FINAŁ PASJI I BOGATEJ EPOKI
Toruń. Czesław Dromowicz, wieloletni szkoleniowiec z Torunia zakończył ponad 50-letnią przygodę z boksem. Wraz z odejściem trenera zawieszona została sportowa działalność Stowarzyszenia Sportów Walki Ring Wolny.
- Zdrowie nie dopisuje, czy też trzeba pogodzić się z tym, iż nastąpił kres trenerskiej kariery i należy doświadczenie przekazać młodszym – zapytuję Czesława Dromowicza.
- Hmm - uśmiecha się toruński wychowawca wielu pokoleń pięściarskiej młodzieży. Jedno i drugie idzie w parze. Doszedłem do wniosku, że kiedyś czas trenerskiej kariery musi dojść końca. Mam na karku 68 lat i najlepsze lata już poza mną. Nie należę do średniego trenerskiego pokolenia. Jestem na tym wyższym szczeblu i nadszedł czas, kiedy trzeba pożegnać się z tym zawodem. Należę do ludzi, którzy bardzo emocjonalnie podchodzą do każdego startu moich podopiecznych, a już, niestety takiej sprawności, czasu reakcji i wydolności organizmu nie posiadam. Wiek zrobił swoje. To już ponad półwieku przygody z boksem.
- Ta decyzja była tak od zaraz?
- Oj nie. Od kilku już lat analizowałem i na spokojnie starałem sobie wszystko poukładać. Aż w końcu zadecydowałem, że czas na finisz.
- Porozmawiajmy o początkach spotkania z boksem?
- Przez cztery lata czynnie uprawiałem tę sportową dyscyplinę. Warunki fizyczne miałem dobre. Byłem postawny, dosyć wysoki.
Wszystko zaczęło się w 1967 roku w Gryfie Toruń pod opieką niezapomnianego Jana Niewczasa. Następnie była Legia Chełmża. Moim trenerem był brązowy medalista mistrzostw Europy Alfred Paliński. Okres zasadniczej służby wojskowej to występy w barwach Floty Świnoujście. Łącznie stoczyłem około trzydzieści pojedynków, a najwięcej walk rozegrałem w wadze półciężkiej. Zdaję sobie sprawę, iż nie było to dużo. Jednak posmakowałem boks od podszewki i pewne rzeczy przeniosłem do trenerskiego zawodu.
- No właśnie...
- Teraz po kolei. Nie od razu stanąłem w sekundanckim narożniku. W 1975 roku ówczesny toruński sędzia, zresztą ikona pięściarstwa w grodzie Kopernika Zygmunt Krygier zaproponował mnie abym zaczął działać w miejscowym Pomorzaninie. Natychmiast zgodziłem się na tę propozycję. Następnie zostałem kierownikiem sekcji bokserskiej i wielokrotnie byłem na pięściarskich zawodach spikerem. Te funkcje coraz bardziej zaczęły mnie wciągać. Utrzymywałem też kontakty z toruńskimi szkołami. Interesowałem się prywatnym życiem naszych podopiecznych. A tych spraw było mnóstwo. Poza tym mieliśmy stworzone świetne warunku treningowe w Kolejowym Klubie Sportowym Pomorzanin. I tu warto wspomnieć prezesa OZB Toruń Grzegorza Kapiwonsa. To z tym człowiekiem rozumieliśmy się bez słów. Czuwał nad rozwojem kariery wielu bokserów z Torunia. Wspomnę też Andrzeja Kamińskiego. Osobę, która była blisko zagadnień toruńskiego pięściarstwa i nie odmawiała pomocy. Mieliśmy również dobry klimat medialny, a to dzięki wspomnianemu red. Kamińskiemu i kierownikowi miejscowych „Nowości” red. Witoldowi Kureckiemu. W tamtych latach pięściarze toruńskiego Pomorzanina nadawali ton wojewódzkim rozgrywkom. Byli nawet u progu II ligi oraz stawali na podium mistrzostw Polski. Było z czego wybierać.
- Jak to się stało, że Czesław Dromowicz zajął się szkoleniem młodzieży?
