RAMIREZ PO ŚMIERCI DADASZEWA: MOŻE LUDZIE OTWORZĄ OCZY
Jose Carlos Ramirez (24-0, 16 KO) nie znał zmarłego kilka dni temu Maksima Dadaszewa. Niepokonany mistrz WBC wagi junior półśredniej słyszał jednak o Rosjaninie wiele dobrego od Roberta Garcii, swojego trenera, który znał Dadaszewa z czasów treningów Maksima w Kalifornii. Ramirez śledził również postępy Dadaszewa, bo obaj panowie boksowali pod banderą Top Rank, a także walczyli w tej samej dywizji. Dadaszew mógł więc być w przyszłości rywalem Ramireza.
'DADASZEW W CZASACH AMATORSKICH TRAFIŁ NA INTENSYWNĄ TERAPIĘ'>>>
Mimo, że nie znali się osobiście, to Dadaszew znajduje się obecnie w umyśle Ramireza, który już jutro zmierzy się w Arlington z Mauricem Hookerem (26-0-3, 17 KO) w obronie swojego trofeum.
- Po prostu czuję się z tym bardzo źle. On miał małego syna, żonę... Sam mam małego syna. Maksim pochodził z Rosji, jego jedynym planem była walka o lepsze życie dla swojej rodziny. To bardzo smutna sprawa, jak to się skończyło. Mogę się do tego odnieść, utożsamiać z tą sytuacją. Koniec końców sam wchodzę do ringu, by moja rodzina miała lepsze życie, aby mój syn był w lepszej sytuacji - mówił Amerykanin.
- Wierzę, że świat boksu otworzy oczy dzięki śmierci "Mad Maxa". To pokazuje, że to nie jest lekki sport. Czasami bokser lub trener nie przerywają walki, ponieważ już myślą o krytyce, jaka na nich spadnie. Stawiają to ponad swoim zdrowiem. Mam nadzieję, że fani zrozumieją teraz lepiej, przez co przechodzi pięściarz w ringu. Mam nadzieję, że pojawi się więcej współczucia, że ludzie się czegoś nauczą. Szkoda, że musi dochodzić do takich sytuacji, by ludzie coś zrozumieli - dodał zasmucony Jose.
Na co świat boksu ma otworzyć oczy? Że boks to nie jest lekki sport i że jest niebezpieczny to wszyscy wiedzą.
Czego oczekuje Ramirez, jeszcze większej hipokryzji i udawania, że w zasadzie wszystko jest cacy tylko trzeba przerywać szybciej walki, bardziej obserwować bokserów i wtedy już nie będzie takich przypadków? Jak pokazuje praktyka to nic nie zmieni, bo praktycznie jest to nie do wykrycia czy jest śmiertelne zagrożenie i już przerwać czy bokser przeżyje więc można walkę kontynuować.
Każda walka to utrata zdrowia, bo każdy cios się odkłada.
Dla większych znawców, czy była kiedyś sytuacja aby w boksie olimpijskim doszło do takiej tragedii?
Jebać koks, jebać boks, zamiast obijania mord niech sobie grają na playstation czy innej konsoli w fajt najt i z grzywki.
Testy dla TOP 15 danej federacji? Według mnie każdy powinien być przebadany, bez wyjątku. Czy to gość z ujemnym rekordem, czy mistrz świata. Boks byłby czysty i być może nie byłoby takich przypadków. Taki Whyte wpada na sterydach i za 6 miesięcy wróci jakby nigdy nic takiego miejsca nie miało. Jakby taki Whyte, Powietkin czy inny Miller dostali dożywotnią dyskwalifikację, to by może coniektórzy się wystraszyli, a tak Canelo, Miller czy inni są właściwie bezkarni...
"Dla większych znawców, czy była kiedyś sytuacja aby w boksie olimpijskim doszło do takiej tragedii?"
Oczywiście, że była - całkiem niedawno i niestety z udziałem polskiego boksera:
https://sportowefakty.wp.pl/boks/648039/smierc-polskiego-piesciarza-kolejnym-tragicznym-rozdzialem-brytyjskiego-boksu
Też chciałbym testów dla wszystkich ale nie wydaje mi się to realne. Kto będzie za nie płacił? Zawodnicy, promotorzy?
@Marik1234
Ok rzeczywiście, ciekaw jestem czy kaski rzeczywiście trochę pomagaly i chroniły przed tego typu wypadkami? Czy raczej tylko ograniczały ilość rozcięć?
Sprawa jest smutna, zgoda, ale o co tu chodzi Ramirezowi tego nie wiem.
Otóż są tacy fani boksu, co najwyżej cenią sobie zażarte boje, w których każdy z zawodników przyjmuje po kilkaset ciosów na głowę. Takie krwawe wojny w stylu Rockyego. Jak któryś się podda to tchórz - nie ma jaj do tego sportu.
Wszystko fajnie, dopóki nie trzeba mu obiadu przez słomkę podawać albo grobu kopać.
Wtedy pojawiają się gadki, że to jednak był prawdziwy wojownik.
Kurwa, nic nie jest ważniejsze niż zdrowie zawodnika. Sam o tym kiedyś pisałem - jeden pięściarz przyjmuje kilka mocnych - sędzia przerywa i zwraca uwagę. Jeśli sytuacja się powtarza, to kończy walkę.
Kaski myślę, że prędzej pomagają niż grubsze rękawice. Ale tu nie jestem pewien. Możliwe, że działa to na tej samej zasadzie.
Otóż są tacy fani boksu, co najwyżej cenią sobie zażarte boje, w których każdy z zawodników przyjmuje po kilkaset ciosów na głowę. Takie krwawe wojny w stylu Rockyego. Jak któryś się podda to tchórz - nie ma jaj do tego sportu.
Żaden ze mnie znawca boksu ale najbardziej lubię właśnie myczki a krwawe boje nie, no chyba, że efektowne KO, nie muszą być brutalne. Najmniej lubię właśnie te "meksykańskie" wojny na wyniszczenie.
I jakoś nie wierzę, że duży, amortyzujący kask, np. taka 20 - centymetrowa warstwa silikonu, by nie amortyzował ciosów.
A krwawe boje w stylu Rockyego to najbardziej lubię w kinie.
W żadnym razie nie piłem do Ciebie. Odpowiadałem na Twoje wątpliwości. Meksykańcy lubią jak jest krew i jak dużo wchodzi. Jak wolę szachy i mądrość - również w stylu trochę nieczystym. Lubię Maywetherowato-Usykowatych. Wyżej cenię styl Tysona Furego niż Andrzeja Golary. Wyżej cenię Andre Warda niż Kowaliowa.