WARREN WSPOMINA AWANTURĘ Z TYSONEM: UDERZYŁ MNIE Z PARTYZANTA
Przez lata narosło mnóstwo mitów wokół słynnego ataku Mike'a Tysona na weterana bokserskiego biznesu, Franka Warrena, który oberwał od legendy wagi ciężkiej w czerwcu 2000 roku w Glasgow, przed walką Tyson vs Lou Savarese, którą Amerykanin wygrał w pierwszej rundzie. Mówiło się o tym, że promotor został ciężko pobity lub poniżony, ale Warren przedstawia inną wersję całej sprawy.
- To była moja wina, nie powinienem się mieszać do spraw Tysona. Ale to zrobiłem. Telewizja Sky chciała doprowadzić do walki z udziałem "Bestii", chcieli go mieć na swoim pokładzie. Potem wiceprezydent telewizji Showtime zapytał mnie, czy mógłbym sprowadzić Mike'a na Wyspy. Więc w końcu to zrobiłem. Na początku nie było z Tysonem żadnych problemów, przyleciał (w styczniu 2000 roku na walkę z Juliusem Francisem, którą wygrał przez nokaut w drugiej rundzie - przyp.red.) i wszystko układało się wspaniale. Ale potem... - rozpoczął wspomnienie Warren.
- Tyson wybrał się na wycieczkę do jubilera i wyszedł od niego z rachunkiem na półtora lub dwa miliony funtów. Coś w tych okolicach. Rachunku nie zapłacił i jubiler zaczął do mnie dzwonić w tej sprawie. Ja zacząłem więc dzwonić do Stanów po wylocie Tysona i usłyszałem: "Nie martw się, zrobimy kolejną walkę na Wyspach i zapłaci się jubilerowi z kolejnej wypłaty Mike'a" - kontynuował promotor.
- Kiedy Tyson przyleciał drugi raz, zachowywał się gorzej niż okropnie. Był rozdrażniony i agresywny, zupełnie inny niż za pierwszym razem. Poszedł do jubilera, u którego kupił biżuterię, ale nie po to, żeby zapłacić. Chciał zaszpanować przed jakąś dziewczyną, którą tam poznał. W końcu wkurwił się tym, że jubiler wciąż nalegał na zapłacenie rachunku i tym, że się do tego mieszam. Ktoś do mnie zadzwonił i usłyszałem tylko, że ''Mike nie jest zadowolony''. Powiedziałem więc: "Wpadnę i z nim pogadam, zobaczę, jaki jest problem" - stopniował napięcie Brytyjczyk.
- Za chwilę wchodzę do hotelu i Tyson bierze zamach. Trafił mnie z partyzanta, ale wstałem. Dookoła masa ludzi, tłok, szaleństwo. Kiedy mówię, że to moja wina, chodzi mi o to, że powinienem przewidzieć, jak to się skończy. Byłem wściekły, radzono mi, żebym wezwał policję, ale nie chciałem tego robić. Gazety pisały, że mam złamaną szczękę i żebra. To były bzdury. Pękło mi naczynie krwionośne w oku, to wszystko. Tyson stoczył walkę, a ja zadbałem o to, żeby zapłacił za to, co zrobił. Wpadł po walce w szał, policja musiała wywieźć go z miasta. Pojechał od razu na lotnisko i opuścił kraj (...) Mike zastraszał ludzi, ale w końcu trafili się goście, którzy nie dali się zastraszyć. Buster Douglas i Evander Holyfield. Oni zastraszyli Tysona (...) - podsumował temat szef grupy Queensberry Promotions.