EBEBENGE O BOKSERSKIEJ 'MISJI KONGO': PRZEGRALI Z ALKOHOLEM
Powraca sprawa wyprawy Polaków do Kongo przy okazji styczniowej walki Michała Cieślaka z Ilungą Makabu. Podczas programu Hejt Park w Kanale Sportowym sprawę poruszył w rozmowie z Krzysztofem Stanowskim Dominik Ebebenge, były kierownik ds. rozwoju sportowego Legii Warszawa, obecnie skaut i doradca zarządu Rakowa Częstochowa, który pomagał polskiej ekipie podczas ''misji Kongo'' na prośbę Krzysztofa Kosedowskiego.
- Czuję się w pewnym sensie oszukany (...) Zacząłem dostawać informacje, że w hotelu dochodzi do skandali, zadzwoniłem do swojego kuzyna (jego zadaniem było opiekowanie się Polakami - przyp.red.). Mówi: Dominik, oni przegrali z alkoholem (...) Nie chcę nikogo oskarżać ani wyciągać brudów, ale został obrażony mój kraj (...) Prawda była taka, że panowie przylecieli pijani i wylecieli pijani. I nie wytrzeźwieli w międzyczasie (...) Przywieźliśmy wieś do Kongo, na miejscu wsi nie było - powiedział Ebebenge.
Przypomnijmy, że polscy promotorzy rysowali pobyt w Kongo w bardzo ponurych barwach, mówiąc o nieustannych problemach i kradzieży pieniędzy, która spotkała ich w hotelu w Kinszasie. Potem nastąpiła seria zdarzeń, która zakończyła się słynnym już wyjazdem, a w zasadzie ucieczką promotorów z wynagrodzeniem za walkę. Ucieczka nastąpiła, zanim walka się skończyła, co było motywowane zagrożeniem ze strony miejscowych - taka przynajmniej jest wersja Tomasza Babilońskiego i Andrzeja Wasilewskiego. Inaczej całą sprawę przedstawiał Michał Cieślak, który przegrał pojedynek o wakujący pas WBC wagi cruiser na punkty.
- Dla mnie to był jeden, wielki cyrk. Poważni ludzie, poważni promotorzy, a to wszystko było zorganizowane, cały ten wyjazd, delikatnie mówiąc wszystko, co się tam działo, było niepoważne. Delikatnie mówiąc (...) Nie ruszyli z żadnymi pieniędzmi, wszystkie pieniądze zostały w depozycie w hotelu. To, co jest opowiadane, to jest jedna wielka bajka (...) Jestem, delikatnie mówiąc, zniesmaczony tym zachowaniem. Ja zostałem wychowany inaczej - mówił w lutym radomianin w wywiadzie z Janem Cioskiem i Kacprem Bartosiakiem.
- Proste. Wyjechaliśmy, rzucając wszystkim lokalnym pomagierom info, że z całą [ze wszystkimi pieniędzmi - red.), żeby nikt tej kasy nie szukał w teamie, który został. Pomysł Babilońskiego, tym mnie przekonał do wyjazdu. Myślę, że to był bardzo dobry pomysł. Prawda, że kasa została w depozycie. Babiloński zorganizował transport do Polski - napisał w lutym Wasilewski, odpowiadając na pytanie redaktora Bokser.org Tomasza Ratajczaka.
- Ja cały czas mówię od momentu jak drugi team wystartował, że myśmy kasy nie wzięli. Wystarczy poszukać moich wypowiedzi. Michał prawie nic nie wiedział, co było naszym wielkim sukcesem. Błąd był taki, że nie zagraliśmy vabank i nie wsiedliśmy do samolotu, bo nie było przelewu - dodał polski promotor.
- Michała złość po walce podoba mi się. Jego rozgoryczenie też. Cały wyjazd jego postawa mi się bardzo podobała. Pod kloszem akurat był [Cieślak - dopisał red.) i całe szczęście. Ma prawo widzieć sprawy z innej strony, mieć rozgoryczenie, stoczył ciężki pojedynek, zabrakło kilka centymetrów do wygranej i jak się domyślam nie dostał pewnie jeszcze większości gaży. Ta złość mi się bardzo podoba - podsumował lutową rozmowę promotor. Czy teraz odniesie się wraz z Tomaszem Babilońskim do oskarżeń Dominika Ebebenge?