BEZ CENZURY #5: WSZYSTKO ALBO NIC

Adam Kownacki dostanie upragniony rewanż z Robertem Heleniusem, Manuel Charr będzie bronił paska WBA w starciu z Markiem de Mori, Tyson vs Jones Jr, czyli starcie emerytów za 50 dolarów, oraz niespełniona kariera Kella Brooka. O tym wszystkim z własnej, skrajnie subiektywnej perspektywy opowiem Wam w kolejnej odsłonie cyklu Bez Cenzury!

W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, że nie ma innego wyjścia, musi zagrać va banque. Musi spróbować, musi zaryzykować. Ze świadomością, że zdobędzie wszystko albo to będzie koniec. Właśnie w takiej sytuacji znajduje się teraz Adam Kownacki. 

Historia kołem się toczy

Już się wydawało, że nic z tego, że Robert Helenius nie da rewanżu naszemu Adasiowi Kownackiemu. No bo – patrząc na sprawę z perspektywy Fina -  do zyskania jest już niewiele, a do stracenia wszystko. „Nordycki Koszmar” początkowo do drugiej potyczki z naszym rodakiem się nie palił, ale wydaje się, że sprzymierzeńcem Polaka stał się koronawirus. Gdyby nie on, Helenius doczekałby się bowiem pewnie jakiejś ciekawej oferty, a tak – trochę z braku laku – bierze rewanż z Kownackim. 

Mała podróż w przeszłość: jest marzec 2020 roku, a Adam Kownacki znajduje się w czołówce rankingów wszystkich najpoważniejszych federacji. Wydaje się, że Polak jest o krok od upragnionej walki o mistrzostwo świata, a najbliższy pojedynek z Robertem Heleniusem ma być tylko formą podtrzymania aktywności. Według bukmacherów, Kownacki jest faworytem więcej niż zdecydowanym – zwycięstwo naszego zawodnika wyceniane jest na 1,20, natomiast kurs na Fina to blisko 5 złotych. 

Przez pierwsze trzy rundy wszystko wygląda w porządku, Kownacki wygrywa każdą z nich, choć rywal pozostaje w grze. I w końcu nadchodzi runda czwarta – bum! „Baby Face” nieoczekiwanie pada na deski po kontrującym prawym prostym. Wstaje, ale jest bardziej zamroczony, niż na pierwszy rzut oka może się wydawać. Fin nie wypuszcza już okazji z rąk. Zasypuje Adasia gradem ciosów, a sędzia David Fields przerywa pojedynek. 

W tym momencie wielu Kownackiego skreśliło. „Grubas się doigrał”, „nigdy nie był materiałem na mistrza”, „nadeszła w końcu weryfikacja”, to najmniej nieprzychylne z komentarzy, które pojawiały się pod adresem Polaka. Teraz nadchodzi w końcu szansa na odkupienie win, nadchodzi szansa, by powrócić do gry o najwyższą stawkę. Pytanie tylko, czy Adasia ciągle na to stać. 

Tacy pięściarze jak Kownacki charakteryzują się krótką ringową żywotnością. Ich szalenie widowiskowy styl toczenia pojedynków niestety pozostawia niebagatelny ślad na zdrowiu. Mieliśmy już kiedyś pięściarza o specyfice właściwie jeden do jednego odpowiadającej Kownackiemu, notabene również był to zawodnik boksujący na rynku amerykańskim – mowa oczywiście o Pawle Wolaku. 

„Raging Bull” na co dzień pracował na budowie, ale nie przeszkodziło mu to w zrobieniu dość spektakularnej kariery, która uwieńczona została zwycięstwem nad byłym mistrzem świata Yurim Foremanem. Z Wolakiem również swego czasu wiązaliśmy spore nadzieje, ale jego marsz po tytuł mistrzowski przerwał średniej klasy pięściarz z Dominikany, Delvin Rodriguez, (ten sam, który mierzył się kiedyś w Ełku z Rafałem Jackiewiczem; to była jedna z najlepszych walk, jakie odbyły się na polskiej ziemi, a Jackiewicz zwyciężył wówczas na punkty niezasłużenie). Historia lubi kołem się toczyć, i obawiam się, że Kownackiego spotka podobny los jak Wolaka – jego marsz po mistrzowski tytuł ostatecznie również zakończy pięściarz średniej klasy, do tego również zrobi to w rewanżu. Wolak pojedynkował się bowiem z Rodriguezem dwukrotnie – w pierwszej ich walce sędziowie jeszcze orzekli remis (choć pięściarz z Portoryko był lepszy), a w drugiej wątpliwości już żadnych nie było, bo Delvin górował praktycznie w każdej z rund, co skłoniło „Raging Bulla” do zawieszenia rękawic na kołku. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że jeżeli Kownacki przegra rewanż z Heleniusem, to i jego przygoda z boksem przestanie mieć sens. Wszystko albo nic. Według mnie Adaś przyjmować na głowię już więcej nie potrafi, więc koniec zbliża się niechybnie.

