CZERNINA Q AND A #1: SIEKIERA, MOTYKA, BIMBER, ARKAN
Pierwszy odcinek Q and A, a w nim odpowiedzi na pytania z poniedziałku. Od enerdowskich służb na polskich galach, przez potrzebę socjalizmu w polskim boksie olimpijskim, do dziedzictwa Arkana. Towarzyszki i towarzysze - smacznego życzy awangarda związku.
CZERNINA Q AND A #1: SIEKIERA, MOTYKA, BIMBER, ARKAN
1. Czytelnik o nicku ''JIN'' pyta, ''czy była postać kojarzona na nieco większym rynku niż lokalny, która w karierze połączyła wątki boksera amatorskiego, zawodowego, sędziego punktowego, ringowego i cutmana? Tzw. człowiek orkiestra...''.
Takich postaci było co najmniej kilka, moją ulubioną jest Niemiec Matthias Eichler: bokser amatorski i zawodowy, trener, promotor, sędzia punktowy i ringowy, cutman, supervisor i inspektor. Typa poznałem w marcu 2013 roku na gali w Tczewie, nadzorowanej przez szemraną, związaną z Eichlerem organizację GBA (German Boxing Association), do dziś całkiem prężną i działającą od Berlina po Baku.
Na schodach klubu Ebro, w którym rozgrywała się gala, siedziało kilku Niemców irackiego pochodzenia. Jarali szlugi i pili browary. Kiedy niski i monstrualnie gruby Eichler wyszedł do swoich kamratów, zaczęła się regularna libacja i zrozumiałem, że będę uczestniczył w pięściarskim misterium. Na gali towarzyszyłem ówczesnemu redaktorowi Bokser.org Adamowi Jareckiemu, znakomitemu dziennikarzowi i kompanowi. Adam stoczył tego wieczoru walkę, która ostatecznie nie znalazła się na Boxrecu. A szkoda, bo jednym z pierwszych mocnych ciosów huknął na korpus tak mocno, że znany journeyman Piotr Filipkowski złożył się jak scyzoryk. Tymczasem w szatni zaczynał się już powoli rozgrzewać kat - utytułowany swego czasu w boksie olimpijskim Marcin Brzeski, superciężki mutant o twarzy borsuka. Gdy głucho walił w tarczę trzymaną przez trenera Jarka Soroko, czułem jak podlany czystą biały wąż zaciska się wokół mojego mózgu.
Nie pamiętam, jakim ciosem trafił Eichlera Brzeski w jednej z pierwszych akcji walki. Pamiętam tylko, że nokaut był przerażający i że lekarz ostrożnie obrócił Niemca na plecy. Na jego brzuchu zobaczyłem wydziabany herb berlińskiego Dynama, znienawidzonego w Niemczech klubu Stasi. Chciałem zrobić z Eichlerem wywiad w szatni, ale był zbyt oszołomiony. Dowiedziałem się jedynie, że zaczynał w latach 80. w wadze koguciej.
2. Tomasz Potapczyk (trener UKS Boxing Sokółka, wychowawca m.in. Pawła Wierzbickiego, były trener kadry młodzieżowej kobiet i asystent trenera reprezentacji Polski seniorek) zadaje kilka pytań na temat współpracy grupy Queensberry Polska z Polskim Związkiem Bokserskim. Podpisanie przez Polsat Sport umowy z ww. grupą zrodziło m.in. zapowiedzi o pomocy w odbudowie polskiego boksu olimpijskiego. Pytania trenera Potapczyka można streścić w jednym zdaniu: na czym konkretnie miałaby owa pomoc polegać i na jakim etapie są rozmowy QP z PZB?
