ALVAREZ NIE DAŁ SZANS PASCALOWI, CHOĆ JEDEN Z SĘDZIÓW SIĘ ZBŁAŹNIŁ
Na godzinę przed starciem Fonfara vs Stevenson na ringu w Montrealu spotkali się były mistrz świata - Jean Pascal (31-5-1, 18 KO), oraz oficjalny pretendent do pasa WBC wagi półciężkiej - Eleider Alvarez (23-0, 11 KO).
Dla nas to było również ważne zestawienie, gdyż zwycięzca potyczki Andrzeja Fonfary z Adonisem Stevensonem w myśl postanowień World Boxing Council musi się zmierzyć z lepszym z tej dwójki.
Kiedyś Kolumbijczyk był tylko sparingpartnerem Kanadyjczyka. Ale czasy się zmieniają. Pascal już nie jest championem od sześciu lat, zaś Alvarez znajdował się na fali wznoszącej. I to właśnie on dyktował początkowo tempo swoim długim i szybkim lewym prostym, lecz pół minuty przed końcem pierwszej rundy Jean skontrował po odchyleniu mocnym prawym krzyżowym. Po przerwie to nadal "Sztorm" kontrolował pojedynek jabem, do którego jednak coraz częściej dołączał mocną prawą rękę. Jednym z takich ciosów zranił byłego mistrza, który musiał ratować się klinczem. W końcówce trzeciego starcia doszło do ostrego spięcia w półdystansie, bez większych szkód dla obu. W połowie czwartej rundy szybszy Alvarez znów wstrząsnął przeciwnikiem akcją przy linach, jednak twarda szczęka oraz wielkie doświadczenie Jeana pomogły mu przetrwać trudne chwile.
W piątym oraz szóstym starciu Alvarez karcił rywala błyskawicznym lewym prostym, bitym niczym z automatu. Praktycznie w ogóle nie używał mocniejszej ręki, bo sam jab starczył do rozmontowywania obrony oponenta.
W kolejnych minutach nic się nie zmieniało. Alvarez kontrolował przeciwnika lewą ręką, a jego krótkie i nieco chaotyczne zrywy spokojnie zbierał na szczelny blok. W połowie dziewiątego starcia Eleider strzelił piekielnie mocnym prawym podbródkowym. Zapewne większość zawodników padłoby i długo pozostało na macie, tymczasem Pascal przyjął tę bombę i po kilku sekundach próbował odpowiedzieć. Był jednak zbyt wolny na tle świetnie dysponowanego oprawcy.
W końcówce dziesiątej rundy zbyt pewny swego Alvarez dał się dwukrotnie zaskoczyć lewym sierpem na górę. Przyjął to jednak bez zmrużenia oka. W ostatnich trzech minutach przypieczętował swój sukces demolując twarz Kanadyjczyka fantastycznym lewym prostym oraz - co zaczęło wchodzić na finiszu, lewym sierpem z doskoku. Po ostatnim gongu wątpliwości być nie mogło. Sędziowie punktowali jednak stosunkiem głosów dwa do remisu - 114:114, 117:111 i 116:112. A temu panu, który jakimś cudem wytypował remis, już zdecydowanie podziękujemy...
Takich jak on powinni od razu zawieszać do końca życia, bez takiego przepisu w boksie będzie dalej korupcja.