MENADŻER WARDA POMOŻE TERAZ W ROZWOJU KARIERY STIVERNE'A
Pozostający nieaktywny od końcówki 2015 roku Bermane Stiverne (25-2-1, 21 KO) być może w końcu rozrusza trochę swoją karierę. Były mistrz świata wagi ciężkiej związał się bowiem ze znanym w środowisku menadżerem Jamesem Prince'em.
Prince prowadzi między innymi kariery Andre Warda czy Bryanta Jenningsa. On i Stiverne znają się od ponad dziesięciu lat, przyjaźnią się, ale dotąd nie współpracowali. Póki co nic nie zmienia się wyżej i Haitańczyk z kanadyjskim paszportem pozostaje zawodnikiem promowanym przez Dona Kinga.
- Potrzebowałem kogoś takiego do pomocy, abym mógł się skoncentrować na rzeczach dla mnie najważniejszych, a ktoś mnie odciągnął od tych innych spraw. Nie chcę już negocjować ze swoim promotorem po kilka godzin dziennie kontraktu na walkę, tylko wrócić po treningu do domu i odpoczywać. Jakiś rok temu postanowiłem, że będę się zajmował również sprawami pozaringowymi, lecz pozostając w treningu i wracając po nim zmęczonym, wielu spraw nie dostrzegasz i nie potrafisz dopilnować. Na przykład rozmowy w sprawie walki z Powietkinem trwały dwa miesiące, a i tak nic z tego nie wyszło - mówi znany z mocnego uderzenia "B. WARE".
- Pozwolę teraz mojemu nowemu menadżerowi zająć się negocjacjami w sprawie walki z Deontayem Wilderem. Ten rewanż na pewno dojdzie do skutku, bo jestem obowiązkowym pretendentem. Zresztą to dla mnie sprawa osobista. Druga walka będzie zupełnie inna od tej pierwszej, to będzie jak dzień i noc. Popełniłem wtedy pewne błędy, lecz nic nie dzieje się bez przyczyny. Wyciągnąłem wnioski i tym razem będę gotowy na wszystko, nawet na śmierć w ringu. Obraz pojedynku będzie inny i wynik również będzie inny - dodał Stiverne, który w sierpniu zamierza rozpocząć pierwsze sparingi po długiej przerwie.
Stiverne pewnie od czasu ostatniej walki się spasł i leniuchował. Poza tym coraz bliżej 40-tki. Niech lepiej nie celuje w Wildera, bo z taką pracą nóg i sadłem nie ma szans z wielkoludami. Większy sens miałaby już walka z Powietkinem, który już niestety się raczej kończy :(
WBC w HW się skompromitowało, jak dla mnie najgorsza obecnie federacja odkąd o pas po Kliczce walczyli Arreola i Stiverne.
Bermane jak wyjdzie do Wildera to tylko po wypłatę. Ta walka nie niesie wysokiego poziomu sportowego, byłby on już większy, gdyby Stiverne zawalczył z kimś solidnym o wzroście do 190 cm.
Jeśli dojdzie do tej walki, to i tak chciałbym aby Stiverne dorwał Wildera lucky punchem. Może w końcu skończyłoby się cwanakowanie Deontaya, a Stiverne potem ktoś by łatwo ograł i pas byłby w lepszych rękach.
No ale to chyba Stiverne ostatecznie się wycofał z walki o ile dobrze pamiętam..A przecież povietkin nie był przyłapany na jakimś hardcorowym czymś i miał tego w oragniżnie niewiele..
Stiverne powinien być tym obowiązkowym za swoje zasługi w ringu a nie za wpadki swoich oponentów..
Jak gość , który został zmaltretowany w ostatniej walce może być znowu obowiązkowym..To nielogiczne i niesprawiedliwe..