By odpowiedzieć, odezwałem się do Mariusza Krawczyńskiego, który wraz z Francisem Warrenem stoi za projektem Queensberry Polska. Jak mówi Krawczyński, w tej chwili nie ma żadnych konkretów jeśli chodzi o wspomnianą odbudowę. Poważne rozmowy z PZB jeszcze się nie odbyły, ma do nich dojść w tym roku. Na razie uzyskano od wydziału boksu zawodowego PZB zielone światło na umieszczanie walk olimpijskich na galach QP. Takie walki oglądaliśmy już na galach innych promotorów i choć można ten pomysł chwalić, ciężko uznać go za realny krok w kierunku odbudowy czegokolwiek. W praktyce współpraca QP z PZB będzie moim zdaniem trudna do nawiązania i podtrzymania, między innymi ze względu na to, że PZB jest związany umową z TVP Sport. Problem jest oczywiście dużo szerszy - w zasadzie każda próba współpracy promotorów boksu zawodowego ze związkiem niesie ze sobą pytanie, jak pogodzić cele związku z celami grup zawodowych. Osobiście jestem przeciwnikiem mieszania dwóch porządków i uważam, że biznes nie powinien wyręczać państwa. To państwo powinno zrozumieć rolę olimpijskiej odmiany pięściarstwa w polskim społeczeństwie i podjąć odpowiednie kroki, by zapobiegać patologiom. Dla przykładu największy w Europie ośrodek bokserski - Great Britain Boxing w Sheffield - finansuje głównie loteria państwowa. Czy takie miejsce ma szanse powstać w Polsce? Może w dalekiej przyszłości, dziś trzeba się skupić na kształtowaniu nowego ładu. Mam nadzieję, że związek znajdzie wspólny język przynajmniej z trenerem QP Fiodorem Łapinem, którego rola w organizacji warsztatów dla trenerów i stworzeniu spójnego systemu szkolenia - choćby w ramach projektu Paryż 2024 - mogłaby wykraczać poza konflikty interesów. Pamiątkowe medale czekają na zasłużonych obywateli.
3. Michał Pająk pyta, ''czy którykolwiek z młodych zawodników wagi superciężkiej (Kulik, Stawirej, Knyba, Safaryan, inny) ma szanse na przyzwoitą karierę zawodową (powiedzmy na poziomie pasa EBU lub wyższym)? Jeśli tak, to który/którzy i dlaczego''.
Zawodowstwo to odległa perspektywa finalistów zakończonych w piątek mistrzostw Polski. Zwycięzca turnieju, 21-letni Oskar Safaryan jest dobrze skoordynowany, porusza się w ringu z imponującą jak na olbrzyma lekkością i ze swobodą wyprowadza ciosy. Potrafi również amortyzować uderzenia przeciwnika, dysponuje dużą elastycznością i ruchomością tułowia. Coraz mądrzej się broni, coraz więcej w ringu widzi, jest coraz lepiej nastawiony mentalnie. Posiada spore rezerwy atletyczne i techniczne, wyraźnie poprawił w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy m.in. technikę w półdystansie. Długofalowym celem podopiecznego Ireneusza Przywary są igrzyska w Paryżu w 2024 roku, mówienie o szansach na zawodowstwie byłoby przedwczesne. Odpowiednia odporność fizyczna i zdolność koncentracji oraz wydolność na długim dystansie - tych elementów nie możemy ocenić z pełną odpowiedzialnością. Polecam lekturę tekstu o Safaryanie sprzed dwóch tygodni i obejrzenie zamieszczonej poniżej, mniej znanej walki z Damianem Knybą w XIII Memoriale Leszka Błażyńskiego (2018). To jeden z ostatnich pojedynków Oskara bez trenera Irka w narożniku, ale widać prawdziwy potencjał, moim zdaniem najwyższy wśród wymienionych pięściarzy.
CZERNINA: KILLER Z BYTOMIA >>>
Jeszcze bardziej przedwczesne jest ocenianie zawodowych szans 24-letniego Knyby, rywala Safaryana w piątkowym finale. Knyba uprawia boks od niespełna pięciu lat, wcześniej próbował sił w lekkoatletyce, co można zauważyć w jego sposobie poruszania się między linami. Damian jest bardzo bezpośredni w ataku, mimo niewielkiego stażu umie złożyć skuteczną kombinację ciosów i ma dość szybką rękę. To może być wkrótce typ ''suchego'', niebezpiecznego twardziela, narzucającego wysokie tempo.
