PIERWSZY WIELKI - JOE LOUIS
103 lata temu - dokładnie 13 maja 1914 roku w miasteczku La Fayette w stanie Alabama, urodził się jeden z najwspanialszych czempionów królewskiej kategorii. Jedyny i niepowtarzalny Joe Louis (66-3, 52 KO).
W 1914 roku dobiegało właśnie końca panowanie pierwszego czarnoskórego i znienawidzonego praktycznie przez wszystkich białych, kontrowersyjnego mistrza wszechwag Jacka Johnsona (56-11-8, 36 KO). Właśnie wtedy na jednym z pól bawełny w Alabamie przyszedł na świat ważący 4,9kg Joseph Louis Barrow. Mniej więcej w wieku dwunastu lat przyszły mistrz za sprawą swojego ojca Munroe "Mun" Barrowa przeprowadził się do Detroit. W dużej mierze powodem tych przenosin były ciągłe szykanowania i zagrożenia ze strony potężnego wówczas Ku Klux Klanu. Jednak być może to właśnie dzięki temu w tym nowym miejscu Joe odkrył, że jego dłonie mogą służyć nie tylko do ciężkiej pracy, czy też grania na skrzypcach, na lekcje których regularnie wysyłała go i opłacała je jego mama, ale mogą także stanowić doskonałą, śmiercionośną i zarazem wielce dochodową broń.
Otóż w drodze na lekcje muzyczne młody Louis przechodził zawsze obok jednego z klubów bokserskich. Pewnego dnia razem ze swoim kolegą zaciekawiony wszedł do środka i od razu zakochał się w nieznanym mu wcześniej sporcie. Bardzo szybko spragniony wiedzy młodzian zaczął robić błyskawiczne postępy. Początkowo, gdy jego rodzice odkryli, dlaczego ich syn nie zostanie skrzypkiem przygrywającym w jakiejś restauracji do kotleta (o czym marzyli), nie byli zbytnio zadowoleni, ale po rozmowie z trenerami zmienili zdanie.
Po stoczeniu 54 walk amatorskich (50 wygranych, w tym 43 przed czasem) i wygraniu kilku turniejów, w tym prestiżowego Athletic Union National w wadze półciężkiej, w 1934 roku w wieku dwudziestu lat Joe został zawodowcem. Utalentowanemu zawodnikowi w karierze pomagali obrotny menadżer John Roxborough i doświadczony trener Jack Blackburn. Bardzo szybko do tej drużyny dołączył jeszcze promotor Mike Jacobs, który widząc możliwości siłacza z Alabamy słusznie przepowiadał mu wielką przyszłość.
W ciągu dwóch lat Louis legitymował się już rekordem 24 zwycięstw i 0 porażek, a widzący go w akcji sławny założyciel magazynu The Ring Nat Fleischer tak oto opisywał przyszłą legendę.
- Joe Louis poruszał się w ringu z gracją gazeli, a atakował z zimną furią rozwścieczonego górskiego lwa. To doskonałe połączenie harmonii ruchów z niszczycielską siłą ukrytą w obydwu rękach.
W 1936 roku po cennych zwycięstwach nad byłymi mistrzami Primo Carnerą (88-14, 71 KO) i Maxem Baerem (66-13, 51 KO) wydawało się, że nikt i nic nie jest w stanie zatrzymać tego świetnego zawodnika. Tymczasem niespodziewanie dokonał tego skazywany na porażkę inny były mistrz, pochodzący z Niemiec Max Schmeling (56-10-4, 40 KO). Stało się to 19 czerwca na wypełnionym ponad 38 tysiącami kibiców Yankee Stadium w Nowym Jorku. Zlekceważony Schmeling znokautował w dwunastej odsłonie szykowanego na mistrza niepokonanego prospekta.
Mimo tej bolesnej wpadki opiekunowie Joe nie zwątpili w niego ani na sekundę i po serii siedmiu zwycięstw, dokładnie rok później, czarnoskóry fenomen dostał w końcu szansę zdobycia tronu wszechwag. Okazję wykorzystał w stu procentach i zasiadającego na nim mistrza Jima Braddocka (46-24-4, 26 KO) znokautował w ósmym starciu. Warto dodać, że twardy nowojorski "Kopciuszek" tanio skóry nie sprzedał, a w pierwszej rundzie był nawet bliski sprawienia niespodzianki, kiedy potężnym podbródkowym posłał Louisa na deski. Na pocieszenie został mu tłusty czek na 300 tysięcy dolarów, plus 10 procent wpływów z każdej kolejnej mistrzowskiej walki nowego króla, przez okres 10 lat.
