JENNINGS: CIOSY KLICZKI MOGĄ ZNOKAUTOWAĆ, ALE NIE RANIĄ
Niemal dokładnie dwa lata temu niepokonany wówczas Bryant Jennings (19-2, 10 KO) zmierzył się z Władimirem Kliczką (64-4, 53 KO). Przegrał na punkty z mistrzem WBA/WBO/IBF, ale napsuł mu sporo krwi. I pomimo ponad pięćdziesięciu nokautów na koncie Ukraińca, Amerykanin trochę podważa moc rażenia byłego już dominatora wagi ciężkiej.
- Nie mogę nawet specjalnie ocenić siłę ciosu Władimira, ponieważ widziałem jego akcje i nawet jeśli czymś trafił, to byłem na to przygotowany. Bo kiedy z kolei boksowałem z Luisem Ortizem, po prostu niektórych ciosów nie zdążyłem zauważyć, stąd też robiły one tak duże spustoszenie. Uderzenia Kliczki nie ranią. Owszem, mogą cię znokautować, trochę oszołomić, ale nie są to bomby, po których cierpisz - tłumaczy pięściarz z Filadelfii, który zadał pierwszą porażkę w karierze Arturowi Szpilce.
- Sporo mówi się o lewym prostym Władimira, jednak ta akcja bardziej służy mu do obrony, trzymania dystansu, niż atakowania. Nie ma w tym mocy. Tylko w jego prawym krzyżowym czuć siłę, ale to jedyna akcja, jaką może poważniej kogoś zranić. Gdybym dostał z nim rewanż, na pewno ostrzej ruszyłbym od samego początku. Naoglądałem się w telewizji, jak nokautuje innych, i podszedłem do tej walki ze zbyt dużym respektem - wspomina Jennings.
Za kilkadziesiąt godzin Kliczko stanie oko w oko z Anthonym Joshuą (18-0, 18 KO). Lepszy z tej dwójki zagarnie pasy IBF i WBA.
Tylko że przez lata nikt nie potrafił sobie z tym wszystkim poradzić.