Nieco więcej możemy powiedzieć o perspektywach 24-letniego Olka Stawireja i 27-letniego Adama Kulika. Stawirej ma teoretycznie wiele atutów: aktywną i sprawną pracę nóg, przyzwoitą technikę, koordynację i dynamikę, niemal równie dobre jak Safaryan i Knyba warunki fizyczne. Olek posiada również pewne obycie na arenie międzynarodowej, zarówno w kick-boxingu, jak i w boksie. Całkiem niedawno wydawało się, że może być liderem kadry na dłużej, ale nastąpiła wyraźna obniżka formy, prawdopodobnie mieszanka kontuzji i braku motywacji. Mimo wszystko wciąż liczę na tego chłopaka, stać go na bardzo ciekawy boks.
Jedynym z ww. pięściarzy, którego przejrzeliśmy raczej na wylot, jest lubelska ''Godzilla'' - Adam Kulik. Potężnie zbudowany, inteligentny charakterniak, pozbawiony talentu odpowiedniego do zawojowania zagranicy. Wydaje się, że Adam nie zdoła zniwelować pięściarskich braków ani mocą uderzenia, ani wydolnością, które nie robią wrażenia na tle bokserów szerokiej europejskiej czołówki. Inna sprawa, że siła fizyczna Kulika złamie jeszcze niejednego dzieciaka na krajowej arenie.
4. Czytelnik o nicku ''Clevland'' pyta, ''czy Bokser.org może spróbować (poprzez namawianie PZB i promotorów) reaktywować ligę boksu? Będzie to szczególnie rozwijające - sportowo i finansowo - dla amatorów''.
Przecenia Pan/Pani wpływ Orga na środowisko, choć niewątpliwie jest on istotny. Ale w kapitalizmie zarówno nawoływanie do reaktywacji ligi, jak i próby jej wskrzeszenia, są porywaniem się z motyką na słońce. Liga w kształcie choćby nawiązującym do dawnej potęgi nie jest w stanie dziś funkcjonować. Nikt nie ma w tym interesu, a kluby są zbyt ubogie i mają za małą kadrę, by wystawiać składy z prawdziwego zdarzenia. Nie twierdzę, że ligi nigdy nie będzie, ale nie wierzę w zbawienną moc lig kapitalistycznych. Nasuwa się słynny cytat z ''Przeszłości i teraźniejszości'' Gramsciego: ''Kryzys polega dokładnie na tym, że to, co stare, umiera, gdy nowe jeszcze się nie narodziło; w takim interregnum pojawia się szeroki wachlarz patologicznych symptomów''. A czym jest owo ''nowe''? Społeczeństwem na wskroś socjalistycznym, które stanowi w obecnej sytuacji jedyne wyjście.
5. Magomed Kazumedov pyta o potencjał Veljko Raznatovicia. ''Czy może osiągnąć podobną karierę jak jego ojciec Arkan, oczywiście przekładając to na boks''.
Raznatović to typowy syn zbrodniarza, zepsuty banan, zaczął boksować zapewne z próżności. Otoczka jego walk jest absurdalna, podobnie jak rywale. Nie jest jednak tak zły, jak się na początku mogło wydawać. Ma większy talent do boksu niż Najman, może nawet znajdzie się w rankingu jakiejś prestiżowej federacji, jak niegdyś Opalach. W 2018 roku byłem nota bene blisko wizyty na walce Veljko w Bośni, ale zdecydowałem się zostać w Serbii. Złapałem tam sporo tropów, m.in. Kristijana ''Kikiego'' Golubovicia, serbskiego gangstera i celebrytę. Na poły kozaka, na poły mitomana. Jego postać opiszę szerzej w reportażu, który znajdzie się w gotowym już właściwie do druku zbiorze ''Polskie pisanie o boksie'' (wśród autorów m.in. Kacper Bartosiak, Andrzej Pastuszek i Jan Skotnicki). Na razie zamieszczam wypowiedź, w której ''Kiki'' porusza temat ''Arkana'' i jego syna, zbudowaną z fragmentów monologów:
