PEŁNOLETNI PRZEKRĘT - 18. ROCZNICA WALKI LEWIS vs HOLYFIELD
To był jeden z największych przekrętów w dziejach boksu, tym bardziej, że w walce o absolutny prym w królewskiej kategorii. Od teraz to już "pełnoletni" przekręt, bo właśnie dziś mija osiemnaście lat od pamiętnej walki Lennoxa Lewisa (34-1, 27 KO) z Evanderem Holyfieldem (36-3, 25 KO). W stawce znalazły się wtedy pasy WBC, WBA i IBF wagi ciężkiej.
W sławnej hali Madison Square Garden w Nowym Jorku wyłoniony miał zostać pierwszy bezdyskusyjny mistrz wszechwag od czasu Riddicka Bowe'a. Anglik po efektownych czasówkach nad Gołotą (KO1), Briggsem (TKO5) i wygraną punktową nad twardym Żelijko Mavroviciem, podchodził do piątej obrony tytułu World Boxing Council. Dla Amerykanina była to czwarta obrona trofeum World Boxing Association oraz druga International Boxing Federation. Faworytem bukmacherów był wojownik z Atlanty, momentami nawet w stosunku trzy do jednego. Wszystko dzięki wcześniejszym wygranym nad Mike'em Tysonem oraz udanym rewanżu na Michaelu Moorerze. Nawet mniej udany występ z Vaughn Beanem nie zmienił postrzegania szans obu. Po prostu uznano tamtą walkę za wypadek przy pracy i brano to na barki lekceważenia niewygodnego rywala.
Holyfield miał zagwarantowaną gażę w wysokości 20 milionów dolarów. Lewis dostał 10 milionów dolarów. Organizatorzy odrobili sporą część z tej inwestycji ze sprzedaży biletów. W MSG zasiadło ponad dwadzieścia jeden tysięcy kibiców (21,284), którzy dali zysk z biletów aż 13,5 miliona "zielonych". Blisko siedem tysięcy to fani wspierający Anglika. Dodatkowo sprzedano 1,2 miliona przyłączy pay-per-view. Amerykanie zakochani w Evanderze liczyli na kolejne efektowne zwycięstwo w jego wykonaniu, a on sam tylko podkręcał atmosferę. - Mówię wam, zdominuję najpierw dwie pierwsze rundy, zaś w trzeciej go znokautuję!
Podczas ceremonii ważenia "Real Deal" pozostawał pewny swego i mówił więcej niż zazwyczaj. Zanotował 215 funtów, czyli dokładnie 97,5 kilograma. Brytyjczyk okazał się cięższy o trzydzieści funtów (245), wnosząc na skalę 111,1 kg. Nikt nie zwracał jednak uwagi na przewagę Lewisa w warunkach fizycznych. W przeszłości Evander wielokrotnie udowadniał, że jego serce do walki jest większe niż gabaryty olbrzymów stojących naprzeciw niego. Ale gdy zabrzmiał pierwszy gong okazało się, że za Lennoxem - poza warunkami fizycznymi, przemawiają również umiejętności. Kontrolował rywala ciosami prostymi, bił piekielnie mocno przy linach, mając kilka razy wielkiego przeciwnika w poważnych tarapatach. Dominował w większości z rund i gdy pojedynek dobiegł końca, werdykt wydawał się być tylko formalnością...
Stanley Christodoulou punktował 116:113 na korzyść Lewisa, Eugenia Williams znalazła jakiś sposób, by dać Amerykaninowi aż siedem rund, typując 113:115, a strony "pogodził" Larry O'Connell, typując niespodziewanie remis 115:115. Po pierwsze, w walkach mistrzowskich sędziowie mają praktycznie zakaz punktować rundy remisowo, a O'Connell ocenił na remis dwa starcia. Po drugie, nikt chyba się nie spodziewał, że Anglik może tak bardzo skrzywdzić swojego rodaka. Tak więc ostatecznie na kartach padł remis. Tymczasem zdecydowana większość dziennikarzy i ekspertów widziała przewagę Anglika 117:111. Niektórzy nawet jeszcze wyżej. Wszystko potwierdzały statystyki ciosów.
