MEKSYKAŃSKA WOJNA!
Dziś w nocy na ringu w T-Mobile Arena w Las Vegas dojdzie do starcia dwóch niesamowitych i popularnych wojowników. Tradycyjnie w czasie Cinco de Mayo, czyli wielkiego święta upamiętniającego zwycięstwo nad wojskami francuskimi z 5 maja 1862 roku, zakochani w boksie Meksykanie oglądają wielkie pięściarskie bitwy. Na taką z pewnością zapowiada się wyczekiwana na całym świecie rywalizacja Saula Alvareza (48-1-1, 34 KO) i Julio Cesara Chaveza Jr (50-2-1, 32 KO). Transmisję z tego wydarzenia w naszym kraju przeprowadzi stacja Polsat Sport, początek w nocy z soboty na niedzielę od godziny 3:00.
Faworytem ekspertów i bukmacherów jest 26-letni Alvarez, który z powodu nietypowego jak na Meksykanina, rudego koloru włosów, zwany jest Canelo, czyli "Cynamonem". Ten urodzony w Guadalajarze chłopak jest najmłodszy z ośmiorga rodzeństwa. Co ciekawe Saul ma tylko jedną siostrę oraz aż sześciu braci, z których każdy został profesjonalnym bokserem. Treningi rozpoczął w wieku trzynastu lat, a natchnieniem był dla niego obejrzany na żywo pierwszy zawodowy pojedynek starszego brata Rigoberta Alvareza (27-4, 20 KO). Bardzo szybko okazało się, że piegowaty łobuziak ma talent do tego sportu, czego dowodem był wywalczony w 2005 roku złoty medal na krajowych mistrzostwach juniorów. Niedługo po tym sukcesie 15-letni Alvarez z dorobkiem 46 walk amatorskich na koncie (z czego 44 wygrał), podpisał kontrakt i został profesjonalistą. Jak przyznaje trener Eddy Reynoso, głównym powodem porzucenia ringów olimpijskich był ogromny problem ze znalezieniem chętnych juniorów do treningów i pojedynków z eksplozywnie walczącym rudowłosym bombardierem.
"Cynamon" zadebiutował w październiku 2005 roku i w ciągu 19 miesięcy znokautował jedenastu z trzynastu przeciwników. W kolejnych latach nadal nie zwalniał tempa, a idącego od zwycięstwa do zwycięstwa młodego punczera nie zdołali pokonać tacy starzy wyjadacze jak chociażby brat słynnego Miguela - Jose Cotto (33-4-1, 24 KO), Carlos Manuel Baldomir (49-16-6, 15 KO), czy Lovemore Ndou (49-13-2, 31 KO). W końcu w marcu 2011 roku Alvarez zdobył upragnione mistrzostwo świata WBC wagi junior średniej, zwyciężając bez problemów młodszego brata "Dumy Manchesteru" Ricky'ego, doświadczonego Matthew Hattona (43-7-2, 17 KO). Tytuł ten obronił sześć razy, odprawiając z kwitkiem m.in. sławnego Shane'a Mosleya (49-10-1, 41 KO), a w kwietniu 2013 do swojej kolekcji dorzucił także trofeum WBA, które po zaciętej potyczce odebrał niepokonanemu wówczas Austinowi Troutowi (30-3, 17 KO).
Pierwszą i jedyną jak na razie porażkę w karierze, ten uwielbiany w Meksyku chłopak poniósł we wrześniu tego samego roku. Jego pogromcą okazał się nie byle kto, bo sam król P4P Floyd Mayweather Jr (49-0, 26 KO), który przez dwanaście rund w MGM Grand w Las Vegas dawał bolesną lekcję boksu młodemu, ale kompletnie bezradnemu wilkowi.
Oczywiście po tej przegranej kariera Canelo nie załamała się, tylko zwolniła na małą chwilę. Po dłuższym odpoczynku Meksykanin powrócił w wielkim stylu demolując niebezpiecznych Alfreda Angulo (24-6, 20 KO) i Jamesa Kirklanda (32-2, 28 KO) i tylko świetny kubański technik Erislandy Lara (24-2-2, 14 KO) zawiesił mu bardzo wysoko poprzeczkę aż do tego stopnia, że krytycy Saula twierdzą do dzisiaj, że Larę wówczas oszukano.
