VALDEZ POWSTAŁ Z DESEK I OBRONIŁ TYTUŁ
Niepokonany dotąd, ale mało znany Genesis Servania (29-1, 12 KO), sprawił faworyzowanemu Oscarowi Valdezowi (23-0, 19 KO) wiele problemów. Ostatecznie to jednak ręka mistrza świata wagi piórkowej organizacji WBO powędrowała w górę.
Obaj panowie nie bawili się w podchody i od razu zaczęli wspólne bombardowanie. Champion zranił przeciwnika w drugiej rundzie lewym sierpowym, ale w czwartej - po prawym krzyżowym challengera, nieoczekiwanie zapoznał się z deskami! Rozpędzony Filipińczyk znów zachwiał mistrzem prawym w okolice skroni, lecz tego z opresji wyratował zbawienny gong na przerwę.
Po niej pretendent ruszył do ataku, jednak nadział się na fantastyczny lewy sierpowy z doskoku Valdeza. Tym razem to Servania musiał się podnosić. I było mu jeszcze trudniej wstać. Ale i on przetrwał trudne chwile. Trochę odpoczął i lepiej zaakcentował końcówkę szóstego starcia, trafiając kilka razy przy linach.
Od dziewiątej rundy Valdez doszedł do wniosku, słusznie zresztą, że nie ma co kopać się z koniem i wyboksowywał rywala, tańcząc ładnie na nogach i bijąc ciosami prostymi z defensywy. To był dobry pomysł, bo na tym etapie pojedynku ciosy Servanii robiły jakby większe wrażenie. Po ostatniej odsłonie wszyscy sędziowie punktowali przewagę Meksykanina - 116:110, 119:111, 117:109, przy czym ta pierwsza ocena wydaje się najbliższa prawdy.
Ciosy w ręce są ważniejsze niż ciosy w głowę czy tułów. Jasne.