- W drugiej połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia coraz częściej zaczęła mnie interesować praca w sali i szkolenie pięściarskich grup. Jeszcze w 1977 roku podczas Drużynowego Turnieju Miast Juniorów o Puchar Gazety Pomorskiej w Bydgoszczy pełniłem rolę kierownika ekipy województwa toruńskiego i jak obaj pamiętamy (autor tekstu był wówczas reprezentantem Torunia i na tym turnieju zremisował w wadze koguciej z Andrzejem Brzezińskim -przyp.) w imprezie tej zajęliśmy drużynowo drugie miejsce za reprezentacją Inowrocławia.
Co to były za walki. Ręce same składały się do oklasków. W hali Astorii komplet ludzi. W zespole Bydgoszczy występowali późniejsi czołowi pięściarze naszego kraju: Mariusz Bonek, Mirosław Kuźma, Torunia: Jan Urbaniak, Leszek Barabasz, Krzysztof Dąbrowski. Taka była rzeczywistość. Wracając do zadanego pytania.
Najpierw ukończyłem na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu kurs instruktorów boksu, następnie podniosłem kwalifikacje, zdobywając w 1984 roku stopień instruktora klasy pierwszej. Przy okazji wspomnę prowadzących te kursy. To nieodżałowani pracownicy naukowi doktorzy: Jerzy Fidziński, Wiktor Nowak i Dariusz Durjasz. To Oni nam wpajali tajniki szkolenia i metodykę bokserskiego abecadła.
- Zawód trenera czy uściślając instruktora klasy pierwszej przypadł do gustu ambitnemu człowiekowi z Torunia. Co było dalej?
- Dalej to systematyczna praca z młodzieżą. Wiele sukcesów, ale nie byłbym wiarygodny były też i porażki. Do tych pierwszy zaliczyć mogę wygrane Janusza Zdziarskiego. Dramatyczne boje mojego wychowanka z takimi asami polskiego olimpijskiego boksu jak: Krzysztof Kosedowski, Kazimierz Adach oraz Krzysztof Kikowski. To była rywalizacja o olimpijski paszport w Moskwie (1980 rok). Jak się skończyła?
O tym najlepiej wiedzą historycy i sympatycy boksu. Kosedowski i Adach z igrzysk olimpijskich powrócili z brązowymi medalami. Następnie w 1991 roku Paweł Pyra startował w mistrzostwach Europy w Goeteborgu (przegrał z mistrzem Europy Holendrem Arnoldem Vanderlynde – przyp. SC). Były też drużynowe zwycięstwa. Pierwszoplanowymi postaciami tamtych czasów w toruńskim Pomorzaninie, oprócz Zdziarskiego, byli: Andrzej Lipowski, Piotr Zander, Piotr Grala, Sylwester Zarębski, Zbigniew Zacharek, Jarosław Afeld, Sebastian Płatun, Rafał Karpow. Doskonale zorganizowana praca, którą kierował wiceprezes Pomorzanina Jan Subocz dała efekty. Oprócz mnie szkolenie prowadzili: Andrzej Ogiński i parę lat później Henryk Żołnowski. To byli pięściarze Pomorzanina. Zresztą Andrzej Ogiński wygrał w wadze ciężkiej silnie obsadzony międzynarodowy turniej juniorów o Puchary Gazety Pomorskiej. A nie muszę ukrywać, że były to nieoficjalne mistrzostwa kontynentu w tej kategorii wiekowej.
- W latach 80. i 90. ubiegłego stulecia Pomorzanin Toruń i FAM Chełmno stali się nieosiągalni na regionalnych ringach. Czesław Dromowicz nie spoczął na laurach. Założył szkółki bokserskie w pobliskich miastach Kowalewie i Jabłonowie Pomorskim.
- Tam rodziły się talenty ringu. Szkoda, że już zapomniane. Ale tu podstawową osobą był burmistrz Jabłonowa Tadeusz Fuks, który jest sympatykiem sportu, w szczególności boksu. Dzięki jego wsparciu potrafiliśmy zorganizować wiele ciekawych imprez. Przede wszystkim mecze z Getyngą.
- Wcześniej niezapomniane spotkania odbywały się w dalekim Nowosybirsku.
