FRAMPTON WRÓCI W LECIE W BELFAŚCIE - NA CELOWNIKU LEE SELBY
Carl Frampton (23-1, 14 KO) zbiera się do powrotu po pierwszej porażce w karierze. Po niespodziewanej wygranej nad Leo Santa Cruzem (33-1-1, 18 KO) w pierwszym spotkaniu i nieznacznie przegranym rewanżu, Irlandczyk liczył na dopełnienie trylogii. Niestety nie wszystko idzie po jego myśli i na trzecią walkę z Meksykaninem możemy trochę poczekać.
Frampton nie miał zamiaru czekać na przeciągające się negocjacje i jeszcze w lecie ma wystąpić w swojej ojczyźnie. Z kolei Santa Cruz jest blisko rewanżowej walki we wrześniu z Abnerem Maresem (30-2-1, 15 KO).
- Zaboksuję na przełomie lipca i sierpnia. Nie ma jeszcze konkretnej daty ani rywala, ale chcę wystąpić u siebie w domu, na piłkarskim stadionie Windsor Park w Belfaście. Mam nadzieję, że to się uda. Czekam na wiążące decyzje w najbliższym czasie - mówi były mistrz świata wagi piórkowej i super koguciej.
- Nie ma sensu robić kroku w tył i liczę na to, że zmierzę się z jakimś poważnym zawodnikiem. Co prawda wracam po porażce, lecz dla mnie to po prostu był słabszy dzień i słabszy występ. Bo kiedy mam swój dzień, w mojej opinii mogę pokonać każdego na świecie w limicie 126 funtów. Dążyliśmy do rewanżu z Santa Cruzem, ale póki co on tego nie chce. Szukamy więc kogoś innego. Wolałbym boksować w Anglii bądź Irlandii, jednak nie wykluczam kolejnych walk w Ameryce, jeśli zajdzie taka potrzeba - kontynuował Irlandczyk.
Jedną z ciekawszych opcji dla Framptona jest obecnie Lee Selby (24-1, 9 KO). Walijczyk zasiada na tronie federacji IBF dywizji piórkowej.
- Bardzo mi się podoba pomysł na taki pojedynek, ale kolejna walka po prostu musi się odbyć na moim terenie w Belfaście. Co prawda to Selby ma pas w posiadaniu, ale to cały czas ja mam od niego większe nazwisko. To ja sprzedam więcej biletów niż on i Selby musi o tym pamiętać - dodał Frampton.