W listopadzie największa gwiazda grupy Golden Boy Promotions stoczyła kolejną niezwykle zaciętą bitwę z jednym z najbardziej popularnych pięściarzy na świecie, wspomnianym już wyżej Portorykańczykiem Miguelem Cotto (40-5, 33 KO). Tutaj również nie obeszło się bez kontrowersji, gdy po dwunastorundowej walce ogłoszono jednogłośne punktowe zwycięstwo Saula. W nagrodę zawieszono mu na biodrach pas WBC dywizji średniej, a cały świat zaczął coraz głośniej domagać się jego konfrontacji z innym championem tej samej kategorii, siejącym popłoch i zniszczenie Giennadijem Gołowkinem (37-0, 33 KO). Jednak zamiast unifikacyjnej bitwy z bestią z Kazachstanu, Alvarez za namową swojego sztabu wybrał pojedynek z szybkim, ale walczącym aż o dwie kategorie niżej Amirem Khanem (31-4, 19 KO). Do tego meczu doszło w maju 2016 roku i mimo niezłego początku w wykonaniu Brytyjczyka, brutalna siła Meksykanina w końcu przeważyła, fundując "Dzieciakowi z Boltonu" potworne KO w szóstej odsłonie.
Po tym pokazie mocy Saul nieoczekiwanie zrzekł się prestiżowego zielonego pasa WBC. Wszystko po to, aby uniknąć starcia z szalenie niebezpiecznym Gołowkinem, do którego należały tytuły WBA, IBF, IBO i WBC World. To na pewno zraziło do "Cynamona" bardzo wielu jego fanów, którzy już ostrzyli sobie zęby na tę wojnę. Tymczasem nasz główny bohater we wrześniu 2016 roku przypomniał o sobie światu i zaatakował tron WBO wagi junior średniej, z którego z hukiem w dziewiątej rundzie zwalił niezwyciężonego boksera z Liverpoolu Liama Smitha (25-1-1, 14 KO).
Teraz przed Saulem wielkie starcie o honor, dumę i sportową przyszłość. Musi przecież udowodnić ludziom, że nadal ma "cojones" i po przekonującym zwycięstwie nad Chavezem Jr stanie w końcu oko w oko z bijącym z siłą parowego młota "GGG". Najpierw jednak na rozgrzewkę Canelo dostanie równie popularnego co on 31-letniego syna legendarnego "Cesarza".
Mierzący 185 cm wzrostu Julio (Saul ma 175 cm), urodził się w mieście Culiacan i w przeszłości dzierżył tytuł WBC kategorii średniej. Ten znany z wielkiego talentu, ale także i z zamiłowania do zabawy i niesportowego stylu życia zawodnik na swoim koncie ma dwie przegrane. Najpierw zero w rekordzie odebrał mu we wrześniu 2009 roku po dramatycznej walce wspaniały Sergio Martinez (51-3-2, 28 KO). Trzy lata później w kwietniu 2015 roku Chavez Jr próbował podbić wagę półciężką, ale przeszkodą nie do przejścia okazał się dla niego nasz twardziel Andrzej Fonfara (29-4, 17 KO), który porozbijał i ostatecznie zastopował faworyzowanego Meksykanina w dziewięć rund. Po tej lekcji pokory udzielonej mu przez "Polskiego Księcia", Chavez stoczył jeszcze dwa wygrane pojedynki, ostatni w grudniu 2016 roku.
Dla Julio sobotnia bitwa z Alvarezem jest bardzo ważna i prawdopodobnie da nam odpowiedź czy krnąbrnego syna popularnej legendy stać jeszcze na samodyscyplinę i rywalizację z najlepszymi w biznesie. Sam główny zainteresowany zdaje sobie z tego sprawę i wie, że jeżeli chce coś jeszcze udowodnić swoim krytykom, a w przyszłości zawalczyć z innymi gwiazdami o kolejne miliony dolarów, sławę i prestiż, to w sobotę musi dać z siebie wszystko i być przygotowanym na sto procent. W tym celu, jak zapewnia Julio, podszedł do całej sprawy bardzo poważnie i zatrudnił szkoleniowca m.in. Juana Manuela Marqueza (56-7-1, 40 KO), doskonałego Ignacio "Nacho" Beristaina oraz odseparował się od pełnego pokus miejskiego życia, zaszywając się razem ze swoim sztabem w słynnym, położonym 3,2 tysiące metrów nad poziomem morza ośrodku Otomi. Jakie będą efekty tej współpracy dowiemy się już za kilkanaście godzin.
Czy rudowłosy "Cynamon" potwierdzi swoją klasę i brutalnie pobije młodszego z "Cesarzy", a później podejmie rękawicę rzuconą mu przez Kazacha? Czy też zmotywowany Chavez sprawi sobie, ojcu i całemu światu wielką niespodziankę i pokrzyżuje wszystkim plany? Odpowiedź poznamy w sobotnią noc. Jedno już jest pewne, gdy naprzeciw siebie staje dwóch meksykańskich wojowników, młócka będzie okrutna!