GOŁOWKIN I CANELO WYŚMIALI ZAPOWIEDZI DE LA HOYI
Oscar De La Hoya (39-6, 30 KO) był legendą. Teraz przymierza się do powrotu. Ale nie to jest najgorsze. Martwi fakt, że były mistrz świata sześciu kategorii kompletnie "odpływa" w swoich deklaracjach.
"Złoty Chłopiec" przekonuje, że bez większych problemów uporałby się z Giennadijem Gołowkinem (40-1-1, 35 KO).
- Mój Boże, to byłaby dla mnie naprawdę łatwa walka. Zawsze pasowali mi tacy rywale jak on, a potrafiłem przyjąć mocne uderzenie. Wierzę, że to byłaby łatwa robota i będę chciał tej walki po powrocie. Zszedłem już do 77 kilogramów i bez problemów osiągnę limit wagi średniej - stwierdził nieaktywny od 2008 roku De La Hoya.
- Gdyby rzeczywiście doszło do takiej potyczki byłbym jego koszmarem. On może opowiadać co zechce, lecz ja odpowiem wam tak: jeśli będę miał okazję legalnie zabić osobę na ringu, mógłbym ją wykorzystać - skomentował sprawę Gołowkin.
Swoje trzy grosze do sprawy wtrącił również Saul Alvarez (53-1-2, 36 KO), niegdyś zawodnik promowany przez De La Hoyę oraz wielki rywal Gołowkina. Dziś Canelo i Oscar - delikatnie mówiąc, nie przepadają za sobą.
- Naprawdę nie mam już na to słów. Bardzo łatwo jest gadać, trudnej natomiast wejść potem do ringu i wcielić to w życie. Wtedy to już zupełnie inny świat - powiedział Alvarez.
"You know Oscar, you know how dirty his mouth is," Golovkin, 38, told AFP through a translator when asked if he took De La Hoya's challenge seriously.
"Everything involving Gennady Golovkin for him is a nightmare. He can say whatever. But let me put it this way: If I got an opportunity to legally kill a person in the ring, I might seize it."
https://www.globaltimes.cn/content/1210231.shtml
Na Szeremecie Gołowkin raczej pastwić się nie będzie. Skończy go w 3 rundzie, ale bez sadyzmu. W pierwszej poszuka luk i walnie jeden albo dwa mocne ciosy, żeby zobaczyć, jak Kamil na nie reaguje. W drugiej trochę go pogoni i po raz pierwszy wyśle na dechy. W trzeciej pogoni mocniej i zakończy robotę. Ale w miarę łagodnie, oczywiście jak na boks. Akurat na tyle, żeby pokazać że stale jest w dobrej formie, ale żeby nie posłać biedaka do szpitala. Co innego z ODLH. Tutaj faktycznie mógłby się popastwić. Do Szeremety nic nie ma...
Nie wszystko przekłada się na pieniądze. Mnie najbardziej irytują wpisy ludzi (skądinąd niektórzy z nich znają się na boksie i jego organizacyjnych zasadach, więc chyba celowo rżną głupa), dezawuujące Gołowkina, że "wybrał sobie" Szeremetę, podczas gdy gieroj Canelo leje hurtem wszystkich mistrzów wyższych kategorii. Jeżeli mnie to wkurza (a nie jestem jakimś zagorzałym fanem GGG), to jak musi wkurzać Gienka, kiedy sobie poczyta takie teksty na portalach bokserskich całego świata. Naprawdę obawiam się, że Kamil oberwie mocniej od innych rywali GGG.
sorry, ale no takie są fakty. gołowkin całą swoją kariere w USA zbudował na pogoni za meksykańskim króliczkiem. przez to my kibice zostaliśmy okradzeni z kilku fajnych walk, bo gienek bez canelo wyszedłby do ringu z lepszymi rywalami. no ale on sie uparł na canelo. a canelo ? dla niego ggg to po prostu kolejny rywal. jeśli meksyk jest winny rewanż z ggg, to jest winny również lara i innym z którymi mial kontrowersyjne wyniki. canelo idzie swoją drogą, nie patrzy na gołowkina. walczy z lepszymi rywalami nawet jeśli instaluje tam jakieś klauzule wagowe. ale to są fakty. a gołowkin ? on cały czas goni króliczka.
Canelo generuje kasę ok. 10 razy większą, niż GGG. To jest kwestia inwestycji, marketingu, ale przede wszystkim pochodzenia. Na wiodącym amerykańsko - meksykańskim rynku żaden Kazach ani Uzbek nie wzbudzi takiego zainteresowania, jak Meksykanin, choćby po każdym nokaucie fikał koziołki w ringu (Madrimow tak robi, ale wiele mu to nie pomaga). Ja ktoś ma dać obić sobie ryj, to woli za kilka milionów z Canelo, niż za kilkadziesiąt lub kilkaset tysięcy z GGG. Stąd do Meksa kolejka chętnych z wielu kategorii, podobnie jak kiedyś do Floyda (nawet Hopkins chciał zbijać), a na Gołowkina nie ma chętnych. To nie jest jego wina, że urodził się w złym miejscu świata.