- Mieliśmy wieloletni kontakt z tym miastem. Nasi pięściarze rywalizowali nie tylko z Rosjanami, ale również z Chińczykami, Uzbekami czy Azerami. To obecna światowa czołówka olimpijskiego pięściarstwa.
- Medalisty mistrzostw świata lub Europy toruńskiemu trenerowi nie udało się wychować.
- No cóż. Nie zawsze krajowe zwycięstwa idą w parze ze startem w europejskim czy światowym czempionacie. Może zabrakło trochę szczęścia? A może zawodnikom samych umiejętności?
- W 1999 roku Czesław Dromowicz wpada na kolejny pomysł. Do niewielkiej salki na dworcu Toruń Wschodni zaprasza kilka wpływowych ludzi. Celem było założenie nowej sekcji bokserskiej. W Toruniu powstało Stowarzyszenie Sportów Walki Ring Wolny. To była konkurencja dla lokalnego Pomorzanina. Tak czy nie?
- Doszedłem do wniosku, że w Pomorzaninie wypaliłem się i nie jestem w stanie jeszcze coś zrobić. Alternatywą dla dalszej mojej szkoleniowej pracy było założenie SSW Ring Wolny Toruń. Na pewno było konkurencją dla lokalnego Pomorzanina. Choć przyznaję, że nasi adwersarze też nie spuszczali z tonu. Byli dla nas równorzędnym przeciwnikiem. Ba, w niektórych turniejach przewyższali moich podopiecznych.
Ale ja się tym nie przejmowałem i robiłem swoje. Udało mi się skompletować kilku sponsorów i aktywnych działaczy: Dariusza Olka, Krzysztofa Chojnackiego, Wojciecha Wójcika, Piotra Fiderewicza. Wspierali SSW Ring Wolny wolą, sercem i animuszem, a przede wszystkim łożyli finansowe środki. To za ich czasów, w latach 2002-08 nowo powstała sekcja Ringu Wolnego zajmowała pierwsze miejsca na Pomorzu i Kujawach i była w pierwszej trójce w mistrzostwach Polski juniorów. To właśnie w tamtym okresie pojawił się talent dwukrotnego mistrza Polski seniorów Adama Roguszki, wielokrotnych medalistów MP i OOM Piotra Olejniczaka, Mariusza Welca, Jacka Piotrowskiego, Patryka Tołkaczewskiego, Łukasza Demela, Artura Wichrowskiego czy Daniela Stolarczyka. Tych pięściarzy mógłbym wymienić znacznie więcej. I tu uwagę należałoby także poświęcić medalistce MP Kamili Goreńskiej...
- Ilu medalistów wychował Czesław Dromowicz?
- Dokładnie 63, w tym 19 mistrzów Polski – od młodzieżowca, juniora, kadeta i młodzika. Trochę ubolewam, że w gronie tym nie było dwójki z przodu. Czyli 20 złotych medalistów. Statystyka byłaby lepsza.
- Ale Czesław Dromowicz nie tylko był trenerem-wychowawcą. To był również trener-organizator. Inaczej w nowej nomenklaturze menadżer.
- Leczeniem toruńskich pięściarzy zajmował się dr Witold Makacewicz, który niestety, zmarł przedwcześnie. To Jemu właśnie poświęcone były w ostatnich dekadach turnieje. Najpierw o randze krajowej, później międzynarodowej. Walki odbywały się na stadionie SM „Kopernik”, pod chmurką, na dworze. Były takie sytuacje, iż ring zalewał deszcz. Ale i z tym sobie poradziliśmy. Najważniejsze, że z Torunia wszyscy wyjeżdżali zadowoleni i ponownie po roku zagościli na naszym mityngu.
Aby zakończyć sezon w końcu roku organizowaliśmy turnieje Gwiazdkowe. I była to taka powtórka memoriału Makacewicza. Wspomnę tu również o corocznej, lipcowej Galobiesiadzie, gdzie w Łysomicach uczestniczyli najlepsi pięściarze Polski, medaliści olimpijscy, mistrzostw świata między innymi: Krzysztof Kosedowski, Kazimierz Szczerba, Zbigniew Kicka, Zbigniew Raubo. Zaproszone były też ekipy z Manchesteru i Getyngi. W rewanżu naszych pięściarzy zapraszano do tych miast.
