GARDZIELIK W TARAPATACH, ALE POKONAŁ GORGONIA
Kamil Gardzielik (3-0, 1 KO) przeżył chwilę grozy, lecz wybrnął z opresji obronną ręką i pokonał słabszego technicznie, za to silniejszego fizycznie Przemka Gorgonia (3-1, 1 KO).
Dwukrotny mistrz kraju wagi średniej - bez wątpienia faworyt na papierze, wyszedł do ringu jakby zaspany, nierozgrzany, i dał się kilka razy złapać prawym sierpem ponad lewą ręką. Na minutę przed końcem pierwszej rundy dla odmiany lewy sierp Przemka posłał niespodziewanie Kamila na deski! Ten jednak szybko się poderwał i opanował kryzys, a w drugim starciu przejął kontrolę nad pojedynkiem. W trzecim przeważał już bardzo wyraźnie, bijąc celnie z daleka prawym na korpus na zmianę z prawym krzyżowym na górę. Dokładał do tego groźny prawym podbródkowy, gdy Gorgoń starał się skrócić dystans.
Gdy zabrzmiał ostatni gong, werdykt mógł być tylko jeden - 38:37 dla Gardzielika. I na szczęście każdy z sędziów tak właśnie typował.
- Wyszedłem spięty i pierwsza runda w ogóle mi nie wyszła. Gorgoń zaskoczył mnie trochę swoim stylem i nawet cieszę się, że przytrafiło mi się to na początku kariery. Pokazałem charakter i wygrałem zasłużenie. Szybko zmieniłem taktykę i wszystko zaczęło funkcjonować. Nie ukrywam jednak, że ja wolę boksować na dłuższych dystansach i nie będę już więcej walczył po cztery rundy. Wolno się rozkręcam, więc wolę dłuższe pojedynki - powiedział po wszystkim tryumfator.
Wcześniej Aleksander Strecki (4-0, 2 KO) w ładnym stylu odprawił przed czasem Andrieja Abramenkę (20-9-2, 4 KO). Już w pierwszej odsłonie ciosami na korpus doprowadził Białorusina dwukrotnie do liczenia, a w drugiej dokończył dzieła zniszczenia.