ZMARŁ AL CERTO, TRENER GOŁOTY NA WALKĘ Z TYSONEM
Al Certo kojarzy nam się przede wszystkim z walki Andrzeja Gołoty z Mike'em Tysonem i wpychanym ochraniaczem na zęby poddającemu się Polakowi. Kilka tygodni po 90. urodzinach ten trener zmarł.
Certo pracował często w narożniku ze sławnym cutmanem Dannym Milano, który... był jego bratankiem. Al zmarł wczoraj z powodu powikłań po niedawnej operacji złamanej kości udowej.
MIKE TYSON PRZYZNAJE: BYŁEM NA HAJU PRZED WALKĄ Z GOŁOTĄ >>>
Al Certisimo - bo tak naprawdę się nazywał, karierę zawodniczą skończył z fajnym bilansem 9-1, 4 KO. Musiał zawiesić rękawice na kołku z powodu kontuzji. Potem był trenerem, menadżerem, a nawet promotorem. Szczycił się przyjaźnią z takimi sławami jak Joey Giardello, Willie Pep czy Jersey Joe Walcott. Jako szkoleniowiec, poza krótką przygodą z Gołotą, prowadził również Jamesa "Buddy'ego" McGirta, Mustafę Hamsho oraz Vinny'ego Maddalone.
Trener z niego był taki sobie, a już z Andrew to przegiol palke, Golota wiedzial ze Tyson go zabije więc jak chciał zakonczyc to trener powinien to uszanowac.
Zgadzam się, to była wina trenera. Ale teraz nie pora o tym, niech spoczywa w pokoju.
Owszem, Al Certo nie zachował się najlepiej, wręcz słabo, ale niech to nie przesłoni faktu, że AG wielkim wojownikiem na miarę Holyfielda nie był... Serca tam trochę zabrakło w najważniejszych momentach. Wystarczyło serducho choćby Głowackiego i miałby dwie wygrane nad Bowe'em, nad Grantem i właśnie Tysonem. Co prawda AG był cieniem samego siebie w walce z Tysonem przez kontuzję barku, ale nawet z takim barkiem i tak powinien pokonać zdezelowanego "Żelaznego".
Tak jak doceniam siłę, szybkość i wyszkolenie AG, tak nigdy nie będzie w moich oczach kimś wielkim, ponieważ nie miał serducha. Nie można całe życie zwalać wszystkiego na wszystkich - zastrzyki, trenera itd... I pisze to facet, który miał plakaty AG w pokoju. Więc jestem raczej obiektywny...