PAMIĘTNE POLSKIE GALE #1: POLSAT BOXING NIGHT 1 (ADAMEK-GOŁOTA)
Polski boks zawodowy ma ponad 20 lat. To zdecydowanie krótki okres, nie zmienia to jednak faktu, że przez te lata odbyło się nad Wisłą kilka naprawdę ciekawych imprez, które przeszły do historii i o których mówi się do dziś. Przedstawiamy wspomnienie pierwszej edycji Polsat Boxing Night z 24 października 2009 roku, z pojedynkiem wieczoru pomiędzy Andrzejem Gołotą i Tomaszem Adamkiem.
Dlaczego właściwie ta gala jest tak dobrze zapamiętana? Z pozoru wydawać by się mogło, że chodziło głównie o dwa wspomniane wyżej nazwiska pięściarzy, którzy zmierzyli się w main evencie. To na pewno ważny argument, ale nie jedyny. Z perspektywy czasu, po wielu zawodach kibiców, kiedy dużo walk po prostu się nie odbyło i często trudno o naprawdę ciekawy fightcard na polskich galach, powrót myślami do Polsat Boxing Night I nie jest bez znaczenia.
W tamtym czasie w Polsce działało kilka grup promotorskich. Stacja Canal+ pokazywała imprezy Andrzeja Gmitruka i jego grupy O’chikara Gmitruk Team, za transmisję z gal Knockout Promotions odpowiadał Polsat, a Tomasz Babiloński współpracował z TVP. Zawodnicy trenera Gmitruka mieli okazję również poboksować na galach amerykańskich, na których bił się Tomasz Adamek. Walki „Górala” transmitowała zwykle telewizja Polsat, więc w tej stacji pokazywane było np. starcie Piotra Wilczewskiego z Curtisem Stevensem oraz przekonywujące zwycięstwo Mateusza Masternaka w lipcu 2009 roku na gali Adamek – Gunn w Prudential Center.
Dziś, gdy patrzymy na promotorów i zestawiania, których chcą polscy kibice, mówimy wtedy zwykle o walkach życzeniowych, które nie mają szans na organizację. Z różnych powodów. Ciekawych walk pomiędzy Polakami jest jak na lekarstwo.
Polsat Boxing Night to był brand, który miał konfrontować polskich pięściarzy. Zebrać czołówkę polskich pięściarzy i sprawdzać ze sobą. Pomysł Polsatu wydawał się być wtedy ciekawy. Obok dużej walki dwóch wielkich nazwisk polskiego boksu, na których miała zostać oparta prawie cała promocja, przygotowano odpowiednią kartę walk, by doprowadzić do ciekawych konfrontacji pomiędzy polskimi zawodnikami.
W sierpniu 2009 roku w restauracji Champions hotelu Marriott w Warszawie odbyła się konferencja prasowa z udziałem m.in. dyrektora Mariana Kmity oraz Gołoty i Adamka. Wszystkich interesowała walka wieczoru, choć w tamtym momencie powoli dowiadywaliśmy się o pomysłach stacji na zestawienia na undercard – w mediach wspominano o pomyśle na walkę Dawida Kosteckiego z Grzegorzem Soszyńskim, a w środku sierpnia pojawiła się informacja o planowanym starciu dwóch niepokonanych: Mateusza Masternaka z Łukaszem Janikiem.
Zestawienia były interesujące i mimo tego, że pozostawały one w cieniu main eventu, można było spodziewać się emocji. Pod względem sportowym, jak na polskie warunki: nic dodać, nic ująć. Otwarty Polsat, czasy bez PPV, idealny moment na promocję zawodników.
Do Łodzi przybyło wielu popularnych aktorów, piosenkarzy, celebrytów. O walce Gołota – Adamek wypowiadali się na "ściankach" w hali m.in. Daniel Olbrychski, Cezary Pazura, Liroy czy Olaf Lubaszenko. Przybyli także ludzie sportu. Anonserem w ringu był Waldemar Kasta, znany z pracy przy galach KSW. Za wstępną zapowiedź starć odpowiadał Krzysztof Ibisz.