O braku poczuciu wstydu słów kilka

Walki o mistrzostwo świata w boksie bywały naprawdę różne. Od największych pojedynków, podczas których stawali naprzeciw siebie najlepsi pięściarze świata, aż po zwyczajne „missmatche”, mające zapewnić broniącemu tytuł pięściarzowi kolejny sukces bez zbędnego nadwyrężania się. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że w boksie widziałem już właściwie wszystko, i praktycznie nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Jakiż byłem głupi, jakiż byłem naiwny! Aż mi za siebie wstyd. Szkoda tylko, że wstyd ciągle nie jest ani trochę włodarzom federacji WBA.

(Wice)mistrzowski pasek tejże organizacji w wadze ciężkiej, jak zapewne doskonale zdajecie sobie sprawę, od października 2017 roku dzierży Manuel Charr. Ten zacny czempion szykuje się właśnie – uwaga – do pierwszej obrony swojego trofeum. Po trzech latach. Ale to dopiero początek zabawy. W rolę pretendenta Syryjczyka ma się wcielić Mark De Mori. Australijczyk, który wprawdzie bilans walk ma imponujący, jednak w swojej całej karierze nie pokonał nikogo choćby przeciętnego, a najważniejszy pojedynek, jaki dotąd stoczył, to walka z Davidem Hayem ze stycznia 2016 roku, przegrana przez De Moriego przez nokaut w dwie minuty. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś taki za chwilę stanie przed szansą wywalczenia tytułu zawodowego mistrza świata w boksie.

Nad wyraz ciekawy był zresztą proces dobierania sobie przez Charra rywala na pierwszą obronę. Najpierw ludzie z obozu Syryjczyka zaproponowali stoczenie walki naszemu Mariuszowi Wachowi. „Wiking” oczywiście szybko na tę propozycję przystał, nie zważając na fakt, że miał na stole w tamtym momencie kilka znacznie zacniejszych finansowo ofert. W kluczowym momencie ekipa Charra przestała jednak się odzywać, prawdopodobnie uznając, że lepszym rywalem jak na pierwszą obronę paska będzie jednak De Mori. Z ich perspektywy należy to zrozumieć, bowiem Mariusz Wach pojedynku z Charrem byłby faworytem. Ba, osobiście jestem przekonany, że nasz olbrzym by tę walkę wygrał w cuglach.

Ostatecznie Wach obejść się będzie musiał smakiem i w grudniu zmierzy się podczas gali Joshua vs Pulew z Hughie Furym (tej walki już faworytem nie będzie). Charr natomiast w najbliższej przyszłości prawdopodobnie łatwo upora się z De Morim i poszuka możliwości, by jakoś sowicie sprzedać swój paseczek. Szkoda, że nikt u nas, nad Wisłą, nie ma takich pieniędzy, aby go od niego odkupić. Swego czasu nawet próbowano – Mateusz Borek podobno kontaktował się dwa lata temu z ekipą Syryjczyka w sprawie ewentualnego pojedynku z Tomaszem Adamkiem na ósmej edycji gali Polsat Boxing Night. Rozmowy spaliły jednak wówczas na panewce, bo Charr chciał za taką walkę przynajmniej milion euro.

Aby zostać (wice)mistrzem świata wagi ciężkiej, trzeba obecnie wyłożyć na stół milion euro i pokonać Manuela Charra. Doszliśmy do takiego absurdu, że to drugie wydaje się znacznie trudniejsze. Na koniec jeszcze ciekawostka: wyobraźcie sobie, że przed dwoma tygodniami Charr został czwartym najdłużej panującym czempionem federacji WBA w wadze ciężkiej w historii.. Z lokaty tej Syryjczyk zepchnął samego Mike'e Tysona. Za kolejne dwa tygodnie Manuel wskoczy natomiast na podium tej klasyfikacji, dzierżąc mistrzowski pas dłużej od Evandera Holyfielda, a już w kwietni przyszłego roku może przegonić na liście najdłużej panujących czempionów w historii samego Muhammada Alego. Niczego bardziej popieprzonego już dzisiaj nie przeczytacie.

