TRZY NOKDAUNY W MEKSYKAŃSKIEJ WOJENCE, ZWYCIĘSTWO CANO
Pablo Cesar Cano (33-7-1, 23 KO) sensacyjnie znokautował w styczniu tego roku Jorge Linaresa, a wczoraj w walce wieczoru gali w San Miguel de Allende zanotował kolejny nokaut, wygrywając po dramatycznym pojedynku z Roberto Ortizem (35-5-2, 26 KO). Ta krótka konfrontacja w wadze super lekkiej z pewnością dobrze wpisała się w meksykańską tradycję ringowych wojen.
Już w pierwszym starciu potężny cios prawą ręką posłał Cano na deski, ale Meksykanin zdołał przetrwać i zaczął polować na swojego rodaka od początku drugiej rundy. Ortiz dziko swingował, jednak nie mógł już trafić tak mocnym ciosem, jak w pierwszej odsłonie.
Cano dwukrotnie posłał w drugiej rundzie Ortiza na deski. Za drugim razem trafił całą serią ciosów, zakończoną soczystym lewym sierpowym. Sędzia uznał, że jest to wystarczający powód do przerwania pojedynku i zapewne miał rację. ''El Demoledor'' Cano chce teraz walki z mistrzem WBC Jose Carlosem Ramirezem i bardzo możliwe, że byłaby ona kolejnym świetnym widowiskiem.
Cano znam od jego walki z Maliignagim. Walczak z mocnym kopytem, niestety z tendencją też do łapania rozcięć. Po tych dwóch mocnych wygranych zasłużył na title shota..
Zaczy tańczył swinga w ringu, czy też ma to jakiś związek ze swingersami?