DENIS LEBIEDIEW: TYM RAZEM ODCHODZĘ NA DOBRE
Denis Lebiediew (32-3, 23 KO) już kilka razy ogłaszał zakończenie kariery, ale potem wracał. Trzeba jednak dodać, że odchodził po dobrych walkach. Tym razem odchodzi po bolesnej porażce, więc być może pozostanie konsekwentny w swoim postanowieniu.
Tuż przed świętami 40-letni mańkut z Czechowa wrócił po trzynastu miesiącach przerwy i spotkał się ze "śliskim" i niewygodnym Thabiso Mchunu (22-5, 13 KO). Spodziewano się, że może to być trudna walk, bez wyraźnego faworyta. Były mistrz świata wagi junior ciężkiej przegrał jednak wyraźnie i nawet na moment nie zagroził poważniej rywalowi z RPA.
- Tym razem odchodzę na dobre. Mam piątkę dzieci, a to wielka odpowiedzialność i chcę je dobrze wychować - mówi Lebiediew, który we wrześniu 2014 roku znokautował Pawła Kołodzieja w drugiej rundzie w obronie pasa WBA.
- Już wcześniej odchodziłem, lecz nie mogłem usiedzieć w miejscu. Każdego dnia myślałem o powrocie, a gdy oglądałem walki innych wierzyłem, że mogę wrócić i wygrać. Być może więc porażka z Mchunu była mi potrzebna żeby zrozumieć, co powinienem zrobić. Nadszedł na mnie czas. Już podczas przygotowań nie czułem się najlepiej i nie radziłem sobie na niektórych sparingach. Mchunu nie pokazał tak naprawdę nic wielkiego, a i tak sobie z nim nie poradziłem. Musiałbym dobierać sobie trochę słabszych przeciwników, a ja nie lubię takich rzeczy. Dlatego powiedziałem dość - dodał Rosjanin.