Po ważeniu wypadła jedna walka – Artura Szpilki z Wojciechem Bartnikiem. „Szpila” został zatrzymany przez policję na podstawie nakazu sądu. Paweł Wójcik poinformował wtedy, że odbędzie się jeszcze dodatkowo starcie Artura Sieradzkiego z Davidem Viceną. Bartnik i Szpilka wypadli więc z karty. Pięściarz z Wieliczki wylądował ostatecznie za kratkami, na wolność wyszedł w kwietniu 2011 roku.
Kartę walk (nie licząc walki Sieradzkiego z Viceną) rozpoczął pojedynek dwóch niepokonanych: Krzysztofa Szota oraz Łukasza Maćca. Mający ogromne doświadczone z ringów amatorskich Szot bił się wcześniej na galach Babilon Promotion, Maciec wcześniej miał okazję występować na imprezach O’chikary oraz Knockout Promotions. Krzysztof stoczył ponad 300 walk na amatorstwie, pokonał m.in. Domenico Valentino, późniejszego mistrza świata wagi lekkiej. Maciec wychodząc do ringu naprzeciw Szota miał jedynie 20 lat i większość kibiców oraz ekspertów stawiała na Szota. Starcie było świetnym dopełnieniem karty, jednogłośnie na punkty zwyciężył Krzysztof Szot, choć na kartach było ciasno. Sześć rund dobrego boksu. Kto z panów więcej wycisnął z kariery na ringach zawodowych? Wydaje się, że Maciec. Szot po 3 latach od starcia na PBN był już tylko testerem młodych pięściarzy, wyjeżdżał jako pięściarz na telefon. Z kolei związany z Paco Lublin 31-latek, pomimo braku większego pomysłu na karierę, stoczył potem kilka emocjonujących starć – na uwagę zasługuję świetna wojna z Sasunem Karapetyanem z 2013 roku i dobra postawa na ringu amerykańskim w starciu z Hugo Centenjo Jr, późniejszym rywalem Maćka Sulęckiego.
W kolejnym starciu zmierzyli się Damian Jonak oraz Mariusz Cendrowski, obaj blisko współpracujący z Andrzejem Grajewskim. Jonak był na rozdrożu, nie dogadywał się z grupą Knockout Promotions. Jeszcze na dwa tygodnie przed występem w łódzkiej Atlas Arenie Damian zawalczył w Niemczech na gali Universum ze słabszym rywalem. Walka nie wyszła po myśli ani Jonaka ani Cendrowskiego, zakończyła się remisem. Od Damiana oczekiwano w tamtym okresie jeszcze więcej, zważywszy, że narastał jego konflikt z grupą Knockout Promotions i każdy kolejny pojedynek był wyczekiwany przez kibiców. Kilka tygodni temu Jonak w rozmowie z Hubertem Kęską (Newonce) opowiedział o kulisach tej walki:
- Cendrowskiego robiłem parę miesięcy wcześniej na sparingach, ja tej walki się w ogóle nie bałem. Tylko byłem tak znerwicowany… - opowiada Jonak, który stwierdził, że został także oszukany przez Grajewskiego podczas ważenia. – Oszukał mnie na ważeniu. Ze mną umówił jedną wagę, a z nim [Cendrowskim – przyp. red.] drugą. Ja tę swoją wagę dusiłem do ostatniej chwili. A Mariusz sobie przyjechał na ważenie na luzaku.
Mimo remisu dalej upatrywano nadzieje w Jonaku, na czele z Andrzejem Grajewskim. Szybko zorganizowano pięściarzowi występ na gali Universum i przygotowywano się na imprezę Grajewskiego we współpracy z Polsatem w katowickim Spodku kilka miesięcy później. Jonak miał tam grać pierwsze skrzypce, ale wycofał się z niej, usprawiedliwiając się tym, że musi uporządkować sytuację prawną związaną z jego kontraktem z grupą Knockout Promotions. Cendrowski natomiast zanotował świetny rok 2010, pokonując m.in. dwukrotnie na gali Sauerlanda Thomasa Troelenberga, wysyłając go bardzo szybko na sportową emeryturę. Dwa ważne zwycięstwa Cendrowskiego przygotowały fundament pod starcie w Gruzji z Khurtsidze o pas IBO wagi średniej. W samolocie przed walką team Cendrowskiego spotkał prezydenta Lecha Wałęsę, a w samym Tbilisi czuć było ogromny szacunek do gości z Polski. Zagrano także wszystkie zwrotki hymnu. Cendrowski przegrał jednak walkę wysoko na punkty. Rok później zawalczył we Włoszech ze Spadą o pas WBC Silver, a we wrześniu we Wrocławiu zakończył karierę starciem z Bernardem Donfackiem.
