GONGORA ZASKOCZYŁ ACHMEDOWA, RYDER NA PUNKTY
Zanim do ringu wyjdą główni bohaterowie, przed nimi prezentują się często utalentowani i perspektywiczni zawodnicy. I takich dwóch niepokonanych "kozaków" starło się dziś w Hollywood, dając jedną z lepszych walk roku 2020.
Obaj mieli zero w rekordzie, ale faworyt był jeden - Ali Achmedow (16-1, 12 KO). W boksie nie wszystko jest jednak takie oczywiste, co po raz kolejny udowodnił nam Carlos Gongora (19-0, 14 KO).
Wszystko zaczęło się zgodnie z planem. Kazach nie miał łatwego zadania, ale wygrywał pierwsze rundy. W ósmej nagle zaczął zbierać straszne lanie. Dziewiąta odsłona miała równie zły dla niego przebieg, ale już w dziesiątej opanował kryzys. Gdy okazał się lepszy w wymianach w półdystansie w jedenastym starciu wydawało się, że dowiezie punktowe zwycięstwo po trudnej batalii. Musiał jednak przeboksować jeszcze ostatnie trzy minuty...
Niedoceniany Gongora po minucie dwunastej rundy huknął lewym podbródkowym, ścinając faworyta z nóg. Ten z trudem podniósł się na osiem, pouciekał jeszcze pół minuty, aż nie zainkasował jeszcze jednego lewego podbródka. Tym razem skończyło się to już ciężkim nokautem. Kapitalna wojna w półdystansie zakończona efektowną akcją - kto nie oglądał, a wykupił pakiet DAZN, niech koniecznie jutro nadrobi zaległości z odtworzenia.
Na pewno nie musicie nadrabiać walki Johna Rydera (29-5, 16 KO) z uciekającym przez praktycznie całą potyczkę Mike'em Guyem (12-6-1, 5 KO). Jedynie ostatnia runda mogła pójść w stronę amerykańskiego weterana. Ryder dominował przez pół godziny, chociaż... po ostatnim gongu sędziowie punktowali 100:90, 99:91 i 96:94 (bzdura!).
Szkoda Achmedowa, który przegrał bardzo pechowo. Zabrakło minuty do dowiezienia zasłużonej punktowej wygranej. To wielki talent, ale chyba źle trenowany w USA. Widać u niego pewien regres formy. Wcześniej boksował w półciężkiej, a zbijanie do super średniej odbija się negatywnie na jego kondycji. Mam nadzieję, że pozbiera się po dotkliwej porażce i jeszcze o nim usłyszymy, bo ma dopiero 25 lat.