OCZY NA OLIMP #12: COŚ SIĘ KOŃCZY, COŚ (NIE) ZACZYNA
Już ponad 20 lat masowo odbywają się gale boksu zawodowego w naszym kraju. Dlaczego o tym wspominam i jak to się ma do boksu olimpijskiego? Otóż ma wspólnego naprawdę wiele. Przy tej okazji odkryję także główną przyczynę kłopotów w polskim boksie.
Jest lipiec 2003 roku. Aleksy Kuziemski zdobywa brązowy medal na mistrzostwach świata w Bangkoku i do dzisiejszego dnia jest to ostatni medal ogólnoświatowej imprezy w męskim boksie olimpijskim.
Choć talentów na przełomie wieków nie brakowało to jednak dobrze rozkręcający się boks zawodowy kusił bardziej. Tamta droga wydawał się szybsza, bardziej atrakcyjna, dająca więcej możliwości i uniknięcia pułapki monotonnej rutyny startowej.
Z czasem jednak obie odmiany boksu wpadły w inną pułapkę, której efekty mamy dziś. Mianowicie jakby się dobrze zastanowić, to boks, w którym paradoksów jak wiadomo nie brakuje, ma też i taki paradoks, że jeśli nie idzie ci na amatorstwie, to możesz zostać dumnie brzmiącym w swojej nazwie zawodowcem. Temat jest jednak bardziej złożony. Jak napisałem wyżej, niektórzy przechodzą za zawodowstwo, bo zwyczajnie nie mają szansy przebicia sportowego na wyższym poziomie, czasem idzie za nimi jako wizytówka medal mistrzostw Polski. I to wszystko. Często nawet sami zawodnicy zgłaszają się do promotorów. Inni walczą, próbują, starają się, jeżdżą na międzynarodowe imprezy, są członkami kadry narodowej, ale w końcu ulegają ofertom zawodowym i próbują swoich sił. Czasem jest jednak zbyt późno, a czasem zbyt szybko. Jeszcze inni to buntownicy, którzy czują się w jakiś sposób skrzywdzeni przez tzw. system i ostatecznie przechodzą na zawodowstwo w atmosferze konfliktu.
Ostatnie pół roku, a nawet ostatnie dni, przyniosły sporo ciekawych transferów i znów w boksie olimpijskim tych szabel zrobiło się mniej.
Trzeba jednak być uczciwym i biorąc pod uwagę jak ciężka jest konkurencja w boksie olimpijskim i jak trudno jest się przebić do strefy medalowej na mistrzostwach świata czy igrzyskach, a jednocześnie mając na uwadze, że zawodowstwo wyławia te największe talenty, to przez te lata systemowej pracy w boksie zawodowym też nie jest rewelacyjnie.
Spójrzmy pokrótce na drogę do mistrzostwa naszych trzech czempionów w XXI wieku. Tomasz Adamek miał medal mistrzostw Europy i niezłą podbudowę amatorską, a zawodowo walczył w innych realiach niż dzisiejsze.
„Nie szło mi na amatorstwie, bo mój styl jest typowo pod zawodowstwo”. Uśmiecham się, kiedy nowi zawodowcy mówią takie słowa, bo potem okazuje się, że niekoniecznie. Są jednak bardzo nieliczne wyjątki i takim bez wątpienia jest nasz drugi mistrz Krzysztof Włodarczyk, który ze swoim stylem miałby problemy przekonać do siebie sędziów na światowych turniejach.
Jeszcze innym przypadkiem jest Krzysztof Głowacki i to jest rzeczywiście przykład na to, że boks zawodowy - mimo niezbyt nadzwyczajnej kariery amatorskiej u zawodnika - może być dużą szansą. Tak czy inaczej, Głowacki jest jedynym mistrzowskim dzieckiem systemu boksu zawodowego w Polsce. To jednak trochę mało. I zarówno boks zawodowy, jak i olimpijski (o którym wszyscy podobno chcą się troszczyć) nie mają się aktualnie najlepiej.