Płać i oglądaj

Roy Jones Jr to najpiękniej walczący pięściarz, jakiego kiedykolwiek widziałem. W swoim prime Roy był zawodnikiem z innej planety – jego szybkość, błyskotliwość, technika, pewność siebie to elementy, które kibiców wprawiały w ekstazę, a jego oponentów w zakłopotanie. „To nie moi rywale są słabi, tylko na moim tle tak wyglądają”, lubił mawiać w swoich najlepszych lata Roy. Mike Tyson to z kolei była absolutna ringowa bestia, człowiek nie do podrobienia, jeżeli chodzi o ringową siłę, agresję, zwierzęcość. Właśnie to w nim wszyscy uwielbiali, ten naturalny instynkt kilera, tę pierwotną umiejętność unicestwiania wszystkiego co się rusza. Niszczenia, gładzenia, zadawania bólu. Tyson w swoich najlepszych latach był totalnie „unstoppable”. 

Teraz Roy Jones Jr ma lat 51, zaś Mike Tyson ma ich 54. Obaj panowie powinni już dawno spoczywać na laurach, odcinać kupony od swojej wielkiej sławy, ale obu zamarzyło się kolejne wejście między liny. Zmaterializować ma się ono 28 listopada w Staples Centre w Los Angeles. Na szczęście, starcie będzie miało charakter wyłącznie pokazowy. Panowie będą boksować nie przez trzy, a przez dwie minuty, a do tego założą na dłonie większe i znacznie bezpieczniejsze rękawice 12-uncjowe. Mnie brakuje jeszcze tylko tego, by mieli na głowach kaski. I nie piszę tego prześmiewczo. Obaj powinni mieć na głowie kaski, a walka powinna być zakontraktowana nie na osiem, a na cztery rundy.

Niestety doskonale pamiętam, jak wyglądał pod koniec swojej wielkiej kariery Roy Jones Jr. Żal było patrzeć, jak ciężko nokautował go Denis Lebiediew, jakie zbierał baty od Enzo Maccarinelliego. Wiem też, jak pod koniec kariery wyglądał Mike Tyson - „Żelazny” w swoich dwóch ostatnich starciach, piętnaście lat temu, był nokautowany przez takie tuzy zawodowych ringów jak Danny Williams oraz Kevin McBride. Tyson to już wtedy był sportowy trup, piętnaście lat temu. Z politowaniem czytałem komentarze niektórych kibiców, którzy po obejrzeniu kilkusekundowego urywku tarczowania Mike'a piali z zachwytu, przepowiadając mu spektakularny powrót na tron wagi ciężkiej. Tymczasem dzisiejszy Tyson nie miałby absolutnie żadnych szans w pojedynku z Krzyśkiem Zimnochem czy Kamilem Sokołowskim, i taka jest bezlitosna prawda.

Zarówno Tyson, jak i Jones Jr swoje już w ringu zebrali i nie chciałbym, by kiedykolwiek wychodzili jeszcze między liny. Jeśli jednak już muszą, niech robią to w możliwie najbardziej bezpieczny sposób. Osiem rund i brak kasków to w mojej opinii i tak przesada. Prawie tak duża, jak cena, jaką będą musieli uiścić za obejrzenie tego pojedynku w systemie PPV kibice w Stanach Zjednoczonych – ma ona wynosić dokładnie 50 dolarów. Dokładnie 50 dolarów za pojedynek dwóch emerytów, dwóch pięściarzy już dawno rozbitych i skończonych.

Uwielbiam zarówno Roya Jonesa Jr jak i Mike Tysona, i właśnie dlatego ich pojedynku nie obejrzę, nawet z odtworzenia. Chcę zapamiętać genialnego technika i brutalnego egzekutora, nie ich marne karykatury. Ludzie jednak uwielbiają karmić się wspomnieniami, są bardzo sentymentalni, nie potrafią godzić się z upływającym czasem. Nie bez kozery mówi się, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki; rzeka ciągle bowiem płynie, nigdy nie pozostaje taka sama. Wielkość Roya i Mike'a odpłynęła z jej nurtem już wiele lat temu.

