PRZYPOMNIAŁ O SOBIE GRZEGORZ SOSZYŃSKI
Swego czasu Grzegorz Soszyński (22-1-1, 11 KO) należał do czołowych polskich pięściarzy wagi półciężkiej, kiedy jednak pokonał Rayco Saundersa, na ponad sześć lat zapadł się pod ziemię. Kilka razy robiono przymiarki do jego powrotu, aż w końcu w miniony weekend góral z Zakopanego zameldował się między linami.
Polak wystąpił na gali w Indianapolis, gdzie zakontraktowano mu walkę na sześć rund. Ale nie potrzebował aż tyle czasu, kończąc wszystko znacznie wcześniej. Pojedynek odbył się w limicie kategorii junior ciężkiej, a Grzesiek dzień wcześniej wniósł na skalę dokładnie 89 kilogramów.
Naprzeciw naszego rodaka stanął bardzo przeciętny Mike Sawyer (8-11, 6 KO). Już pod koniec pierwszego starcia Soszyński wstrząsnął rywalem, ale posłał go na deski na początku drugiego lewym sierpowym na czoło. Po liczeniu do dziewięciu Grzesiek poprawił jeszcze kilkoma ciosami przy linach i po drugim nokdaunie sędzia zastopował pojedynek.
Soszyński ma 36 lat na karku, był dobrze wyszkolonym zawodnikiem, więc pewnie byłby jeszcze ciekawym sprawdzianem dla naszych innych cruiserów. Co powiedzielibyście na jego konfrontację z Cieślakiem, Balskim, a może Jeżewskim?
Tak więc spokojnie z tym konfrontowaniem, zwłaszcza jeśli chodzi o zestawienia z większymi cruiserami, bo warunków (jeśli dobrze pamiętam) to Soszyński jakichś nadzwyczajnych nie miał.