MIKE TYSON WSPOMINA CUSA D'AMATO: GDYBY ŻYŁ DŁUŻEJ...
Kariera Mike'a Tysona (50-6, 44 KO) miała wiele upadków i wzlotów, ale kibice do dziś spekulują, co by było, gdyby Cus D'Amato żył trochę dłużej?
Legendarny trener i odkrywca talentu "Żelaznego" zmarł na krótko przed tym, jak jego pupil sięgnął w listopadzie 1986 roku po pierwszy z pasów mistrza świata królewskiej kategorii. Potem Mike je wszystkie zunifikował. Ale gdy związał się z promotorem Donem Kingiem, jego kariera zaczęła napotykać na coraz poważniejsze zakręty. Aż w końcu poległ - najpierw w ringu, a później poza nim. Czy z D'Amato w narożniku i na sali życie oraz kariera "Najgroźniejszego człowieka na świecie" potoczyłyby się inaczej?
- Cus był znakomitym psychologiem. Nikt poza nim tak naprawdę mnie nie znał i nie wiedział, jak wyzwolić we mnie to, co najlepsze. On wiedział jak ze mną rozmawiać. Sprawiał, że kochałem trenować. Gdyby żył dłużej, na pewno nie związałbym się z Donem Kingiem. On mnie ocalił i dał lepsze życie - wspomina najmłodszy w historii mistrz świata wagi ciężkiej.
- Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy z Cusem panowałbym przez kolejne dziesięć bądź piętnaście lat. Ale na pewno był wielki w tym co robił. Nie mogę tego nawet opisać, on był darem od niebios - dodał Tyson.
Szkoda bo do dzisiaj jak Hopkins mógłby ścinać takich "mistrzów" jak Wilder czy Kliczko.
Ileż problemów Kliczko miał z Chisorą. A gdzie Chisorze do Tysona? Człapacz z podobnymi unikami...
Mike Tyson walczył w złotej erze boksu, ale złotej dla siebie. Okres jego prime i zdobycie mistrzostwa to żadne znaczące skalpy ot, takie Whyty czy Ortizy w najlepszym wypadku (pomijam dziadka Holmesa). Tak jak wspomniał @Barkley jego najlepsi przeciwnicy byli co najwyżej solidni. Na Holyfieldzie się już rozbił i więzienie nie ma tu zbyt dużo do rzeczy bo primo w więzieniu ćwiczył i nie ćpał secundo po więzieniu miał już cały sztab dla siebie. A Ty jak na moje oko jesteś jakimś Januszem - fanatykiem co się spina jak tylko ktoś gdzieś napiszę że Tyson - overrated albo że Gołota jednak nie był największym białym ciężkim.
Za to Mike ma na rozkładzie lepsze nazwiska (sportowo) niż obaj bracia Kliczko. Rozpieprzał w drobny mak rywali, z którymi inni wybitni zawodnicy często bardzo się męczyli.
Niemniej jednak nie zapominajmy, że Majki to był malutki ciężki. Zajebiście się ogląda jego treningi i serwowane przeciwnikom K.O. Wówczas inne gabaraty obowiązywały w królewskiej kategorii. Holyfield wywodził się z wagi cruiser, a jak się najadł stejków, które rzekomo kupował babci to na tle Tysona wyglądał jak potwór i prawdziwy ciężki.
Ciekawy jestem co by się działo gdyby prime Mike'a puścić na takiego kloca z kowadłami w łapie jak Foreman? Sam Mike zdaje się, że nie chciał walczyć z Big Georgem.
Ma chłop swoje miejsce w historii. Był wspaniały i niepowtarzalny. Jego wartość ringowa jest w moim odczuciu jednak przeceniana tak jak i A. Gołoty. Z pewnością mógł ugrać więcej, bo możliwości miał przeogromne.
co do hipotetycznej walki z Foremanem to myślę, że tak skracający błyskawicznie z ciągłym balansem dystans jak to potrafił Tyson i tak walczący w półdystansie jak to potrafił Tyson i tak wyprowadzający ciosy z taką dynamiką i w wielu płaszczyznach jak to potrafił Tyson to mógłby znokautować Foremana. Zobacz jak walczył Foreman z małym Frazierem jak musiał go odpychać od siebie ustawiać , żeby w końcu znokautować ale Tyson do półdystansu przedzierał s8ię mądrzej i lepiej niż Frazier. Oczywiście Foreman też mógłby znokautować Tysona bo też miał petardę w łapie ale to Tyson lepiej się poruszał w ringu i miał większy repertuar ciosów generalnie chyba więcej widział w ringu i potrafił dostrzec lukę i się w nią wstrzelić. Foreman jednak walczył jednostajnie parł jak czołg do przodu mimo, że nie za szybko. Walka z Alim pokazała , że myślenie nie było najmocniejszą stroną Foremana. Walczył z Alim ciągle tak samo taktycznie nie potrafiąc co zmienić z korzyścią dla siebie.Chciał zatłuc Aliego sam się tym swoim wdrażaniem planu zamęczył aż w końcu Ali go sprytnie pyknął i wielki Foreman padł na dechy.
