ARTHUR WYPUNKTOWAŁ YARDE'A
Dla niektórych niespodzianka, dla innych nie. Lyndon Arthur (18-0, 12 KO) jako drugi po Siergieju Kowaliowie pokonał kreowanego w pewnym momencie na nową siłę wagi półciężkiej Anthony'ego Yarde'a (20-2, 19 KO).
Silniejszy fizycznie Yarde niby próbował wywierać pressing, ale w zasadzie nic z tego nie wynikało. Obrońca pasa Wspólnoty Brytyjskiej frustrował go natomiast ciosami prostymi i kradł rundy. Walka na pewno nie porwała.
Po ostatnim gongu sędziowie niejednogłośną decyzją wskazali na zwycięstwo Arthura - 115:114, 111:117 i 115:114.
- Tylko na samym finiszu miałem problemy. W dwunastej rundzie trafił mnie mocnym ciosem na korpus. To była ciasna walka - przyznał zadowolony tryumfator.
- Przez cały pojedynek wywierałem pressing. On trafił kilkoma lewymi prostymi, przez całą walkę dostałem dwa razy z prawej ręki, na końcu omal go nie znokautowałem. To ja trafiałem mocniejszymi ciosami - żalił się Yarde.
Ciasna to jest szpara, a walka jest wyrównana.