Ciosy proste:
Lewis 187/364 (51%) - Holyfield 52/171 (30%)
Tzw. mocne uderzenia:
Lewis 161/249 (65%) - Holyfield 78/214 (36%)
Ciosy ogółem:
Lewis 348/613 (57%) - Holyfield 130/385 (34%)
- Wygrałem walkę. To był mój czas chwały, a sędziowie obrabowali mnie z tego zwycięstwa. Cały świat widział co się stało i każdy wie od teraz, że to ja jestem numerem jeden i bezdyskusyjnym mistrzem, nawet jeśli nie mam wszystkich pasów. Tak naprawdę Holyfield powinien mi oddać swoje dwa pasy - wściekał się Lewis.
- Mój chłopak kontrolował walkę. To nie było nawet zbliżone do remisu, zwycięzca mógł być tylko jeden. Takie werdykty jak ten po prostu zabijają boks - mówił w podobnym tonie Emanuel Steward, legendarny trener Brytyjczyka i wielu innych mistrzów. Swoje niezadowolenie wyrażali nawet ci kibice, którzy wspierali z trybun Evandera. Kiedy ogłoszono remis, nawet oni buczeli i gwizdali. Holyfield tłumaczył się bólami mięśni brzucha, ale przedstawiał też swoją własną wizję potyczki, zakłamując trochę rzeczywistość.
- Ludzie na trybunach to nie sędziowie. Nadal czuję się mistrzem. Nie pytajcie mnie o punktację, to nie moje zadanie. Ja mam dawać z siebie wszystko w ringu, a punktowanie zostawmy sędziom - mówił.
- Jestem zawiedziony. To był piękny wieczór, zakończony takim klopsem - komentował Seth Abraham, prezydent stacji HBO od spraw sportu.
- Lennoxa po prostu obrabowano z wygranej. To on wygrał i to on powinien być teraz nazywany bezdyskusyjnym mistrzem świata wagi ciężkiej - wtórował Jim Lampley, sławny komentator HBO.
- Jestem w boksie od ponad dwudziestu lat i gdybym miał wskazać pięć największych przekrętów sędziowskich w boksie zawodowym, ten werdykt bezapelacyjnie znalazłby się w tej piątce - dodał Steve Farhood z konkurencyjnej stacji Showtime.
- To najbardziej odrażająca rzecz z jaką dotąd się spotkałem - powiedział dawny mistrz wagi ciężkiej, Frank Bruno, którego swego czasu Lewis pokonał przed czasem. Swoje trzy grosze dodał nawet Rudolph Giuliani, burmistrz Nowego Jorku. - Jestem zażenowany, że tak skandaliczny werdykt padł właśnie w naszym mieście.
Skandaliczna punktacja Eugenii Williams na korzyść Holyfielda była wyśmiewana, ale największa fala krytyki spadła na Larry'ego O'Connella. Rodacy nie mogli mu wybaczyć tego co zrobił. On sam kilkadziesiąt godzin później przyznał się do błędu. - Żałuję tego co zrobiłem, błędnie oceniłem ten pojedynek. Ale jeszcze bardziej niż mnie samego, bardziej żałuję Lewisa. To było dla niego krzywdzące - mówił skruszony sędzia.
- Nie ma mowy o rewanżu. Po tym co się stało, nie chcemy drugiej walki - zapewniał Panos Eliades, promotor Lennoxa. - Ale ja mogę z nim boksować nawet zaraz. Wątpię jednak, by on także tego chciał. On wygrał co najwyżej dwie rundy - wtrącił sam Lewis. - Zróbmy to więc - podchwycił temat Don King, promotor Holyfielda oraz organizator nowojorskiej gali.
- To największe oszustwo w historii boksu. Powiem szczerze, gdybym to ja był na miejscu Lennoxa, prawdopodobnie tak bym się wściekł, że już nigdy bym nie wyszedł do ringu. Zresztą po co robić rewanż? Żeby napełnić pieniędzmi kieszeń Dona Kinga? - mówił na drugi dzień Frank Maloney, menadżer Lewisa.
Znany brytyjski arbiter Mickey Vann poszedł o krok dalej. - Prawda jest taka, że kobiety nie powinny sędziować sportów walki ani rugby. Po prostu nie nadają się do tego.
Sędzina Williams po obejrzeniu walki na spokojnie zmieniła trochę swoją optykę i stwierdziła, że za drugim razem zamiast 113:115 wyszedł jej remis 114:114.
