WRACAJĄCY PO DŁUGIEJ PRZERWIE ZHILEI WYPUNKTOWAŁ RUDENKĘ
- Chcę walk z Joshuą, Ruizem, Wilderem bądź Furym - mówił przed tym występem Zhang Zhilei (21-0, 16 KO). I choć zachował czyste konto, to raczej wielkich walk sobie nie zagwarantował.
Naprzeciw tego olbrzyma stanął Andriej Rudenko (32-5, 20 KO), ukraiński odpowiednik naszego Mariusza Wacha. Facet, który się nie przewraca, ale robi za mało, by wygrywać poważne walki.
Chińczyk kontrolował przeciwnika, który na początku skoncentrował się na ciosach na korpus. W trzeciej rundzie złapał go lewym krzyżowym w akcji cios na cios i zranił, jednak twardy Ukrainiec przetrwał chwilowy kryzys, a w czwartej odsłonie sam przeszedł do ataku. Chwilowy zryw przypłacił zadyszką i w piątej rundzie znów go głosu doszedł wicemistrz olimpijski wagi super ciężkiej z Pekinu.
Wygrywający zazwyczaj szybko przed czasem Zhilei miał kryzys kondycyjny w siódmym starciu, ale przeczekał go i w ósmym zranił rywala dla odmiany lewym hakiem w okolice wątroby. W dziewiątym dwa razy poprawił lewym krzyżowym na górę, lecz Rudenko przeboksował przecież dwanaście rund z Powietkinem i nie zwykł się łatwo przewracać.
Ostatnie trzy minuty również należały do Chińczyka, czym przypieczętował swój ostateczny sukces. Sędziowie punktowali na jego korzyść 99:91, 98:92 i 97:93.