BYRD WSPOMINA WALKĘ Z GOŁOTĄ: PATRZĘ NA NIEGO, CHOLERA, JAKI ON DUŻY
- Kiedy zobaczyłem Gołotę na ważeniu, dopiero wtedy zrozumiałem, jak wielki z niego facet. Ważył 108 kilogramów, a były to same mięśnie - znakomity technik Chris Byrd (41-5-1, 22 KO) wspomina walkę z Andrzejem Gołotą (41-9-1, 33 KO) z 2004 roku o mistrzostwo świata wagi ciężkiej.
- W 2004 roku zadzwonił do mnie Don King z propozycją walki, choć zazwyczaj odbywało się to w ten sposób, że kontaktował się ze mną mój prawnik. Tym razem jednak Don zwrócił się bezpośrednio do mnie i powiedział "Mam dla ciebie walkę. Co powiesz na pojedynek z Gołotą"? Zaskoczył mnie, przez chwilę nic nie odpowiadałem. Kiedyś chciałem tej walki, lecz wtedy Gołota nie był zaliczany do czołówki, a stanowił wciąż spore zagrożenie. Miał długą przerwę, po powrocie nie pokonał nikogo poważnego, ale był duży i silny. Od zwycięstwa dzielił go tak naprawdę jeden mocny cios. To było duże ryzyko, ponieważ ludzie już zapomnieli trochę o Gołocie i wygrana nad nim tak naprawdę nic mi nie dawała. Tylko z drugiej strony mój problem polegał na tym, że ci najsławniejsi mnie unikali i nie chcieli ze mną się zmierzyć. Co więc miałem robić? Trochę się wahałem, lecz Don King dodał wtedy "Hala Madison Square Garden, a wy macie walkę wieczoru". To było decydujące, od razu się zgodziłem - wspomina srebrny medalista olimpijski z Barcelony i były dwukrotny mistrz świata wagi ciężkiej.
- To była moja druga obrona tytułu mistrza świata, a dostałem za nią tylko 1,6 miliona dolarów. Ale naprawdę chciałem tej walki, zgodziłem się więc, pomimo iż stanowiła dla mnie ogromne zagrożenie. Zresztą gdybym się nie zgodził, po prostu siedziałbym w miejscu i długo czekał na kolejną ofertę. Miałem dobry sześciotygodniowy obóz. W końcu spotykamy się na oficjalnym ważeniu. Gołota wchodzi na wagę i notuje prawie 108 kilogramów. Był w znakomitej formie fizycznej, wyrzeźbiony, to były same mięśnie. Dopiero wtedy zrozumiałem, jaki to jest wielki facet. Pomyślałem sobie "O cholera, ale on jest duży". Ja ważyłem 95,5 kilograma. Ale wiecie co było najlepsze? Ja dojadałem i robiłem wagę na siłę w górę do tych 95 kilogramów, podczas gdy Gołota się odchudzał i zbijał, ważąc zapewne normalnie ponad 120 kilogramów. Popatrzyłem na jego sylwetkę i wiedziałem, że Polak na pewno jest gotowy na dobrą walkę. Następnego dnia relaksowałem się, słuchałem muzyki i wchodziłem w swój świat, świat walki. Nastrajałem się, odpoczywałem, aż w końcu podjechała po nas limuzyna. Jedziemy na halę, nagle patrzę przez okno, a tam sami polscy kibice. Wychodzili z każdej strony. Wchodzimy do hali, a tam też praktycznie sami polscy kibice. I wszyscy do mnie krzyczą "Dziś przegrasz". Pomyślałem OK, idziemy prosto do szatni. Przed nami ostatnią potyczkę toczyli Fres Oquendo i John Ruiz. Obaj bardzo dobrzy zawodnicy, lecz czasem tak jest, że nie pasują do siebie style pięściarzy. I tak było w tym przypadku. Cała widownia na nich buczała i gwizdała. Pamiętajcie, że to była gala w systemie PPV. Spojrzałem na Dona Kinga, jego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Pomyślałem sobie wtedy "Spokojnie, ja uratuję tą galę i naprawię jej odbiór". Zazwyczaj koncentrowałem się na tym, by niczego mocnego nie przyjąć, teraz jednak postanowiłem, że wspólnie z Gołotą uratujemy tę imprezę. Stoję