Poczucie niedosytu

Kella Brooka pierwszy raz zobaczyłem w akcji w marcu 2010 roku, gdy mierzył się w Liverpoolu z naszym Krzyśkiem Bieniasem (zwanym też przez niektórych nieco prześmiewczo „cieniasem”, moim zdaniem niesłusznie, Krzychu to był solidny bokser). Brook zwyciężył wówczas przez techniczny nokaut i już wtedy mnie sobą zachwycił – widać było jak na dłoni, że ma w sobie to „coś”, że jest pięściarzem ponadprzeciętnie uzdolnionym, że zajdzie w ringu bardzo daleko.

Od tamtej pory oglądałem chyba wszystkie jego pojedynki. Albo na żywo, albo później z odtworzenia. Zachwycałem się tym, jak fantastycznie radził sobie w zwycięskim starciu z Shawnem Porterem, ze smutkiem patrzyłem na to, jak w starciu, do którego nigdy nie powinno dojść, zbierał cęgi od Giennadija Gołowkina („GGG” był zwyczajnie dla Kella zbyt duży, Brytyjczyk został wtedy posłany przez swoich promotorów na pożarcie; nic dziwnego, że miał od tamtej pory z nimi na pieńku). 

Brook jest typowym przykładem pięściarza niespełnionego. Wprawdzie był mistrzem świata w kategorii półśredniej i nawet trzy razy obronił swój tytuł, jednak mógł i powinien był osiągnąć między linami znacznie więcej. W swoim najlepszym okresie toczył pojedynki za średnie pieniądze ze średniej klasy rywalami, aż w końcu nadeszła wyczekiwana walka ze świetnym Shawnem Porterem i największe zwycięstwo w całej zawodowej karierze. 

To był sierpień 2014 roku, wydawało się, że od tamtej pory wszystko ruszy z kopyta i Kell w końcu pokaże całemu światu, na co go stać. Miesiąc później jednak „Special K” wybrał się na te nieszczęsne wakacje na Teneryfie, podczas których został ugodzony nożem w kolano. Wprawdzie po operacji Brook powrócił do pełnej sprawności i niedługo później wrócił między liny, jednak wydaje mi się, że historia z nożem odcisnęła na nim swoje piętno. No a potem ta walka z Gołowkinem, która już to piętno odcisnęła na pewno. Potem jeszcze kolejna niepotrzebna (niepotrzebna na tamten moment) batalia z Errolem Spencem Jr i kolejne spory z promotorami, przez które Kell zaczął boksować bardzo nieregularnie i za jeszcze mniejsze stawki niż dotychczas.

Bardzo szkoda, że Brook nie zmierzył się ze Spencem, będąc w swojej najlepszej formie, bardzo szkoda, że przydarzyła mu się ta okropna historia na Teneryfie i bardzo szkoda, że zawalczył z Giennadijem Gołowkinem. Szkoda, że nigdy nie doszło do jego wyczekiwanej walki z Amirem Khanem, która swego czasu była na wyspach wyczekiwana niemal tak bardzo jak dziś pojedynek Tysona Fury'ego z Anthonym Joshuą. Szkoda, szkoda, szkoda.

Brzmię, jakbym się z Kellem Brookiem żegnał, choć ten przecież pięściarskiej kariery oficjalnie jeszcze nie zakończył. Prawda jest jednak taka, że „Special K” nie czeka już między linami nic dobrego. Ostatnie wypowiedzi Kella wyraźnie sugerują, że doskonale zdaje on sobie z tego sprawę. Walka z Terencem Crawfordem to była gra va banque, to był pojedynek z cyklu wszystko albo nic. Ta przygoda po prostu przestała już mieć sens.

Waszym zdaniem!

Czy Kell Brook powinien kontynuować sportową karierę? Jak widzicie rewanżowy pojedynek Adama Kownackiego z Robertem Heleniusem? Co sądzicie o starciu Mike'a Tysona z Roy'em Jonesem Jr? Czekamy na Wasze komentarze!

„Bez Cenzury” to nowy cykl publicystyczny na portalu BOKSER.ORG, w którym każdej środy o godz. 20.00 będę starał się przedstawić Wam moje, skrajnie subiektywne spojrzenie na boks. Nie zabraknie zarówno rozpalających środowisko tematów bieżących, jak i wątków niepopularnych, których nikt – z różnych względów – nie decydował się dotąd poruszyć. Wszystko do bólu szczerze i absolutnie Bez Cenzury. 

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

Redaktor newsów o boksie polskim i zagranicznym.