Na ring w Atlas Arenie wyszedł także zaprawiony w bojach pretendent do tytułu mistrza świata Maciej Zegan i młody zawodnik Babilon Promotions Krzysztof Cieślak. Po nieudanej przygodzie Zegana z ringami amatorskimi, pięściarz mieszkający we Wrocławiu wygrał walkę z Dariuszem Snarskim i rok później miał stoczyć bitwę z młodym Cieślakiem. Zaczął także bliższą współpracę z Andrzejem Grajewskim, który współpracował z Universum. Walkę po dziesięciu rundach zdaniem sędziów wygrał Cieślak – promowany przez Babilońskiego pięściarz, młodzieżowy mistrz świata IBF. To nie był jednak dobry czas dla „Skorpiona”. Mimo „na papierze” wygranych walk z Zeganem (2009) oraz Frenois (2010), Cieślak miał coraz więcej krytyków. Punktem kulminacyjnym było pierwsze „wygrane” starcie z Dariuszem Snarskim, które zakończyło się sędziowskim skandalem. W rewanżu nie było żadnych złudzeń i popularny „Snara” pokonał na punkty zawodnika Babilońskiego. Po kilku latach „Skorpion” stoczył jednak jedną z najbardziej emocjonujących bitew w historii polskiego boksu zawodowego, nokautując w końcówce Ariela Krasnopolskiego. Zegan mimo porażki szybko wrócił i w marcu w Spodku zdobył tytuł WBO European, stąd pojawił się w rankingach. Zatrzymał go pół roku później Eduard Trojanowski, dominując Zegana pod każdym względem i wygrywając już w trzeciej rundzie. Przed tym starciem mówiło się dużo o możliwym pojedynku Zegana z Ricky’m Burnsem o mistrzostwo świata wagi lekkiej.
Najlepszym zestawieniem undercardu był bój Mateusza Masternaka, podopiecznego trenera Gmitruka, zawodnika O’chikary, z Łukaszem Janikiem, pięściarzem Knockout Promotions Wasilewskiego i Wernera.
– Mateusz Masternak to nie Czech albo Słowak, to klasowy zawodnik, z którym można poboksować, który stawi mi czoła i nie odpuści. Muszę być świetnie przygotowany do tego pojedynku, wyjść i zrobić wszystko, co mogę, by wygrać w jak najlepszym stylu – przekonywał polskich kibiców Janik.
- Jestem za! Mateusz Masternak zapowiadał ostatnio nadejście "ery Masternaka", niech zacznie od Łukasza – komentował Andrzej Wasilewski.
Rzeczywiście Masternak był pewny swego. Jakiś czas wcześniej udzielił kilku wywiadów, które przez kibiców były różnie odbierane. Mówił w nich, że pokaże nową erę boksu, że czasy Feliksa Stamma się skończyły, podawał przykłady jak trenuje się obecnie i na jakie elementy powinno kłaść się największy nacisk. Reagowali także inni pięściarze, np. Artur Szpilka, który również chciał bić się z Masternakiem, wyzywał go na pojedynek. Janik jednak przed starciem z Masternakiem też tryskał asertywnością, zaczepiał rywala, czym w pewnym stopniu nawet denerwował kibiców, co odbiło się na nim już po walce. Na kilka miesięcy przed PBN-em „Master” wygrał przekonywująco na gali Main Events. W Łodzi był nie do zatrzymania i szybko odprawił Janika, który lądował na deskach i poniósł w konsekwencji pierwszą porażkę na zawodowych ringach. Masternak potwierdził wtedy duże umiejętności i ringową inteligencję. Dwa lata później podpisał kontrakt z Sauerland Event, zdobył tytuł mistrza Europy i zawalczył o pas WBA Interim. Za nim świetne boje, za sprawą których zapisał się już na kartach historii boksu zawodowego nad Wisłą. Nigdy jednak nie zawalczył o tytuł mistrza świata, miejmy nadzieję, że jeszcze to nastąpi. Janik z kolei w 2015 roku zastąpił Krzysztofa Włodarczyka w starciu z Grigorijem Drozdem o mistrzostwo świata WBC wagi junior ciężkiej, dał świetny występ również w MSG w Nowym Jorku przeciwko Afolabiemu.
