CZERNINA: REBELIA BRUDNYCH MEKSYKÓW
Zbierając materiał do zeszłotygodniowego tekstu o Arcie Aragonie i Ryanie Garcii, natrafiłem na mniej znaną produkcję z udziałem ''Złotego Chłopca'', którego wcześniej widziałem jedynie w kultowym ''Fat City'' (1972) Johna Hustona. Dziś jestem już po seansie ''The Ring'' (1952) Kurta Neumanna i aż wstyd przyznać, że dopiero teraz ten film poznałem. Jest to bowiem obraz bardzo ważny i uczciwy, w wielu aspektach wyprzedzający swój czas. Został wyprodukowany przez wytwórnię King Brothers, znaną przede wszystkim z innego prekursorskiego filmu klasy B - ''Gun Crazy'' (1950) Josepha H. Lewisa, który zainspirował reżyserów francuskiej Nowej Fali i tworzącego ''Bonnie i Clyde'' Arthura Penna. Klasa B była często azylem dla twórców spoza głównego nurtu Hollywoodu i umożliwiała podejmowanie ryzyka niespotykanego w wielkich produkcjach. Kurt Neumann nie jest reżyserem wybitnym, ale potrafił zachować bezpretensjonalny ton scenariusza Irvinga Shulmana (na podstawie jego powieści ''The Square Trap'') i miał na planie jednego z najlepszych amerykańskich operatorów tamtych czasów, Russella Harlana, łączącego uliczny realizm z ujęciami stricte dokumentalnymi. ''Szorstkie światło'', głęboka czerń, jednoujęciowe sceny i panoramiczność; charakterystyczne cechy harlanowskiego stylu pozwalają wybrzmieć młodej metropolii Zachodu - Los Angeles lat 50. z jego rozległymi bulwarami, którymi kibice boksu dojeżdżali z przeróżnych dzielnic do legendarnej hali Olympic Auditorium (poniżej znajdziecie link do hasła w encyklopedii Bokser.org, które poświęciłem O.A.).
ENCYKLOPEDIA BOKSU: OLYMPIC AUDITORIUM >>>
''The Ring'' zaczyna się i kończy na ulicy Olvera, niegdyś stanowiącej ulicę meksykańskich osadników (dwie trzecie z nich było metysami i mulatami), członków jedenastu rodzin, które w 1781 roku założyły pueblo La Reyna de los Angeles, rdzeń dzisiejszego miasta. Po zakończeniu wojny amerykańsko-meksykańskiej w 1848 roku rządy nad Los Angeles przejęli Amerykanie, stopniowo coraz mocniej spychający Meksykanów na margines. Sprzyjały temu regularne lincze i deportacje oraz segregacja rasowa w szkołach publicznych. W latach 50. ulica Olvera była już tylko turystyczną atrapą, smutną parodią dawnej świetności. Latynosi zaczynali odzyskiwać prawa obywatelskie, ale nadal nie byli obsługiwani w większości kin i restauracji. Jedno z pierwszych ujęć ''The Ring'' pokazuje białe małżeństwo z klasy średniej fotografujące śpiącego Meksykanina, leżącego w ludowym stroju na ulicznym targu z pamiątkami - Olvera Market. Ów śpiący mężczyzna jest częścią targowych atrakcji, otrzymuje za sen wynagrodzenie. Ma się wpisywać w jeden z ulubionych amerykańskich stereotypów, odgrywać rolę ''leniwego Meksyka'' (lazy Mex). Jak mówił Art Aragon, Amerykanie wydymali Meksykanów dwukrotnie: najpierw zrobili z nich woły robocze traktowane nie lepiej niż czarni, a potem zaczęli sobie robić zdjęcia z tymi, które nie chciały pracować i musiały zdychać na bruku.
Motyw dyskryminacji napędza akcję filmu, determinuje postępowanie głównego bohatera, młodego Amerykanina meksykańskiego pochodzenia Tomasa ''Tommy'ego'' Cantaniosa (w tej roli rozpięty między gniewem i naiwnością Lalo Rios). Jego ojciec traci pracę, bo kiedy biały Amerykanin się starzeje, dostaje awans, podczas gdy zwalnia się starego brązowego. Niedługo później Tommy wybiera się ze swoją dziewczyną Lucy (wschodząca portorykańska gwiazda Rita Moreno, laureatka Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej za rolę w ''West Side Story'' w 1961 roku) do kina, jednak trafia na seans ''tylko dla białych'', a następnie wdaje się przed barem w bójkę z rasistami. Wpada wówczas w oko charyzmatycznemu menadżerowi bokserskiemu, Pete'owi (znakomity, chandlerowski Gerald Mohr), który namawia go na treningi, dostrzega w nim potencjał i nadaje mu imię Tommy Kansas. Cantanios uświadamia sobie, że jedyną drogą awansu społecznego i samorealizacji jest dla ''Meksyków'' kariera sportowa. W sztampowym bokserskim filmie wszedłby na szczyt, ale ''The Ring'' wywraca gatunkowe klisze, fundując bohaterowi gorzką podróż w otchłań amerykańskiego snu. Zawodowe pięściarstwo jawi się jako przemysł mięsny, przerabiający tony biednych dzieciaków na ubijane ku uciesze widzów kotlety (Art Aragon wciela się w mimowolnego kata, notabene sceny walk przyzwoicie oddają ówczesny styl boksowania). Tyle że każdy, kto skosztuje pięściarskiej chwały choć na moment, lgnie do ringu niczym baran do rzeźni, porażony światłami rampy.