Jaki Escobar, bracie... ''Arkan'' zdeptałby tego nasranego koksem gnoja jak karalucha. Wiesz, ilu było ''Tygrysów''? Dziesięć tysięcy, z czego tysiąc wyszkolonych jak komandosi. Albo i lepiej, bo ten trzon był zaprawiony w boju. Elita kibiców Crvenej Zvezdy, belgradzkich bandytów, żołnierzy armii jugosłowiańskiej. Ci ludzie nie walczyli tylko dla pieniędzy. Raznatović trzymał ich ideologią i dyscypliną. Codziennymi treningami, wspólnymi mszami. Żeby wprowadzić takie wartości w życie serbskiego mężczyzny tamtych czasów, trzeba głęboko rozumieć jego psychikę. Choćby to, że naszych ojców po prostu zabrakło. Pogubili się w zamieszaniu po upadku Republiki, w bezrobociu i bezsensownej walce o chleb. A część z nich już nie żyła, jak mój staruszek, więzień Nagiej Wyspy. Wydziarali mu tam na czole pięcioramienną gwiazdę, więc kiedy wyszedł, wyciął ją nożem. O mało nie zdechł. Nienawidził Tity i zdążył mi to zaszczepić. Z kolei ojciec ''Arkana'' był pułkownikiem lotnictwa. Twardym komuchem i bydlakiem. Tak flekował syna, że wióry leciały. Rzucał nim o ścianę, aż dudy przedziurawił. Chłopak pluł krwią, ale się nie zmienił, diabeł z niego nie wyszedł, dalej kradł portfele w parku Tašmajdan i na żądanie ojca trafił do poprawczaka. Potem samo się potoczyło... Ja nie będę oczywiście Raznatovicia rozgrzeszać, wiem, że zabijał dla służb. Na wojnie i przed wojną. Opozycjonistów, muzułmanów. Dlatego nie zostałem ''Tygrysem''. Nie chciałem zabijać zwykłych ludzi. Za młodu rywalizowałem z ''Arkanem'', szedłem przez Belgrad jak czołg. Chwytałem brzany i piłem trującą ikrę. Robiłem w trupa kozaków, rzucałem ich na ziemię jak wór zgniłych pomidorów. Karetki na wyjcu jedna za drugą przyjeżdżały. Jak widziałem, że ''Arkan'' ma większy łańcuch ode mnie, to zamawiałem nowy. Doszło bracie do tego, że wisiał mi na szyi półmetrowy krucyfiks. Dwa kilo szczerego złota, za które zapłaciłem naderwanymi kręgami. I teraz syn ''Arkana'' będzie mówił na Instagramie, że ''Kiki'' jest narcyzem i mitomanem? Że morda ''Kikiego'' jest krzyżówką żółwiego łba z końskim pyskiem? Czy ten dzieciak zdaje sobie sprawę, jak zimna będzie kostnica? Gdyby chociaż umiał boksować. Ale nie, on jest pozerem, lalusiem, bije się z frajerami. Jego kariera to żart, ile stoczył walk amatorskich? Jedną, dwie? Zawodowiec na liścia. Na dyskotekę niech się idzie wysztywnić. Jakbym go jebnął, to mózg tryska nosem. Tatuś już nie pomoże, gryzie piach. A bokserzy to byli kiedyś. Ciosy proste, żadne cepy. Musisz bracie uderzać technicznie: prawy prosty, lewy sierpowy, prawy prosty. Przepis mojego chrzestnego, ''Zemuńskiego Ljuby'', dobrego pięściarza i dobrego bandyty. Kończę tę kombinację low-kickiem, w Holandii się tego nauczyłem. Łączę serbski boks z holenderskim kick-boxingiem. Jeżeli szanujesz czas i dyscyplinę, piszesz ikony. W ringu, na kartce papieru. Smaży się ten obrazek jak pljeskavica, musisz dodać nieco tłuszczu z okolic nerek wołowych lub jagnięcych. Zadać kup de gras we właściwym momencie. Widziałeś, jak bije prawicą Hrgović? Chorwacki olimpijczyk bracie, ostatni ustasz. I tak jak mówisz: widzę go klękającego na ołtarzu, uginającego się pod ciężarem krzyża, świecy, pasa granatów i karabeli. Przez taką inicjację przechodzili ustasze w Jasenovacu. Wiesz, ilu Serbów tam zarżnęli? Osiemset tysięcy. Zarżnęli, nie zagazowali. Wydłubywali nam oczy jak ostrygi, podcinali gardła strunami fortepianowymi... Kiedy o tym myślę, przypomina się scena z Martinem Sheenem. Oblewa benzyną pianino w domu ojca Sissy Spacek, którego przed chwilą zabił. ''Badlands'' w stanie Montana, klawisze grają, a dom staje w płomieniach. Słychać turbofolk.