Przejdźmy dalej. Kostecki kontra Soszyński. „Cygan” był w niesamowitym gazie, nabuzowany, w rozmowach z mediami nie bał się rzucać mocniejszych słów pod adresem Soszyńskiego, mimo pewnej sympatii do swojego rywala. Pięściarz z Rzeszowa zdenerwował się m.in. na fakt, że walkę zakontraktowano na dziesięć, a nie dwanaście rund – wszystko zdaniem „Cygana” z powodu decyzji rywala. Zdecydowanym faworytem starcia był Kostecki i to on wygrał pojedynek wysoko na punkty. Po pojedynku Soszyński sygnalizował rzekome nieścisłości związane z rękawicami, w jakich panowie walczyli, szybko jednak zareagował i zdementował to m.in. trener Fiodor Łapin, który pokazał przed kamerami Bokser.org rękawice i poddał analizie. Prawda jest jednak taka, że Soszyński tę walkę zdecydowanie przegrał. Jak potoczyły się losy obu pięściarzy? Soszyński miał epizod zarówno w Niemczech, jak i w USA. Wygrał z Geardem Ajetoviciem na gali Erola Ceylana i na tym praktycznie koniec. Dwa lata temu wrócił na jedną walkę. Kolejne bokserskie lata Kosteckiego wszyscy kibice raczej pamiętają. „Cygan” chciał walki z każdym z mistrzów, był wysoko w światowych rankingach, mówiło się m.in. o starciu z Zsoltem Erdeiem. Po pojedynku z Byronem Mitchellem było już niemal pewne, że Kosteckiego w roku 2012 czeka duży test. Do niczego jednak nie doszło, starcie z Jonesem Jr odwołano, Dawid trafił do więzienia.
Pojedynek wieczoru. Adamek rozpędzony po udanych obronach tytułu mistrza świata IBF wagi junior ciężkiej, dumnie prezentujący pas magazynu The Ring. W tle dywagacje na temat innych walk Adamka, które brano pod uwagę – jednym z nazwisk, które pojawiały się wtedy na tapecie był Bernard Hopkins. Gołota wracał po kontuzji i porażce z Rayem Austinem. Półtora roku przed potyczką z „Góralem” dał świetny występ przeciwko Mike’owi Mollo. Kibice byli podzieleni, część uważała, że Gołota ma jednak szanse na zwycięstwo. A eksperci? Większość widziała wygraną Adamka, choć legendarny trener Emanuel Steward w rozmowie z red. Garczarczykiem stawiał na brązowego medalistę z Seulu. Mimo, że faworytem był pięściarz z Gilowic, nie oznaczało to, że przed Gołotą nie otwierały się różne możliwości. Słynny Don King podkreślał, że czeka na pojedynek Adamka z Gołotą, ponieważ chce doprowadzić „Andrew” do jego piątej walki o mistrzostwo świata – tym razem z Nikołajem Wałujewem, który również był promowany przez popularnego promotora. Plan walki z Wałujewem potwierdził po przegranej Gołoty w rozmowie z Przeglądem Sportowym sam King. Skończyło się dla Kinga jeszcze gorzej: Gołota przegrał z Adamkiem, Wałujew poległ na punkty z Haye’em i stracił pas.
Gołota wniósł na wagę zdecydowanie więcej niż się spodziewano. W ringu był wolny, za to Adamek postawił na szybkość, czym właściwie nie zaskoczył nikogo. „Góral” śmiało wchodził w wymiany, skutecznie wyprzedzając legendę, rzucając go kilka razy na deski. Po walce cutman Adamka Danny Milano wykrzyczał w narożniku: „The New King!”. Kibice zobaczyli świetny występ Adamka i zaczęto zastanawiać się nad jego przyszłością. Bokser z Gilowic przeszedł na dobre do wagi ciężkiej i rozpoczął drogę do walki o tytuł w trzeciej kategorii wagowej. Szybko po walce z Gołotą wygrał z Jasonem Estradą, by potem wypunktować w świetnym stylu Chrisa Arreolę na HBO.