Osiem dni po walce gazeta The Sunday Mirror na swojej pierwszej stronie opublikowała artykuł, w którym sugerowano, że Eugenia Williams wzięła łapówkę za to, żeby punktować na korzyść Holyfielda. Miała za to dostać w ratach łącznie 30 tysięcy dolarów. Sędzina domagała się odszkodowania w sądzie. I wygrała. Na początku 2002 roku sąd orzekł, że gazeta musi zamieścić na swoich łamach przeprosiny i wypłacić jej odszkodowanie. Nie podano jednak wysokości kary.
Ówczesnymi oficjalnymi pretendentami do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej byli: - John Ruiz z ramienia WBC, Henry Akinwande z ramienia WBA, a także David Tua z ramienia IBF. Co ciekawe John Ruiz również wystąpił podczas gali Lewis vs Holyfield w Nowym Jorku. Tego dnia zastopował w czwartej rundzie Mario Cawleya (21-1).
Dokładnie osiem miesięcy później - 13 listopada 1999 roku, doszło do wyczekiwanego rewanżu. Tym razem znów lepszy między linami był Lewis i sędziowie jednogłośną decyzją (115:113, 116:112, 117:111) wskazali na niego. Ale o tym kolejnym razem...
Jakis tam byl, ale nic wielkiego. Mozna bylo naciagnac remis. Przekret to byl w walce Ward- Kowaliow gdzie łajza ktora lizała ring w 2 rundzie i przez cale drugie rundy obrywała po mordzie jak chlopiec do bicia a moze w koncowych 2-3 pokazala pseudo 'sweet science' wygrala 114-113. Ogladam boks ponad 10 lat i chyba nie pamietam wiekszego przekretu niz to
Rafaletto (mgrinz) jeszcze się wtedy nie urodził, dlatego plecie głupoty.
Mgrinz, nie przesadzaj, tez uwazam ze to Rosjanin wygral ale bez przesady, mogl walczyc w drugiej czesci walki a on oddal calkiem inicjatywe Wardowi."
Ty byles chyba pijany. Pierwsze 6 rund to bylo 5-1 dla Kowaliowa. Drugie 6 rund to max 3 rundy dla Warda, drugie 3 dla Kowaliowa. W drugiej czesci walki pojedynek nie przechylil sie na korzysc Warda tylko sie WYROWNAL. Do tego cienias lizal dechy w drugiej rundzie. 117-111 to najlepiej oddajacy to co sie wydarzylo w ringu rezultat.
*
*
"W drugiej czesci walki Ward za kazdym razem wchodzil tak samo zas Kovaliov nie mial pomyslu co z tym zrobic."
Ale co Kowaliow mial z tym zrobic, bo nie rozumiem? Od kiedy musial cos z faulami Warda zrobic zeby wygrywac runde?? :D:D
Stary, mysle ze powinienes jednak wrocic na onet xD
Czy ja wiem czy to byl taki przekret?
Jakis tam byl, ale nic wielkiego. Mozna bylo naciagnac remis. Przekret to byl w walce Ward- Kowaliow gdzie łajza ktora lizała ring w 2 rundzie i przez cale drugie rundy obrywała po mordzie jak chlopiec do bicia a moze w koncowych 2-3 pokazala pseudo 'sweet science' wygrala 114-113. Ogladam boks ponad 10 lat i chyba nie pamietam wiekszego przekretu niz to
Zgodzę się, że Lewis-Holyfield to nie był wielki przekręt, po prostu mocno naciągany remis. Punktowanie dla Holego mogło się opierać chyba tylko na złudzeniu optycznym.
Natomiast Ward-Kowaliow to nie był żaden przekręt, dla mnie walka remisowa, ale lepsze wrażenie zrobił na mnie Ward.
I używaj właściwych sformułowań!!
"łajza", "lizać ring", "obrywać po mordzie" - ogarnij się!
Lizać po mordzie (i nie tylko) to my się będziemy. Jak się spotkamy.