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: rocky86
Data: 18-11-2020 21:39:57 
Odnośnie Adama, to nie jestem przekonany, że rewanż przegra, może sobie poradzić z Finem, choć zestawienie stylów jest niekorzystne, a historia pierwszego starcia za nim nie przemawia.
Kiedys o Chidorze pisalem, że walcząc w tym stylu pociągnie jeszcze 3 lata. To było po walce z Vitem w 2012r., a on wciąż tu jest i wciąż jest w szerokiej czołówce.
No ale co do zasady zgoda.

WBA z tym tytułem World, to straszna żenada, trudno to komentować. Jeszcze gdy Sasza miał ten tytul (wygrany na Czagajewie), to był w tym jakiś prestiż, później rozpoczęła się seria żenady i mam nadzieję, że to będzie jej kulminacja, choć wątpię.

Co do Brooka, to nikt go do walki z GGG nie zmuszał, sam się do tego zgłosił, chciał dużej walki za duże pieniądze, do tego Khan kilka miesięcy wcześniej wyszedł do Camelot i skończyło się jak się skończyło. To był ogromny błąd, ale też dobrze opłacony 6mln USD.
Co do Spence'a, to było faktycznie za wcześnie. Po GGG nie powinien się pchać na takiego killera, był jeszcze dość mlody, więc mógł to oddalić. Crawford to inna historia, Brook nie miał już nic do stracenia, bo kasowej walki już by nie dostał. Khan wciąż tam jest i niewikluczone, że do tej walki dojdzie, będzie na emeryturę.
 Autor komentarza: CzystyHarry
Data: 18-11-2020 22:56:33 
Szkoda Adama.
 Autor komentarza: Luton
Data: 19-11-2020 01:36:11 
Najgorsze jest to, że helenius nie wygral przez przypadek. to nie było tak że mu wyszło, zadał cios życia i wygrał. nie nie on wiedział od początku co zamierza zrobić, on czekał na tą okazje. a adam troche jak ten naiwny byle do przodu i rywal pęknie. teraz sie okaże na ile kownacki wyciąga wnioski i jest w stanie sie dostosować do tego co rywal wnosi do ringu. Póki co adam miał w dupie co zrobi przeciwnik, narzucał swój styl i gitara grała.
 Autor komentarza: BOXER
Data: 19-11-2020 08:57:11 
Adam jednak faworytem dla mnie .
Jezeli znowu zaliczy KO to znaczy,że to początek końca ale myślę że mentalnie jest w stanie to wygrać .
Najgorsza to ta obrona.Musi koniecznie to poprawić.To jedyne wyjscie aby wygrać bo jak zostawi znowu nogi i pojdzie na całość to po herbacie .Ale dla mnie jednak Adam faworytem bo ma mocną psyche .
 Autor komentarza: Hugo
Data: 19-11-2020 08:59:58 
1. Helenius nie ma nic do zyskania, a do stracenia wszystko? Czyli dokładnie odwrotnie, jak było w pierwszej walce. Wtedy ekipa Kownackiego wybrała rywala kompletnie bezmyślnie, nie zastanawiając się nad możliwymi konsekwencjami. Natomiast rewanż jest postawieniem wszystkiego na jedną kartę, lecz w aktualnej sytuacji w HW (mnóstwo prących w górę utalentowanych prospektów) to decyzja słuszna. Trzeba zaryzykować, bo na mozolną odbudowę pozycji nie ma już czasu.
Porównanie Kownackiego do Wolaka uważam za chybione. Są podobieństwa, ale są i duże różnice. Przede wszystkim Kownacki ma silny cios i znacznie wyższy procent wygranych przez KO. Stoczył od Wolaka znacznie mniej walk i rund, więc dlaczego miałby być uważany za boksera zużytego. Jedna porażka przed czasem nie przesądza o rozbiciu. Chisora ma 2 razy tyle walk, co Kownacki, pewnie 3-4 razy więcej rund (dokładnie nie liczyłem), do tego 3 porażki przez KO i jakoś nikt go za zużytego i rozbitego nie uważa.
2. Federacje (z WBA na czele) to w tej chwili zakłamana banda cwaniaków, która doprowadziła do kompletnej dewaluacji pasów mistrzowskich. Jako kibice mamy na to tylko jedną rozsądną reakcję. Olać z góry wszystkie te wydumane tytuły i skoncentrować się na konkretnych walkach. Jak boksuje ze sobą 2 dobrych pięściarzy, to mamy święto i cieszmy się z tego, a takie pojedynki jak Charr vs De Mori trzeba potraktować jak starcie 2 słowackich bumów na ringu w Sturovie i po prostu przemilczeć.
3. Podobnie radzę potraktować walkę weteranów Tyson vs Jones Jr, bo to jest widowisko o zerowej wartości sportowej i na dodatek w wyjątkowo złym guście. Jak kogoś podniecają walki bokserów 50+, to pewnie jeszcze bardziej będzie przeżywał pojedynki zawodników 70+ lub boks jednorękich ewentualnie niewidomych.
4. Zmarnowany w dużej mierze talent Kella Brooka to ewidentna wina jego promotora. Ostatnio czytałem jednak relację Dana Rafaela, która w trochę innym świetle przedstawia okoliczności w jakich została zakontraktowana nieszczęsna dla Brooka walka z Gołowkinem. Otóż Hearn negocjował równolegle pojedynki Brooka z Vargasem (półśrednia) i Eubanka z Gołowkinem (średnia). Te drugie negocjacje zostały zerwane ze względu na wygórowane roszczenia Eubanka seniora (bardzo prawdopodobne). Wtedy podobno sam Brook zaproponował Hearnowi, że chętnie wystąpi przeciwko Gołowkinowi w miejsce Eubanka. Mogło to być spowodowane trwającą od lat rywalizacją Kella z Amirem Khanem, który parę miesięcy wystąpił przeciwko Canelo Alvarezowi. Być może Brook chciał udowodnić wszystkim, że ma nie mniej odwagi od Khana. W każdym razie stosunki pomiędzy tymi dwoma brytyjskimi pięściarzami od umiarkowanej niechęci z biegiem lat doszły do niczym nie skrywanej nienawiści. W przeciwieństwie do walki Tysona z Jonesem na pojedynek Brook vs Khan jeszcze nie jest za późno i chętnie taką konfrontację bym obejrzał, życząc przy tym zwycięstwa Kellowi, gdyż to Khan był w trwającym latami konflikcie stroną bardziej agresywną i posuwająca się do obrzydliwych oszczerstw.
 Autor komentarza: Clevland
Data: 19-11-2020 09:06:49 
Przed walką Chisory z Usykiem pisałem że Chisora powinien nauczyć się... aby czymś zaskoczyć Usyka.
Ktoś z forum skomentował, że to jak uczenie wrony... bo Chisora to tempa materia.
Nie wiem nie oceniam.