Czy odbyły się w Polsce gale, które miały równie dobry fightcard? Na pewno w absolutnej czołówce jest gala PBN 3 w Krakowie i walka wieczoru Adamek – Szpilka. Która karta walk była zatem lepsza? Najlepiej niech ocenią sami kibice i czytelnicy, do czego serdecznie namawiam. Jedno jest pewne. Takie zestawienie jak chociażby Masternaka z Janikiem z roku 2009 przyjęlibyśmy z wielkim zadowoleniem i ekscytacją. Wielu kibiców zainteresowało się boksem właśnie po tej gali. Za to kilkadziesiąt dni później w niesamowitym stopniu wzrosło zainteresowanie MMA nad Wisłą – odbyło się bowiem KSW 12 i debiut Mariusza Pudzianowskiego. Również w otwartym Polsacie. Bez PPV.
Na ten moment trudno sobie wyobrazić, że w Polsce w najbliższych 2-3 latach zostaną zorganizowane gale z tak świetną kartą walk, jak w przypadku pierwszej i trzeciej edycji Polsat Boxing Night. Mieliśmy oczywiście znakomite pojedyncze pojedynki na kartach (np. Usyk - Głowacki, Adamek - Kliczko), mistrzowskie walki, lecz pod względem undercardu te dwie wyżej wymienione imprezy nie mają sobie równych.
1. Tomasz Adamek
2. Dariusz Michalczewski
3. Krzysztof Głowacki
4. Krzysztof Włodarczyk
5. Andrzej Gołota
Do dziś dnia nie rozumiem czym sobie zasłużył na tą szansę, jedynym wartościowym na tamte czasy przeciwnikiem był Arreola. Estrada z którym tak na prawdę powinien był przegrać. Cień Granta który prawie urwał mu głowę czy Madalone lub McBride, absolutni średniacy. Przecież takie zestawienia to zapychacze undercardu a nie eliminatory do tytułu. Tym bardziej że te walki były o półpaśce IBF i WBO a Klitchko był posiadaczem WBC. Z punktu polityki w boksie, zero sensu.
Świetnie zapamiętałem ten cyrk bo akurat tego roku byłem na Majorce a w okolicy tylko jeden pub puszczał boks na żywo, więc sie nabiegałem, ale udało się obejrzeć. Wtedy jeszcze mu kibicowałem bo nie wiedziałem że Adamek to twór tamtego okresu który miał na celu tylko skok na kasę. W PL niestety sporo ludzi dało sie nabrać.
Tomek dostał walke z Kliczką bo wtedy była straszna posucha w ciężkiej i to tak mocna posucha że Adamek wydawał się całkiem sensownym pretendentem, a po za tym Kliczkowie lubili polaków i lubili dawać nam szanse jak tylko się ktoś pokazał
To tylko Twoja opinia, w szczególności ta, że Polacy sie "nabrali" ... Tak bardzo nie wierzysz w marzenia? Nie wierzysz, że Tomek miał sportową ambicję i (tak) marzenie by wygrać pas w krainie kolosów? Sugerujesz, że to dziwne pragnąc pasa w królewskiej kategorii? Przejść do jeszcze większej historii polskiego boksu?? Twoje poglądy sa bardzo wyrachowane w tej kwestii. Tomasz i skok na kasę ... cóż boksuje się dla ambicji i dla kasy, to sprawa jasna jak słońce. Wiesz co mi pomaga w rozumieniu bokserów wracających z emerytury, czy kombinujący ze zmianą kategorii? Postawienie się w ich butach. Tak, na miejscu Tomka w jego etapie kariery zrobiłbym dokładnie to samo i nie żałował żadnej walki. Podjął ryzyko dla szansy bycia pierwszym ciężkim, a jak jeszcze idzie za tym kasa ... Wyrachowanie i kalkulację zastąp emocjami, a zobaczysz że boks jest jeszcze bardziej ekscytujący będąc jego kibicem. Pozdrawiam
A najwieksza porażka to start wyborach do EU. To był skok na kasę. I może by go wybrano gdyby milczał.