ŚMIERĆ W RINGU
Przykre informacje napłynęły do nas z Tajlandii. Popularny w tamtych rejonach Christian Daghio (10-1, 10 KO) - Włoch zamieszkały w tym kraju od trzech dekad, zmarł po walce bokserskiej.
Jego rywalem w ostatni piątek października był Don Parueang (7-4, 7 KO). W stawce pojedynku znalazł się wakujący, regionalny pas WBC Asian Boxing Council Silver wagi półciężkiej. Po jedenastu rundach obaj mieli jeszcze szansę na wygraną. Daghio przegrywał na jednej karcie 103:106, lecz na dwóch pozostałych prowadził 105:104. Niestety walka dla niego potrwała o dwie minuty za długo. Po ciężkim nokaucie ten 49-latek został szybko odwieziony do pobliskiego szpitala. Po kilku dniach w śpiączce zmarł dokładnie tydzień po walce - w miniony piątek.
- Zmarł w sposób, w jaki chciałby umrzeć. Zawsze powtarzał, że zamierza walczyć do osiemdziesiątego roku życia. Ring był jego życiem i odszedł jako prawdziwy mistrz - powiedział jego brat.
Christian Daghio wcześniej znany był bardziej z kariery w Muay Thai, wygrywając 145 walk ze 189 rozegranych. Spoczywaj w pokoju Wojowniku...
Nokaut nastąpił niespełna minutę przed końcem 12 rundy wcześniej bardzo wyrównanej walki. Daghio miał za sobą bardzo udaną karierę w Muay Thai, a "na stare lata" znalazł sobie, wydawałoby się bezpieczną niszę w wadze półciężkiej klasycznego boksu. Na ringach Tajlandii znokautował kolejno 10 Tajów i Indonezyjczyków, dla których ta kategoria była po prostu zbyt wysoka. W 11 walce doszło do tragedii.
Ale szacunek za "risercz"
Pozdrówki.
Moim zdaniem niezupełnie wszystko.
Pozdrawiam wzajemnie.
Każdy, kto wchodzi na ring ryzykuje zdrowiem, a nawet życiem - w odróżnieniu od zasranych "wojowników" zza klawiatury. Dlatego należy mu się bodaj odrobina szacunku.
Pamiętajcie, że lot samolotem jest bezpieczny, w porównaniu do jazdą autem...