Chisora potrafił zmienić pozycję na mańkuta. To było oczywiście za mało na Usyka.
Gdyby Chisora podchodził na unikach jak Mike Tyson to może.

Adam do zmiany ma xx rzeczy ale nie wiem czy on z nie chce, nie umie, uważa że człapanie i zbieranie na odkrytą i nieruchomą głowę to najlepszy styl.
Bez zmian będzie łatwym celem dla Fina.
Zawsze uważałem że Adam ze swoim poziomem boksu powinien nie schodzić poniżej TOP40 bo będzie ko.
No i...
Walka z Heleniusem jest bez sensu bo skończy się gorzej niż za pierwszym razem.


Tyson dał jedną walkę pokazową z Samdersem i świetnie się to oglądało.
Taka szkoleniówka dla młodych bokserów.

Było to dość jednostronne.
Tutaj chętnie zobaczę zderzenie dwóch styli.
No może jednego i pół bo Roy nie ma już takiego refleksu na którym bazował jego styl.
 Autor komentarza: Gazun
Data: 19-11-2020 09:51:50 
Nie czytałem wszystkiego ale Zimnoch by pewnie przegrał z Tysonem xddd Sokołowski by pewnie wygrał
 Autor komentarza: heinz
Data: 19-11-2020 14:49:25 
Adaś w rozmowie z TVP powiedział,ze dzięki temu jaką ma taktykę w trakcie walki i jak sie prowadzi dotarł do miejsca, w którym jest.
Zmieniać nic nie zamierza, a krytycy powinni zając się własnym życiem.

Koniec.

Oby zdrowia zbyt wiele nie stracił, bo już teraz wywiad z nim, to powinien być z napisami.
 Autor komentarza: Clevland
Data: 19-11-2020 19:55:49 
@heinz
Dzięki za wyjaśnienia.
To już wszystko wiadomo.
Niereformowalny i zatwardziały w swoich przekonaniach...
 Autor komentarza: Piesel
Data: 20-11-2020 10:07:17 
Charr jest szanowanym gościem wśród świata przestępczego i ma potężne dojścia. Ostatnio można było przeczytać jak w Berlinie godził ze sobą dwa klany w stanie krwawej wojny, między Czeczeńcami a Arabami.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.