Sprawa jest złożona, ale kilka faktów jest banalnie prostych. Zawodnicy słuchają o marazmie w boksie olimpijskim i wiedzą, że w każdej chwili mogą uciec na zawodowstwo. Przechodząc mówią jacy to są super, a jak bardzo nie mieli warunków. Później okazuje się inaczej i koło się zamyka. Prawda jest taka, że zawodnik z wielkim potencjałem obroni się zawsze. Prawdą jest jednak to, że nie każdy pasuje do boksu zawodowego i potwierdzają to przykłady nawet wybitnych pięściarzy ze świata. Prawdą jest też to, że niektórzy są stworzeni do boksu olimpijskiego, ale wspomniany przykład Włodarczyka jest najlepszy. Nie miał stylu pod amatorstwo, ale pamiętajmy, że miał jednak spore umiejętności.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Dlatego, żeby zwrócić uwagę na pewne zjawisko. Promotorzy zawodowi mówią, że nie ma dobrego poziomu w boksie olimpijskim to nie ma później dobrego na zawodowstwie. Działacze boksu olimpijskiego powiedzą, że nie ma sukcesów na ringach olimpijskich, bo zawodnicy są podbierani przez promotorów. Kto tutaj ma rację? Na dobrą sprawę obie strony.
Rozmach gal zawodowych w Polsce pogłębił kryzys w boksie olimpijskim, a co za tym poszło w dalszej perspektywie to to, że coraz częściej oglądamy słabszy poziom walk. Łatwo jest pompować balonik, że było się super zawodnikiem, tylko sędziowie zawsze krzywdzili. Dlatego też życzyłbym sobie czasów, kiedy przejście na zawodowstwo nie będzie ucieczką, buntem, czy brakiem nadziei sportowych, ale kwestią selekcji na bazie predyspozycji do konkretnej odmiany boksu.
ŁUKASZ FAMULSKI
Problem leży nie tylko w talencie ale w prowadzeniu i przygotowaniu zawodnika. W PL trzeba wszystko robić najtańszym kosztem, co jest zrozumiałe bo Polski boks nie ma takich nakładów jak UK czy Stany albo Rosja. Nas nie stać na dobrych sparing partnerów, to my jeździmy do innych, o ile nas zaproszą. Nie mamy wielu szkoleniowców na światowym poziomie i nie stać nas aby kogoś takiego sprowadzić na dłużej do PL. Nasz topowy szkoleniowiec ma tylu zawodników że żadnemu z nich nie może oddać się w pełni, więc zamiast do każdego podchodzić indywidualnie, znaleźć jego mocne strony i je udoskonalać to wszyscy szkoleni są na sztance, każdy robi to samo, bez znaczenia czy na kogoś taki trening będzie produktywny, wszyscy mają robić to samo, bo trener się nie rozdwoi.
Kolejna kwestia to model promotorski, o ile każdy na początku zdobywa doświadczenia ze średniej klasy zawodnikami aby zbudować rekord o tyle, np. w Stanach tak się buduje zawodnikowi doświadczenie ale on walczy co miesiąc a czasami i częściej, a w PL tak jest prowadzona cała kariera do momentu złotego strzału. Wtedy wychodzi ile ta kariera i zawodnik byli warci. Co nie którym się udaje przeskoczyć o 2-3 klasy wyżej ale zazwyczaj wygląda to tak że później jest szukanie wymówek co poszło nie tak.
Podsumowując, u nas może i są talenty na skale światową, może nie jeden amator w przyszłości byłby MŚ, ale nie będzie nam dane tego sprawdzić, bo zazwyczaj taki zawodnik jest na straconej pozycji już zanim wkroczy w świat zawodowego boksu, popełniając podstawowy błąd chcąc budować swoją karierę w Polsce.
Kiedyś była liga i pensje.
Teraz jest tylko gadanie i nikt nie próbuje tego zmieniać.
Poza Suzuki, który tworzy świetne warunki swoim podopiecznym.
Byli trenerzy, było prowadzenie młodzików, juniorów - mieli trenować a klub załatwiał całą resztę.
Obecnie całkiem niedawno była, bodaj w Rybniku, sytuacja że utalentowany młodzik odpuścił, bo wszystko było opłacane z kieszeni rodziców - nawet już nie mówię o kosztach wyjazdów ale wpisowe na turnieje, ubezpieczenia itd.