22. ROCZNICA WALKI LENNOX LEWIS vs TOMMY MORRISON
Dziś mija okrągła, dwudziesta druga rocznica walki dwóch wielkich zawodników wagi ciężkiej. 7 października 1995 roku naprzeciw siebie stanęli Lennox Lewis (27-1, 23 KO) i Tommy "Duke" Morrison (45-2-1, 39 KO).
Anglik po porażce przez nokaut z Oliverem McCallem i utracie pasa WBC miał niskie notowania wśród Amerykanów. I choć zatrudnił Emanuela Stewarda, czyli człowieka, który stał w drugim narożniku, gdy McCall go nokautował, wciąż nie błyszczał. Lennox pokonał co prawda przed czasem Lionela Butlera (TKO 5) i Justina Fortune'a (TKO 4), lecz zdaniem Amerykanów wciąż boksował zbyt zachowawczo i mało widowiskowo. - Poprzedni trener tak naprawdę nie był trenerem, tylko bardziej osobą towarzyszącą. Teraz w końcu mam kogoś, kto mnie czegoś nauczy - mówił Lennox. - To niesamowity, naturalny atleta. Będę chciał poprawić nieco jego balans i sprawić, że będzie agresywniej i częściej atakował lewym prostym - mówił przed starciem z Morrisonem optymistycznie nastawiony Steward. Ale dziennikarze wciąż kręcili nosem. "Nie tylko nie zrobił postępów, ale wręcz się trochę cofnął w rozwoju" - napisano w KO Magazine.
- Słyszę, że nie mam ciosu, że nie potrafię przyjąć uderzenia rywala ani nie potrafię boksować. Ludzie nie okazują mi wystarczającego respektu i właśnie po to jest ta walka. Tommy ma reputację dobrego zawodnika. Nie chcę mierzyć się ze średniakami, tylko tymi uznanymi pięściarzami. Pokonując ich jednego po drugim, odbieram im ich sławę, zyskując uznanie kibiców i ekspertów. Podróż po sławę nie jest prosta. W karierze zdarzają się zakręty i wyboje, a ja po chwilowym zakręcie wracam na prostą. Teraz mój pas ma Frank Bruno, którego już przecież zastopowałem. Prawda jest taka, że choć to on ma tytuł WBC, to jest już przeszłością, natomiast przyszłością wagi ciężkiej jestem ja - deklarował na kilka dni przed pojedynkiem Brytyjczyk.
- Był taki moment, że trochę zachłysnąłem się sławą, za dużo imprezowałem i piłem, ale mam już to za sobą. Wygrywałem walki, nokautowałem rywali, lecz byłem zbyt młody i zbyt niedojrzały emocjonalnie, by udźwignąć taką karierę - mówił z kolei Morrison, który w czerwcu 1993 roku po świetnie rozegranej taktycznie walce wypunktował George'a Foremana i sięgnął po pas federacji WBO. Obronił go dwa miesiące później, stopując w czwartej rundzie Tima Tomashka i miał już dogadaną potyczkę z Lewisem. Był października 1993 roku. Morrison zasiadał na tronie WBO, a Lewis na WBC. Za ten pojedynek - zaklepany na marzec 1994 roku, Morrison miał gwarantowaną sumę przynajmniej 7,5 miliona dolarów. Ale "The Duke" nie chciał czekać i choć inni nalegali, by trochę odpoczął, on wziął jeszcze potyczkę z niedocenianym Michaelem Benttem. To miał być dla niego spacerek, a dodatkowo dostał za niego półtora miliona "zielonych". Ale gdy tak podchodzi się do sprawy, często płaci się za to karę. - Wtedy imprezowałem jeszcze więcej. Ja już myślałem o przyszłorocznej walce z Lewisem i zamiast trenować do Bentta, więcej niż na sali przebywałem w knajpach - przyznał były już champion World Boxing Organization, który poległ już w pierwszej rundzie. - Obaj zarobiliby grubo powyżej ośmiu milionów - mówił potem zły Bill Cayton, menadżer Tommy'ego.