6. Marek Solarski pyta, ''czy prawym prostym Crawforda można wielbić Boga?''.
Tamten okres to w ogóle był "czas watażków". Szamil Basajew i inni w Czeczenii, w Polsce szefowie czołowych gangów, których z nazwisk albo ksyw nie ma co wymieniać, w całej "Europie Wschodniej" to samo. Tyle że Arkan miał trochę łatwiej, bo mógł działać oficjalnie. Jego grupa była mocno zmotoryzowana, więc po bardzo westernowym wjeździe do miasta albo miejscowości przebijali się na rynek i wpadali albo do miejscowego banku, albo jubilera, albo tam, gdzie największa kasa. I ją sobie zabierali. A później robili "patriotyczny" PR. Tyle w temacie. Kiedy wojna w byłej Jugosławii przycichła, Arkan poszedł w biznes i politykę i skończył tak, jak większość ówczesnych watażków. Z kulą w głowie.
Tyle na ten temat. Po co o nim wspominać na portalu bokserskim? "Dziedzictwo Arkana"? No jest. Napiszcie o tym, co się niedawno "przytrafiło" jednemu z prawdopodobnie niedoszłych finalistów Gromdy. To będziecie mieli to "dziedzictwo" jak na dłoni. A, no i została po nim jeszcze Ceca. Czyli taki serbski, bardzo odległy odpowiednik Dody. Typ urody całkowicie odmienny, ale obciachowość na tym samym poziomie :)
1. Matthias Eichler
Sporo można znaleźć na jego temat w internecie. Z najbardziej świeżych informacji (2019) wyłania się obraz pasjonata boksu i społecznika, który we własnym mieszkaniu w Lipsku uruchomił klub bokserski i nieodpłatnie trenuje młodzież (chyba głównie arabskiego pochodzenia). Są zdjęcia przedstawiająca ring bokserski w mieszkaniu Eichlera, ale są i takie, które sugerują jego przynależność do jakiegoś gangu motocyklowego. Generalnie odniosłem wrażenie, że Eichler to taki życiowy nieudacznik, który próbował połączyć pasję do boksu z jeszcze większym zamiłowaniem do jedzenia i picia. Zapewne lepiej, niż na ringu bokserskim sprawdza się w bajdurzeniu o boksie przy kuflu piwa i golonce. Taki Zagłoba niemieckiego boksu. A tak przy okazji mam pytanie do autora lub czytelników. Czy ktoś orientuje się, co porabia wspomniany w tekście Kuby "bokser o twarzy borsuka"? Zakończył tak dobrze rozpoczętą karierę?
2. Polscy bokserzy amatorscy kategorii +91 kg
Myślę, że coś pozytywnego powinni zdziałać i to właśnie w boksie zawodowym, do którego mają większe predyspozycje, niż do olimpijskiego. Safaryan chyba dysponuje mocnym ciosem, skoro w finale MP złamał Knybie nos pozornie niegroźnym uderzeniem. Z kolei Knyba imponuje motoryką rzadko spotykaną u bokserów o takich gabarytach. Sądzę, że obydwaj spokojnie "zarobią na chleb" na zawodowstwie, choćby jako sparringpartnerzy, bo dwumetrowcy są w tej roli rozchwytywani (np. Wach). Przy dobrym prowadzeniu obydwaj mogą też osiągnąć jakieś sukcesy, choc trudno przewidzieć jakie. Gabarytami i umiejętnościami niewiele ustępuje im Aleksander Stawirej, ale ostatnio o nim cicho. Natomiast nie widzę większych szans na zawodowstwie przed Adamem Kulikiem. Jest bardzo silny, ale chyba i bardzo "szklany", co przy kiepskiej obronie źle wróży.
