JONES JR NIE KOŃCZY KARIERY. 'NAWET W TRUMNIE BĘDĘ ZADAWAĆ CIOSY'
Roy Jones Jr (65-9, 47 KO) ani myśli, by pójść w ślady Miguela Cotto (41-6, 33 KO), który stoczył w niedzielę rano ostatnią walkę w karierze. Portorykańczykowi zgotowano mistrzowskie pożegnanie, przygotowując m.in. film z najważniejszymi momentami jego bokserskich poczynań.
- Ja nie chcę żadnego pożegnalnego filmu. Jak będę już w trumnie, wtedy możecie podsumowywać moją karierę. Nie chcę odchodzić. Chcę nadal walczyć, nawet w trumnie będę zadawać ciosy. Niczego takiego nie chcę, to ich sprawy, to nie dla mnie - oznajmił Amerykanin.
Jones ma 48 lat, ale nadal boksuje. Zaliczył trzy kolejne zwycięstwa od czasu porażki przez nokaut w grudniu 2015 roku z Enzo Maccarinellim. W ostatnim pojedynku, w lutym br., pokonał w ósmej rundzie Bobby'ego Gunna.
Nie wiadomo na razie, kiedy Amerykanin stoczy kolejną walkę ani kto będzie jego rywalem. On sam chciałby się spotkać z Andersonem Silvą, legendą UFC.
https://www.youtube.com/watch?v=oCr_igXBWRk
aż się łezka w oku kręci.
"Hejterzy" - po pierwsze strasznie denerwują mnie neologizmy tego typu, po drugie są nieprecyzyjne. Bo co to jest ten cholerny hejt i hejterstwo? Nieuzasadniona krytyka z nadmiernym ładunkiem emocjonalnym, często wuglarnym? No właśnie. Nie jest to wiadome. Język polski jest zbyt ubogi?
Nie wiadomo, czy robi to bo kocha czy z przyzwyczajenia czy z braku pieniędzy. Fakt, jego życie i mu wolno. Natomiast krytyka spada na niego dlatego, ze wielu pamięta jego złote lata i ma porównanie z tym co prezentuje obecnie. Dlatego przykro patrzy się na walki w których zawodnicy, którzy nigdy nawet nie powąchają jego poziomu z przed lat są dla niego teraz śmiertelnie niebezpieczni. Raz, że rozmienia się na drobne i pozostawi po sobie wspomnienie wypalonego, słabego dziadka który ześwirował i nie wiedział kiedy skończyć a nie jednego z najbardziej utalentowanych bokserów w historii. Dwa to jest niebezpieczne dla jego zdrowia i zycia. Nikt nie chce go oglądać na wózku lub w trumnie. Chyba, że Ty "bo on kocha to co robi" ;)
Popieram co napisałeś o tym tzw. "hejcie".
mishkakitkov
"szacunku i bycia jedną z ikon juz nie straci nawet po dziesieciu porażkach z rzędu."
Moim zdaniem już dawno stracił. Zatarł wszelkie ślady swojej wielkości, zupełnie. Teraz postrzega się go bardziej jako "buma, który kiedyś był świetny", niż jako "geniusza, który zdziwaczał na starość".
I to jest właśnie jego sportowa tragedia.