Po tej druzgocącej porażce Morrison zmienił otoczenie. Wyprowadził się z miasta na wielkie ranczo, w którym trzymał między innymi dwa tygrysy, odizolował się wraz z rodziną i mocno wyciszył. W kolejnych ośmiu walkach zanotował remis i siedem zwycięstw, w tym sześć przed czasem. Cztery miesiące przed starciem z Lewisem spotkał się z groźną "Brzytwą", czyli piekielnie silnym Donovanem Ruddockiem. To był znakomity bój, w którym obaj lądowali na deskach. Ostatecznie to Morrison zastopował rywala w szóstej rundzie i tym razem już nic nie stało na przeszkodzie, by stanął naprzeciw Lennoxa. Ale nie był już mistrzem, po wpadce z Benttem jego akcje nieco spadły i zamiast 7,5 miliona, zarobił "tylko" 2,1 miliona dolarów. Na konto Lewisa wpłynęła natomiast kwota 2,4 miliona dolarów. Niby dużo, jednak półtora roku wcześniej obaj zarobiliby kilka razy więcej. Wtedy miała to być walka o pas WBC, teraz był to jedynie eliminator do tronu WBC. Anglik był numerem jeden w rankingu, Amerykanin numerem dwa. Co prawda obóz Morrisona wynegocjował sobie już wcześniej potyczkę z Riddickiem Bowe'em, ale ten nagle dostał ofertę trzeciego spotkania z Evanderem Holyfieldem. Zamiast z Bowe'em, Morrison skrzyżował więc rękawice z Lewisem.
20 LAT MINĘŁO - WALKA LENNOX LEWIS vs ANDRZEJ GOŁOTA >>>
Podczas ceremonii ważenia Lewis zanotował 109,3 kilograma. Tommy był oczywiście lżejszy, notując niespełna 103 kilogramy. Ich rywalizacja w hali Convention Center w Atlantic City zgromadziła ponad osiem tysięcy (8,369) kibiców. Eksperci spodziewali się nokautu, ale do czasu zadania ostatecznego ciosu wszystko miało mieć w miarę równy przebieg. Tymczasem już między linami okazało się, że agresywny Morrison nie jest w stanie dobrać się do skóry znakomicie dysponowanego przeciwnika. Lewis rzucał go na deski w drugiej, piątej i dwukrotnie w szóstej rundzie. Po czwartym nokdaunie sędzia Mills Lane zdecydował się przerwać dalszą rywalizację, ogłaszając wygraną Lennoxa przez TKO.
Losy obu panów potoczyły się potem zgoła odmiennie. Lewis odzyskał tytuł mistrza świata, zunifikował trzy najważniejsze pasy, a Morrison przygotowujący się do kolejnej walki podczas badań dowiedział się, że jest nosicielem wirusa HIV i był zmuszony zawiesić rękawice na kołku. Rok później wystąpił w Japonii, gdzie pomimo ryzyka zakażenia odważył się z nim spotkać Marcus Rhode. Morrison zastopował go wtedy w pierwszej rundzie.
Dzieki!
Lewis to były dla niego za wysokie progi, ale z Holyfieldem bym go nie skreślał, by była turbo młócka.
PS. Morrison to była wielka nadzieja białych w latach 90, nie Gołota, jak próbują wszystkim wmówić dziennikarze w Polsce
Morrison był nadzieją białych, zanim pojawił się Gołota. Myślę, że gdyby doszło do ich walki, to wygrałby Gołota. Morrison był bardzo dobry, ale moim zdaniem za słaby na Lewisa, Bowe'a, Tysona czy Holyfielda.
Kurcze,uwazam calkowicie odwrotnie..Morrison to byl twardziel,nie kalkulowal,rownie duzy jak Goly..Styl na styl,a ten Tommyego moim zadneim bylby zabojczy dla Andrzeja :)
Nie tylko psychiki nie miał.
Poza tym, jakby miał psychikę to by był mistrzem, to jakby pisać, że jakby Wach miał technikę i szybkość to by był mistrzem.
Wszystko składa się na mistrza, psychika nawet przeważa.
Lubię Andrew, ale dobrze, że to podkreśliłeś.
Andrew mógł być mistrzem, ale to nie jest tak, że miał wszystko. Lewis przeważał nad nim umiejętnościami. Głównym mankamentem była psychika, jednak poza tym półdystans też nie stał na wysokim poziomie. Szczególnie ciosy sierpowe były bez wyrazu. Co do ciosu, to Gołota nie miał słabego ciosu i w dobrej kombinacji, zapewne byłby w stanie wykończyć większość rywali. Prawdą jest jednak, że nie miał pojedynczego nokautującego uderzenia. Balans moim zdaniem nie był na złym poziomie jak na takie rozmiary. Z Morissonem na pewno bym go chętnie zobaczył, ale to jednak marzenia ściętej głowy. Stawiałbym na Tommiego, ale wygrana Andrew by mnie nie zaskoczyła.
45 wygranych 39 KO, swego czasu najlepszy lewy sierp dywizji,nie miał cisu? idż komentuj gdzie indziej
Nie wiem jak moją odpowiedź na to, że Goły miał wszystko, można przekręcić na Morrisona?