- Patrząc wstecz, oj było tego.
- Wykorzystując okazję chciałbym serdecznie podziękować władzom Kujawsko-Pomorskiego Sejmiku Samorządowego, miasta Torunia, przede wszystkim prezydentowi Panom Michałowi Zaleskiemu i jego zastępcy Zbigniewowi Fiderewiczowi, prezesowi Kujawsko-Pomorskiego OZB w Grudziądzu Panu Kazimierzowi Kiczyńskiemu, zarządowi Pomorsko-Kujawskiego Klubu Seniora Boksu, Panom Kazimierzowi Kosińskiemu, Mirosławowi Kuźmie i autorowi wywiadu red. Sławomirowi Ciarze, i wielu darczyńcom, bezimiennym ludziom dobrej woli za wsparcie w działalności sekcji bokserskiej SSW Ring Wolny.
- Rozumiem, że z Czesławem Dromowiczem kończy się pewna epoka kujawsko-pomorskiego boksu. Przede wszystkim mam na myśli 20-letnią działalność SSW Ring Wolny Toruń. W mieście Kopernika trudno o następców?
- Największe nadzieje i oczekiwania miałem z Piotrem Olejniczakiem, złotym medalistą mistrzostw Polski, jednym w historii najlepszych moich wychowanków. Początkowo Piotr był bardzo zaangażowany w działalność sekcji. Sekundował nawet w narożniku naszym zawodnikom i wierzyłem w to, że w przyszłości mnie zastąpi. Proza życia jednak okazała się przeciwna. Piotr odszedł do wojska i tam jest zatrudniony. Przecież ma rodzinę i z boksu by nie wyżył. A my nie jesteśmy w stanie zapewnić jego pełne utrzymanie. Podobnie było z Adrianem Ochnickim. W ostateczności zaproponowałem przejęcie szkoleniowego steru najmłodszej z tego grona Kamili Goreńskiej, lecz nie podjęła wyzwania. Na dzisiaj nie mam następcy i działalność Ringu Wolnego musimy zawiesić. A może ktoś podejmie się szkoleniowej pracy? Jestem otwarty i czekam na propozycję...
- Co teraz będzie porabiał były już toruński szkoleniowiec?
- Oznajmiam, iż całkowicie z działalności bokserskiej nie rezygnuję. Na dzisiaj w Pomorsko-Kujawskim Klubie Seniora Boksu pełnię funkcję wiceprezesa. Mój czas w roli trenera się skończył, natomiast mam zamiar służyć radą i jeśli dopisze zdrowie, pomocą dla młodszej generacji pięściarskich działaczy, a także szkoleniowców. Ponad pięćdziesięcioletnie doświadczenie może zaowocować.
- Dziękuję za rozmowę.
Czesław Dromowicz, za działalność w boksie wyróżniony wieloma nagrodami m.in. Złotym Krzyżem Zasługi, Złotą Odznaka Za Zasługi dla Sportu, Złotą Odznaką PZB, Zasłużony dla Województwa Kujawsko-Pomorskiego i specjalną nagrodą prezydenta miasta Torunia.
Od red. - Podsumowanie pięściarskiej, ponad 50-letniej, działalności trenera Czesława Dromowicza odbyło się w Central Park w Toruniu. W uroczystym spotkaniu między innymi uczestniczyli: wiceprezes PZB Maciej Demel, prezes Kujawsko-Pomorskiego OZB Kazimierz Kiczyński, przedstawiciel Pomorsko-Kujawskiego Klubu Seniora Boksu Andrzej Świerczyński, dziennikarze: Maciej Czypek i autor tekstu, wieloletnia księgowa SSW Ring Wolny Anna Mańkowska, wiceprezes klubu Piotr Fiderewicz oraz wychowankowie sekcji bokserskiej z medalistką MP juniorek Kamilą Goreńską na czele. Toruński szkoleniowiec ze wzruszeniem odbierał nagrody, podziękowania i ciepłe słowa od zaproszonych gości.Wywiad i zdjęcia opublikowane są także na blogu Sławomira Ciary.