CIEŚNIK: PRZYSZŁY ROK BĘDZIE BARDZO PRACOWITY
- Już za niespełna miesiąc Thunder Promotions organizuje drugą edycję gali w Hotelu nad Wisłą w Knybawie k. Tczewa. Jaką rozpiskę przygotował Pan dla kibiców?
Krystian Cieśnik: W walce wieczoru wystąpi Marcin Rekowski, który skrzyżuje rękawice z Patrykem Kowollem. W drugiej zawodowej walce wystapi Adam Piór, a jego rywalem będzie Michał Bucholc. Niestety, na skutek kontuzji z rozpiski wypadł Przemek Opalach, jednak próbujemy zastąpić jego występ innym, nadal czekamy na potwierdzenie. Kibice zobaczą także trzy walki w formule K1, w tym jeden pojedynek kobiet oraz cztery walki boksu olimpijskiego.
- Niedawno chciał Pan wycofać się z boksu zawodowego na rzecz własnej federacji konfrontującej zawodników różnych sportów walki. Co skłoniło do powrotu?
KC: Wielki sentyment do boksu. Interesuję się tą dyscypliną od 1992 roku, pierwsze gale oglądałem mając 10 lat, to było silniejsze ode mnie.
- Boks zawodowy jest trudną branżą, która wymaga wsparcia sponsorów, lokalnych włodarzy, a przede wszystkim telewizji. Czy jest szansa, że w najbliższym czasie zobaczymy Pańską galę na żywo na antenie którejś ze stacji?
KC: W przyszłym roku na pewno zobaczymy jedną z naszych imprez w telewizji, aktualnie prowadzimy rozmowy na ten temat. Rok 2018 będzie bardzo pracowity i przyniesie zmiany w strategii prowadzenia grupy. Przestajemy zamykać się na "naszym terenie" i otwieramy się na cały kraj.
- Jakie plany macie wobec czołowego zawodnika - Damiana Mielewczyka? Czy na waszym celowniku są już kolejni pięściarze?
KC: Po ostatnim ciężkim boju daliśmy Damianowi kilka miesięcy na odpoczynek. Chcemy, by "Miela" wrócił na ring w najbliższych tygodniach, a na początku roku w Tczewie wyszedł z wymagającym rywalem do walki wieczoru. Rozmawiam aktualnie z kilkoma czołowymi pięściarzami boksu olimpijskiego w Polsce. Musimy zakontraktować dwóch, może trzech renomowanych zawodników, by w 2019 roku już większość gal była transmitowana w polskiej telewizji.
- Boks w naszym kraju powoli wypierany jest mieszane sztuki walki. Dowodem na to jest ogromna popularność KSW w naszym kraju, Pan od dawna konfrontuje lokalnych zawodników MMA na swoich galach, pan Tomasz Babiloński również wchodzi w tą branżę. Co Pana zdaniem jest tego powodem i jak odwrócić tą tendencję?
KC: Boks się odrodzi, ale na to potrzeba czasu. MMA jest łatwiejszym sportem do wypromowania, świetnym przykładem jest pojedynek Popka z Burneiką. Wyobrażacie sobie to zestawienie w boksie? To byłaby parodia. To jest wielka przewaga MMA w Polsce, freak fighty napędzają PPV, a za tym idą ogromne pieniądze. Musimy spojrzeć krytycznie również na siebie, gdyby boks zawodowy i olimpijski w naszym kraju prosperowały dobrze, nie byłoby tego pytania. Temat rzeka. Wierzę, że za 10 lat boks w naszm kraju będzie na wyższym poziomie, potrzeba do tego świeżej krwi w szeregach PZB, ludzi z pasją, pomysłem.
- Ostatnio w polskim środowisku bokserskim aż wrze po ostatnim Polsat Boxing Night w gdańskiej Ergo Arenie i "Nowym Rozdaniu". Idzie odwilż, potrzebne są zmiany na polskim podwórku? Czy to zwiastuje "więcej miejsca" na rynku dla średnich promotorów?
KC: To wszystko nie jest takie proste, szczególnie w naszym kraju. Z perspektywy promotora boks to bardzo drogi sport w porównaniu do innych sportów walki. Federacje, zawodnicy, promocja, to wszystko dużo kosztuje i ciężko czasem pokryć galę i na niej nie stracić. Do tego ciężko zainteresować telewizję mniejszymi imprezami, a tym samym sponsorów. Ja jestem sześć i pół roku w tym biznesie i dopiero teraz czuję, że zaczyna mi iść lepiej. Przez pierwsze trzy lata dołożyłem pięciocyfrową sumę do boksu, to był dramat. Przetrwałem, mam nadzieję, że to nie było bezcelowe. Chcę, by przyszły rok był dla mojej grupy przełomowy.
- Polski boks nie ma ostatnio dobrej passy, poza drobnymi wyjątkami. Nie mamy mistrza świata, większość pięściarzy, w których mogliśmy pokładać nadzieję, jest boleśnie weryfikowana. W kim widzi Pan przyszłość polskiego boksu zawodowego? Co musi się zmienić, by odbudować siłę polskiego boksu olimpijskiego?
KC: Dużą nadzieję wiąże z Maćkiem Sulęckim, jednak w mojej opinii powinien wyjechać do Stanów Zjednoczonych . Nie mówię tutaj o zmianie trenera, ale o sparingpartnerach. W jego wadze w Stanach jest masa klasowych pięściarzy. U nas na pewnym etapie to zawsze jest problem i by osiągnąć sukces, trzeba poważnie brać wyjazd pod uwagę. Co musiałoby się zmienić. Myślę, ze Polski Związek musiałby otworzyć się na młodych ludzi, musiałby walczyć z przekrętami, których nawet na imprezach wysokiej rangi jest dość sporo, a te skutecznie zniechecają potencjalnych mistrzów. Byłby to z pewnością proces długotrwały i dla niektórych bolesny.
- Listopadową galą zamykacie kolejny rok swojej działalności. Jakie cele Wasza grupa stawia sobie na kolejny?
KC: Organizacja przynajmniej 5 zawodowych gal, jedna w telewizji. Zasilenie grupy trzema klasowymi zawodnikami, co pozwoli nam rosnąć w siłę.