Ojciec Tommy'ego nie bez racji więc twierdzi, że boks to robota dla zwierząt, pozbawiona godności. Ale jaką godność oferuje brązowym obywatelom amerykańska klasa robotnicza? Pięściarskie piekło stanowi przynajmniej iluzję tożsamości, niosąc ze sobą ładunek pierwotnego, wyzwalającego witalizmu. Lepiej żyć jeden dzień jak lew, niż sto lat jak robak. Interpretacja zakończenia ''The Ring'' pozostaje otwarta, można w nim widzieć zarówno ostateczną uległość wobec systemu opresji, jak i zapowiedź zmiany świadomości młodych Mexican Americans.
Jak pisze hispanistka Anna Kaganiec w przełomowej pracy ''Tożsamość narodowa mniejszości meksykańskiej w wielokulturowym społeczeństwie USA'', podczas Ruchu Chicanos (1965-1975) na fali ruchów mniejszości rasowych wyłoniła się nowa tożsamość, która nie przystawała do poprzednich. Tożsamość Chicano ukształtowała się z jednej strony jako protest wobec procesów asymilacji i reakcja na poważny kryzys tożsamości, z drugiej zaś jako odpowiedź na rasizm i wyzysk panujące w społeczeństwie amerykańskim. Termin Chicano (historycy wciąż spierają się co do jego pochodzenia) dotąd funkcjonował głównie jako pejoratywne określenie Meksykanina w Stanach Zjednoczonych. Ale zanim pojawili się dumni Chicanos, miejskie barrio w El Paso stało się miejscem narodzin rebelianckiej subkultury pachucos. Język, jakim się posługiwali, zwany również caló, był mieszanką angielskiego i hiszpańskiego, jednak czerpał z wielu różnych źródeł, w dużej mierze wywodząc się z półświatka (do dziś nie tylko w USA popularne są słowa z żargonu pachucos, np. gangowe órale i vato). Nastroje społeczne w USA, szczególnie po ataku na Pearl Harbor, i wrogie nastawienie białych Amerykanów do grup mniejszościowych, spowodowały serię ataków na pachucos w Los Angeles (zamieszki zoot suit riots, od nazwy długich, ''meksykańskich'' garniturów z szerokimi ramionami). Reakcja Angloamerykanów w latach czterdziestych na tę subkulturę stała się zaś jedną z głównych przyczyn pogorszenia się stosunków międzyetnicznych w Kalifornii. Ogromne napięcie panujące wtedy między białą i brązową Ameryką widać w pełnej krasie, gdy Tommy Kansas wraz z przyjaciółmi pozwalają sobie na wizytę w knajpie w Beverly Hills. Pogarda kelnerki dla brudnych pachucos na zawsze zapisze się w historii bokserskiego kina.
Ogolnie twarda nacja, poazteckie tradycje walki do ostatniej kropli krwi, brutalnoscw DNA, selekcja sposrod setek zadziornych fighterow - meksykanski boks to jest esencja z esencji i tam nie ma przypadkowych ludzi, ktorzy ubieraja rekawice jako prosi.
Rozumiem, ze mozna sie w pewenym stopniu rozczulac nad losem czarnych niewolnikow (chociaz per saldo potomkom dzis sie zyje zdecydowanie lepiej niz zylo by im sie w Afryce), ale latynosi to dobrowolna imigracja. Jesli ktos cie przyjmuje do swojego domu to akceptujesz zasady jakie w tym domu panuja (czy ci sie podobaja czy nie, czy sa dla ciebie korzystne czy nie). A prawda jest taka ze netto latynosi do Ameryki nic nie wniesli. Ani to narod pracowity jak azjaci, ani zdyscyplinowany. Konsumuja pomoc socjalna, a przynosza narkotyki, przemoc, wojny gangow.
https://www.filmweb.pl/film/Dzie%C5%84+bez+Meksykan%C3%B3w-2004-120946