Tak to działa w boksie i jeśli ktoś wyraznie prowadzi na początku walki, a przez kolejna połowę nie robi za wiele to przegrywa. Tak było w przypadku Ward-Kowaliow, gdzieś mam swoją punktacje i pamiętam, że po 6 rundach Kowaliow nie zdobył 4 punktów za zdobycie rund to wachalo się na remis, a potem 2-3 wyraźne rundy Wanda. Oszacujmy, że po 6 rundach było 3-3 a potem Ward podkreślił 2 rundy na swoją korzyść przez zastoj Siergieja i było już 5-3. W takiej sytuacji pozostały 4 rundy do końca i Ward aby zremisował musiał wygrać tylko jedna, a Kowaliow aż trzy. Przyjmijmy, że ostatnia runda była na 100 procent dla Warda, a więc 6-3 i tamta runda Andre zaklepal sobie remis. Pozostają nam 3 rundy (9,10,11) i w tych rundach Kowaliov nie wygrał każdej, a wystarczy, że przegrał jedna z tych rund i oddał zwycięstwo swojemu przeciwnikowi.
Mam nadzieję, że w miarę sensownie wam to wytlumaczylem i uważam, że takie podejście do werdyktow sedziowskich jest najbardziej logiczne. Chłodna kalkulacja- tylko zawsze lepiej samemu popunktowac, a potem sobie to porównać. Potem obejrzeć powtórkę stworzyć druga punktacje alternatywna. Jeśli wiec dwa razy coś wypunktujecie, a żadne logiczne argumenty w postaci rzeczywistych nagrań walki nie mogą Wam wyjaśnić wyniku to albo źle punktujecie albo jest to oszustwo. Za takie typowe oszustwo podam walkę Gołota vs Ruiz. Dwa nokdauny, Ruiz odjęty jeden punkt, 4 rundy wygrane Andrzeja. Matematycznie Ruiz przegrał walkę w pierwszych 6 rundach, musiałaby trwać 15 by spróbować przechylic werdykt na swoją korzyść.
Moim zdaniem obie walki Evander-Lennox świadczą o wielkości obu zawodników. Lennox wówczas był w prime. Holy już trochę past, wyraźnie mniejszy, a jednak dawał sobie radę w ringu.
Jak ten czas leci... Postarzałem się o 18 lat.
A co do walki to wał jak nie wiem. 9-3 w rundach inaczej się tego punktować nie dało.
Zresztą przekręt to złe słowo, bo to sugeruje celowe działanie. Np. ta sędzina, która dała remis w walce Floyda z Canelo, to też nie był przekręt, tak to widziała, tyle, że to było mocno stronnicze.
Nie ma co się podniecać, boks to zabawa, rozrywka, nic poważnego i niech tak pozostanie. Kontrowersje zawsze były i będą.
W rewanżu Lewis też wygrał tylko nieznacznie.
Zastnawiam się hipotetycznie jakby np z Holyfieldem zawalczył Vitalij kliczko który też w 199 roku znokutował Herbie Heidem
Natomiast Ward-Kowaliow to nie był żaden przekręt, dla mnie walka remisowa"
To byl jeden z najwiekszych przekretow jakie boks widzial. Obrywajacy prostymi ślizgacz ktory lizal dechy w 2 rundzie i urwal ledwie 2-3 koncowe rundy pseudo 'sweet-science' dostaje wygrana 114-113. To nawet nie jest skandal. Ta walka to jest dowod, ze ludzi sa idiotami do tego stopnia, ze doslownie wszystko mozna im wmowic, a Ty jestes najlepszym tego dowodem.
Nawet to, ze faularz powinien dostawac punkty, bo jego faule sa takie bardziej 'sweet science' (hahahaha xD), ze łajza ktora lizala ring w 2 rundzie i przegrala prawie wszystkie rundy sposrod pierwszych 8-9 a jedynie przy dobrych wiatrach utrzymywala jako tako remisowe rundy koncowe z Kowaliowem mogla wygrac.
Ta walka jest dowodem, ze glupota ludzka jest po prostu niespozyta - jak sam Einstein powiedzial, jest nieskonczona
Ciągle powtarzasz, że Wilder lizał dechy. Czy wykluczasz, że zawodnik, który zaliczy deski może wygrać walkę na punkty?
Piszesz też, że Ward przegrał prawie wszystkie spośród pierwszych 8-9 rund a skąd to wiesz? Przecież jesteś takim samym lajkonikiem jak ja. Obaj wiemy tyle ile zjemy. A ludzie, którzy się znają różnie wypowiadali się o tej walce.
I dalej uparcie powtarzasz, że jestem idiotą, jestem głupi itd. Nie jestem idiotą, po prostu jestem ignorantem w zakresie boksu, nie znam się na tym. Przecież też się na tym nie znasz, to nie jest powód do wstydu.