Jeśli chodzi o Brzeskiego, to na Boxrecu ostatnia walka z końca 2016 roku, w ciągu 3 lat kariery zawodowej stoczył ich w sumie 8, wszystkie z żałosnymi bumami. A od niemal 4 lat o nim nie słychać. Więc pewnie dał sobie spokój z zawodowym boksowaniem (wykluczająca kontuzja, odziedziczenie sporego majątku, długoletnia odsiadka, presja rodziny, lepsze możliwości zarobku gdzie indziej). Co do amatorów +91kg, to nic z nich nie będzie, bo w Polsce po śmierci Gmitruka nie ma kto ich trenować choćby na europejskim poziomie. Wilczewski jako trener żadnych większych sukcesów nie osiągnął, Liczik też nie, o innych nawet nie ma co gadać.
Spodziewałem się, że taki jegomość od wszystkiego, będzie całkowicie do niczego, chociaż może nie aż tak karykaturalny. Odnoszę wrażenie, że osoby tak kompletnie się do czegoś nie nadające, lecz trwające przy jakiejś swojej pasji, muszą borykać się z jakimiś przypadłościami sfery psychicznej. Może nie być to tak odczuwalne, jak w przypadku osób, które przy tej swojej beznadziejności, są skłonne żyć w przekonaniu iż są naprawdę dobre. Bo żeby z premedytacją golić ludzi na hajs, wypadałoby stwarzać pozory. Jednakże to już się kłóci z komentarzem Hugo, o nieodpłatnych treningach w domu. To już bardziej popiera tezę o schorzeniu.
Też chciałem spytać o Brzeskiego. Pamiętam, że bił jakiś ogórów, miał dłuższe przerwy od występów i myślano o zestawieniu go z Siwym (tu gromkie podśmiechujki).
Przepadł u Grabowskiego?
Zapewne zauważyłeś, że na 8 walk Brzeskiego tylko jedna była z przeciwnikiem o pozytywnym bilansie, a był nim Włodzimierz Letr. Tym niemniej ciekawi mnie, czy za nieobecnością Brzeskiego na ringu stoi odziedziczenie dużego majątku, czy długoletnia odsiadka.
Co do grupy bokserów o bardzo dobrych warunkach fizycznych w +91 kg w Polsce, to będę upierał się, że są perspektywiczni na zawodowstwie. Po pierwsze, dwumetrowcy postrzegani są jako wartościowi prospekci, nawet gdy nic nie umieją, więc obicie 10 małych i grubych bumów to plan minimum. Po drugie, oni naprawdę co nieco potrafią i będą łakomym kąskiem dla promotorów. Safaryan sprawia wrażenie boksera nauczonego podstaw boksu, Stawirej też, chociaż jest nieco chaotyczny. Knyba bardzo późno trafił do boksu, ale z kolei jego ruchliwość w ringu i widowiskowy styl walki to ewidentne zalety. Nawet Kulik powinien spróbować sprawdzić się na zawodowym ringu, chociaż widzę w nim gorszą wersję Davida Price'a.
Dla mnie Eichler w świetle tego, co się o nim dowiedziałem, to ewidentnie przypadek "psychiczny". Świadczy o tym chociażby fakt, że rodowity Niemiec po 40. rozpoczął zawodową karierę, którą zakończył z bilansem 0 - 7(7). Przecież to nie jest normalne, żeby z premedytacją dać się 7 razy znokautować i to za marne grosze. Oczywiście obok tego Eichler organizował gale boksu, jednak sporadycznie i na lokalną skalę, więc mocno wątpię, że na nich zarobił. Najlepiej chyba sprawdził się w roli sędziego, zarówno punktowego, jak i ringowego. Myślę, że to główne jego źródło utrzymania, chociaż sędziuje po jakichś trzecioligowych imprezach. Natomiast widać, że facet ma parcie na robienie szumu wokół własnej osoby, z czego jednak nie wynika nic poza wywiadami dla mediów i okazyjnymi zdjęciami z jakimiś bokserskimi oficjelami. Chyba bardziej od pieniędzy ważny jest dla niego fakt, że bywa zauważany jako osoba związana z zawodowym boksem.