Tak oto rozpoczął się imponujący okres panowania "Brązowego Bombardiera", który trwał prawie 12 lat, w czasie których Joe zanotował niesamowitą liczbę 25 udanych obron swojego trofeum. W czerwcu 1938 roku ten wielki mistrz zrewanżował się także swojemu pierwszemu pogromcy. W tym samym miejscu, gdzie dwa lata wcześniej został wyliczony Louis, tym razem role się odwróciły. Na oczach 70 tysięcy kibiców żądny zemsty Amerykanin zdemolował nazywanego przez hitlerowską propagandę "obrońcą aryjskiej rasy" Niemca w zaledwie 124 sekundy. Wspominając tamten wielki pojedynek należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że Schmeling nigdy nie chciał być utożsamiany z rasistowską ideologią i mimo dwóch zaciętych wojen z Louisem, poza ringiem zostali serdecznymi przyjaciółmi.
Po tym triumfie Joe stoczył jeszcze wiele porywających bokserskich thrillerów, jak chociażby ten z władającym kategorią półciężką Billym Connem (64-11-1, 15 KO) w 1941 roku, czy dwukrotnie z niebezpiecznym Joe Walcottem (51-18-2, 32 KO). Po ostatnim z tych zwycięstw w 1948 roku ogłosił swoje przejście na emeryturę.
Niestety nie wytrwał na niej zbyt długo. Po dwóch latach w 1950 roku z powodu kłopotów finansowych znowu wszedł między liny. Z pewnością powrót nie należał do udanych, bowiem jednogłośnie na punkty zwyciężył go inny świetny pięściarz tamtych czasów, Ezzard Charles (95-25-1, 52 KO). Rok po porażce z "Kobrą z Cincinnati", w październiku 1951 roku, Louisa zastopował jeszcze rozpędzony czołg z Brockton, niepokonany Rocky Marciano (49-0, 43 KO). To był już definitywny koniec wspaniałej ery Louisa.
Po zawieszeniu rękawic na kołku ten popularny i wielbiony przez miliony sportowiec musiał borykać się z biedą i problemami za sprawą wynoszącego aż 1,2 miliona dolarów długu na rzecz urzędu podatkowego. Dopiero kiedy dzięki wstawiennictwu prezydenta Kennedy'ego umorzono mu tę olbrzymią jak na tamte czasy kwotę, jego życie się nieco ustabilizowało. Joe z wielkiego mistrza przeistoczył się między innymi w odźwiernego kasyna Caesars Palace w Las Vegas, gdzie zmarł na atak serca 12 kwietnia 1981 roku.
Legendarny "Brązowy Bombardier" został pochowany przez rząd Stanów Zjednoczonych na cmentarzu Arlington. Miejscu gdzie spoczywają najwięksi zasłużeni dla tego kraju bohaterowie.
Spoczywaj w pokoju Mistrzu.
Ciekawe czy osiągnięcia Louisa zostaną przebite przez drugiego Brązowego Bombardiera z Alabamy, tego z Tuscaloosa.
- fajnie to wygląda, w jednym zdaniu czarnoskórzy z białymi :)
Why nie białoskórzy ? Nie żeby mnie bolało heh
- fajnie to wygląda, w jednym zdaniu czarnoskórzy z białymi :)
Why nie białoskórzy ? Nie żeby mnie bolało heh
Nie wygląda "fajnie" tylko normalnie.
"Białoskórzy" nie jest używane.
A "czarni" tak nie mówimy.
Albo czarni i biali, albo czarnoskórzy i białoskórzy.
Faktycznie dwie zacięte wojny, skoro padł po 124 sekundach :D
Trochę brakuje wzmianki o postawie Louisa podczas wojny - dzięki temu zyskał jeszcze większą popularność w społeczeństwie a także (niestety) nadwyrężył swoją formę i finanse.
A LL w najwyższej formie, wyciągnięty z lat 90, najprawdopodobniej bez problemu załatwiłby wyciągniętego z lat 30/40 Louisa w najwyższej formie, być może szybciej niż Solis zżera Big Maca - przewaga warunków byłaby tu olbrzymia (Joe w formie ważył ok. 90 kg). Ale to gdybologia bez znaczenia dla oceny osiągnięć.