Tyson mógłby znokautować absolutnie każdego i Foreman nie jest tu żadnym wyjątkiem. Chodziło mi bardziej o ogólne zestawienie małego Tysona z prawdziwym ciężkim na mistrzowskim poziomie. Walki Tyson - Bowe też niestety się nie doczekaliśmy. Tyson - Lewis widzieliśmy jak wyglądało, ale to porównanie już niemiarodajne bowiem Mike w tamtej walce był już wyraźnie past prime.
Szczupły prime Holyfield pruł w Foremana wszystkim co miał najlepsze. Jego serie w tamtej walce to poezja boksu, a pomimo tego nie potrafił przewrócić tego konia. Chodzi mi o to, że tym mniejszym ciężkim naprawdę ciężko się walczy z gigantami mimo, że są wyraźnie lepszymi pięściarzami. Oczywiście siła ciosu Tysona była destrukcyjna, ale w drugą stronę też to działa - duży ciężki klinczami i przepychaniem mógłby zamęczyć Tysona na amen. A kondycja i walka w późniejszych rundach to zawsze była raczej słabość Żelaznego.
Teraz mamy w ciężkiej erę Kliczków + Fury + Wilder + Joshua czyli liczą się konie po 2 metry i naturalne 110kg.
pełna zgoda takich koni jak dzisiaj to w przeszłości nie było. Takich dysproporcji w gabarytach nie było, takie 193-194 Gołoty gdy zaczynał karierę w HW to był prawdziwy ciężki. Mały musi mieć petardę w łapie jak np TUA żeby zniwelować przewagę gabarytów no ale mieć samą petardę to nie wszystko trzeba potrafić się z nią przedrzeć do szczęki przeciwnika. Duży ale dobry duży z talentem i z umiejętnościami i z kowadłem w łapie ma łatwiej coś osiągnąć w HW.
Panowie, nie wiem czy wiecie, ale Cus za życia często puszczał Tysonowi walkę Foremana z Frazierem jako przykład i tłukł mu do łba, że nigdy nie może wyjść do ringu z takim potworem jak Foreman :) Sam Tyson o tym mówił.
xxx
Znalazłeś gdzieś źródło tych rewelacji? Pytam serio - to często poruszany na forach wątek, ale nie dokopałem się nigdzie do takich wypowiedzi Tysona (ale też niespecjalnie intensywnie szukałem).
W resume prime Tysona brakuje trochę takich twardych, dużych puncherów jak Big George (jest np. bardzo solidny, cholernie twardy i mocno bijący ale słaby boksersko Smith, jest Tucker ale Foreman to jednak inny poziom i inny niż Tony styl) - mimo wszystko Foreman by raczej z Tysonem poległ. Jak dla mnie Tyson byłby faworytem (nieznacznym) z Foremanem i w czysto hipotetycznym pojedynku prime vs prime, jak i w latach 90, gdzie taka walka była możliwa.
Mike w latach 90 nie był już w najlepszej formie, ale i gruby Foreman miał daleko od lat świetności. Przecież Holy był bliżej skończenia Foremana, niż Foreman Holy'ego (obaj mieli w tej walce sporo kłopoty). A Evander bił od Tysona dużo, dużo słabiej. Big George był już wtedy zbyt wolny, nawet jak na coraz bardziej wypalonego Tysona.
Tyson był fenomenem. Cus doskonale zdawał sobie sprawę z tego z jakim brylantem ma do czynienia, ale jednocześnie wiedział, że potencjalna walka z Foremanem byłaby dla jego podopiecznego diabelnie trudna ze względu na dysproporcję gabarytów. Takich mądrych fachowców, którzy chronią swojego zawodnika myśląc za niego to ze świecą szukać.
Artur Szpilka też jeszcze niedawno był narwany jak wygłodniały pit-bull na kość i chciał twardo iść na wojnę z największymi zawodnikami HW. Wilder brutalnie sprowadził go na ziemię. To nie jest tak hop pobić dużego mistrza. Bardzo długo Tyson zwyciężał, demolował, zdołał zbudować swoją legendę. Później przyszła wpadka z Douglasem, przyszły starcia z wielkim nazwiskiem (Holy) i później już nastąpiła raczej równia pochyła w dół.
Dzięki mądrości D'amato Mike był kimś wyjątkowym w ringu. Szkoda, że po jego śmierci rynkiem rządził gangster Don King, bo to była szelma nie z tej ziemi.
Kliczkowie na całe szczęście nie dali się ograbić temu cwaniakowi, bo jak historia pokazała to są inteligentne chłopaki. Tyson sobie niestety z popularnością, sukcesami i milionami nie poradził i po śmierci mentora było jak było.
Lewis, Holyfield, Golota, Buster, Ruddock, Bruno, Seldon, Tillis, Thomas, Tucker, Berbick, Biggs, Williams, Tubbs, Spinks, Holmes, James Smith, Savarese, Botha, Nielsen, Etienne, A. Steward, Rattlif, Ribalta, Jaco, Ferguson, Frazier
Nie wygląda to źle - wielu mistrzów świata i wielu medalistów olimpijskich, Mike obił kilka gwiazd z lat 70tych, pokonał czołówkę 80tych i pobił się z najlepszymi z 90tych. W XXI wieku był już cieniem, ale wciąż notowany w czołówce. Być w czołówce przez 3 dekady - rzadko komu to się udaje.
I dziś, i za 20, a nawet za 50 lat.