więc w ringu, patrzę na rywala i wciąż się zastanawiam, jak można być tak dużym gościem? Miał wielkie ramiona, był zresztą duży wszędzie, to był ogromny facet. W końcu zabrzmiał gong na walkę. Początek taki, jaki sobie wyobrażałem. Gołota ostro na mnie ruszył, a ja starałem się utrzymać go prawym prostym w swoim dystansie i wykorzystywałem wszystkie znane mi sztuczki, by on przestrzeliwał swoje ciosy. Pierwsza runda poszła na moją stronę, druga chyba również. Ale zaskoczyła mnie jego niesamowita determinacja oraz wola zwycięstwa. Nawet przez moment nie dawał mi chwili wytchnienia, cały czas atakował i wywierał pressing. Niemal całą walkę byłem oparty plecami do lin. Ja uwielbiam jednak takie wyzwania. W szóstej rundzie złapałem go na kontrę. Gołota aż się zachwiał. Ale od razu ruszył na mnie jeszcze ostrzej. Zabrzmiał gong, a on wyprowadził jeszcze cztery ciosy. Pomyślałem sobie "Cholera, obudziłem bestię". Potem nacierał jeszcze mocniej i mocniej. Zastanawiałem się skąd on bierze na to siłę? Nasza walka była znakomita i gdy zabrzmiał ostatni gong, dostaliśmy owacje na stojąco od kibiców. Po wszystkim gratulował mi sam Mike Tyson. "Świetna walka. Znakomicie walczyłeś. Sprawiałeś, że on chybiał swoimi ciosami". Te słowa Tysona sprawiły mi jeszcze większą przyjemność - kontynuował Byrd. Sędziowie byli niejednomyślni. Jeden wskazał na mistrza, drugi na pretendenta, a trzeci widział remis. Ogłoszono więc remis, dzięki czemu Amerykanin obronił tytuł mistrza świata wagi ciężkiej federacji IBF.
- Gdy zabrzmiał ostatni gong, odetchnąłem tak naprawdę z ulgą. Kiedy ogłoszono remis, z jednej strony byłem trochę zawiedziony, bo liczyłem na wygraną, z drugiej jednak byłem szczęśliwy, bo daliśmy znakomite widowisko, a przy remisie utrzymałem tytuł mistrza świata - dodał Byrd.
Redakcja BOKSER.ORG w 2013 roku spotkała Byrda w Berlinie. Nie mogliśmy sobie odmówić tej przyjemności i również powspominaliśmy tamten pojedynek. Przetłumaczony wywiad przypominamy Wam poniżej.
Ja jak spotkałem Gołotę w 2002r to miałem troche inne pojęcie na temat boksu i też nie mogłem uwierzyć jak taki wielki facet, zawodowy pięściarz może w ogóle przegrać z kimś walkę. Wtedy myślałem że głównie liczą się gabaryty pięściarza. Podobne wrażenie zrobił na mnie Frank Bruno.
Jedyne co pozostało z Gołoty w mojej pamięci z tamtego spotkania to jego ortalionowy dres, żółta koszulka polo w których przyszedł do lokalu i jego stan mocno wskazujący...:)
Z tą różnicą, że Byrd stwierdza prawdę, bo Gołota rzeczywiście był świetnie przygotowany fizycznie i mentalnie. Natomiast Lennox opowiadał o Szpilce wydumane "widzi mi się".
ok, dziwne żeby stwierdził że miał przed sobą słabego rywala którego nie mógł pokonać. Ale faktycznie w tej walce Andrzej wypadł znakomicie jak na swoje możliwości.
Remis uważam za sprawiedliwy
Zaś co do gabarytów Gołoty,to pomimo "zaledwie"193 cm wzrostu to on przy takich mutantach jak Grand,czy Sanders nie wyglądał na mniejszego
Był swego rodzaju fenomenem i dowodem na to,ze technika bokserska poparta inteligencja ringową potrafi zniwelować różnice w warunkach fizycznych
Myślę ze nawet dziś miałby większe szanse na tytuł niż Usyk
Z pewnością, masz racje. Dobra forma Andrzeja też jednak mogła być wyreżyserowana przez perszinga i deski boła to zwykły fejk żeby napędzić zainteresowanie