w gronie seniorów ponowie bardziej z obowiązku niż z przekonania wskazano na Andrzej Krysiaka. Ciekawostką jest siódme miejsce Mirosława Kuźmy, a więc wujka znanego z Gromdy Krystiana, kojarzonego również jako Tyson. Kilka razy Krystian Kuźma pytany o to czy rozmawiał z wujkiem o boksie odpowiadał szorstko: Nie! Mirosław Kuźma na ówczesne czasy reprezentował Zawiszę Bydgoszcz i być może tutaj jest odpowiedź dlaczego tak lakonicznie Krystian wypowiadał się o wujku.
W wadze średniej pozycja numer jeden była tak samo niepodważalna, co zasłużona dla znakomitego Henryka Petricha, reprezentującego Warszawską Legię. Późniejszego medalistę igrzysk olimpijskich.
„Jeśli trener Andrzej Gmitruk zapatrzy się tylko w niego, to waga, która była przez laty koronną w Polsce, zejdzie do roli słabeusza”. W kogo miałby się tak zapatrzeć Andrzej Gmitruk? W Stanisława Łakomca, który oczywiście nie miałby sprowadzić wagi półciężkiej w dół swoim poziomem, ale chodziło raczej o to, że ma już swoje lata, a tuż za jego plecami, czyli numerem dwa, była inna wielka postać - Zygmunt Gosiewski, który jednak był jeszcze starszy. A nazwiska całej grupy młodszych na kolejnych pozycjach mówiły niewiele.
Szybko przechodzimy do wagi ciężkiej i tutaj jesteśmy jeszcze przed erą Gołota-Zatyka, którzy to byli typowani jako najlepsi (Gołota -91kg, Zatyka -81kg), ale podobnie jak Michalczewski jeszcze w kategorii juniorów. Pierwsze miejsce przypadło w udziale Januszowi Czerniszewskiemu, głównie za tytuł mistrza Polski. Trzecie miejsce przypadło Pawłowi Skrzeczowi, był to jednak jego ostatni sezon, w dodatku niedokończony, bo został już trenerem i po zasłużonych sukcesach sportowych w roku ’86 zajął się już szkoleniem.
Na deser kategoria superciężka, a tam zdecydowanym liderem zdawał się być przyszły medalista olimpijski Janusz Zarenkiewicz. Najlepszym komentarzem do tego stanowi zdanie: „Pozycję ma chyba dość mocną, ale i też rywali właściwie żadnych”
Takie to były czasy, tacy to byli ludzie chciałoby się powiedzieć. Czasy nienajgorsze, bo nie da się ukryć, ze wiele z tych postaci zapisała się pięknie w historii Polskiego boksu i przetrwało w pamięci młodszych pokoleń o co dzisiejszym zawodnikom będzie pewnie trudniej.
PS. Tak było 35 lat temu, a jeśli ktoś jest ciekaw jak było pól wieku temu, dajcie znać.
ŁUKASZ FAMULSKI
Ależ to musi być dzban.
ale kołek