Tylko ze naprzyklad taki Pacquiao nie mial problemow zeby zostac super gwiazdą , tylko trzeba podejmowac WYZWANIA, czyli cos do czego golovkin nie ma kompletnie jaj
Bardzo dobrze, że podałeś ten przykład - strzeliłeś sobie tym "przykładem" w kolano. Może i Pacman jest gwiazdą ale Rudy nigdy nie był i nie będzie przekręcony jak Filipińczyk, nie ma swojego "pogromcy" w typie Horn czy Bradley. Filipińczyk gdzieś jeździł, USA nigdy tak do końca nie były jego ogródkiem (1 walka z Bradleyem). Więc Filipińczykiem też najlepiej nie być tylko Amerykaninem lub Meksykaninem - najlepiej z "wujkiem" z WBC. To Mójsweter był stroną A w długotrwałych przymiarkach do walki z Pacmanem. Więc o Pacquiao też można napisać "To nie jest jego wina, że urodził się w złym miejscu świata".
Dobrze piszesz! Kiedy Pacman był w swoim prime to skaczący murzynek wyraźnie go unikał i ciągle bredził o testach mimo że filipińczyk się na to zgadzał!!! A na walkę się zdecydował gdy Pacman był już dość rozbity po wielu wojnach i mimo że rok młodszy od murzynka to jednak dużo bardziej wyeksploatowany.
na dzisiaj jest tak, że mimo wieku i wielu wojen Pacman nadal walczy z poważnymi przeciwnikami za mniejsze pieniądze niż amerykański Mójsweter dostał za jakiegoś Japończyka lub dostanie pewnie za yutubera - no ale dla niektórych będzie przy nim wyglądał jak synek (jak rudy przy Callumie) wiec będzie dla niektórych bohatejro.
Ja nigdy tak naprawdę nie potrafiłem zrozumieć skąd taka popularność tego zajączka. A te walki z zawodnikami mma czy teraz te plany z jakimś youtuberem to już bez komentarzy. On nawet w szczycie formy był dla mnie strasznie nudny i możesz mi nie uwierzyć ale ja nigdy nie nastawiałem budzika na jego walki.W całości oglądałem jego walkę z DeLaHoya i moim zdaniem powinien ją przegrać bo mimo tego że miał nieznaczną przewagę celnych ciosów to jednak cały pojedynek spierdalał. Taki Roy Jones to też był mistrz defensywy i kontry ale zupełnie inaczej się to oglądało. Roy to był zawodnik zjawiskowy i wyjątkowy a ten cały Mejłeter to ekstremalny nudziarz który podobnie jak rudy dzięki układom i wałkom ma zero w rekordzie. Ale Canelo chociaż walczy ofensywnie i efektownie a niee spierdala jak zając.Gdyby walczył z Mejłeterem kilka lat później w swoim prime to byłby faworytem ale murzynek drugiej szansy by mu nie dał z wiadomych powodów.
popularność mająca "podłoże nie tylko w kwestiach sportowych" jak wspomniałeś w przypadku Mojegoswetra to prawda. Jednakże medialnie mający osobowości na podobnym poziomie zawodnicy jak Canelo i Paquiao dorobili się jednak różnych pozycji. Jednak genialny Pacman mimo wielu podjętych wyzwań w przeszłości (i nawet teraz) nie zbudował sobie takiego komfortu i tak pluszowych warunków ja Canelo. Kogo z tej dwójki prędzej nazwiesz divą? Który z nich jest/był łatwiejszy do zwałowania? Wręcz wydaje się, że jeden z nich jest urodzonym zwycięzcą remisów:) (i nie tylko). A przegrywa tylko wtedy kiedy nie wychodzi na ring, bo tym sposobem tylko traci (i tym się zresztą frustruje - dał już tego wyraz z DAZN)
Nie do końca się z Tobą zgodzę. Nie wydaje mi się by jacyś decydenci w pewnym momencie decydowali na kogo stawiamy i kogo lansujemy. Ktoś musi oprócz klasy sportowej przykuwać uwagę kontrowersyjnymi zachowaniami by budzić zainteresowanie dlatego w mediach dużo popularniejszy jest Szpilka niż np.Wach mimo podobnej klasy sportowej.
Ps.uważasz że w jakimś momencie kariery określona grupa ludzi powiedziała sobie ROBIMY Z CANELO GWIAZDĘ?