ROCZNICA WALKI JOE CALZAGHE vs JEFF LACY
Dokładnie jedenaście lat temu - 4 marca 2006 roku na ringu w Manchesterze, jedyny i niepowtarzalny król wagi super średniej Joe Calzaghe (46-0, 32 KO) skrzyżował pięści z niepokonanym i niebezpiecznym championem IBF Jeffem Lacy (27-6, 18 KO). Była to pierwsza z unifikacyjnych bitew wspaniałego Walijczyka.
Tej nocy w wypełnionej po brzegi dwunastoma tysiącami wiernych kibiców hali MEN Arena, od których potężnych śpiewów aż drżały mury tej popularnej angielskiej świątyni boksu, Calzaghe stoczył jedną z najlepszych walk w karierze. Doskonałą reklamą tego starcia dwóch godnych siebie rywali niech będzie fakt, że do dzisiaj brytyjscy dziennikarze i eksperci określają ją mianem "epickiej".
Urodzony w Londynie Calzaghe, jako profesjonał debiutował w 1993 roku, a mistrzem świata wagi super średniej został cztery lata później, kiedy to sięgnął po wakujący tytuł WBO, zwyciężając popularnego Chrisa Eubanka (45-5-2, 23 KO). Następnie "Duma Walii" broniła tego trofeum z powodzeniem aż siedemnaście razy, by w końcu 4 marca 2003 roku stanąć przed szansą zawieszenia na swoich biodrach również pasa IBF.
Jedyne co musiał zrobić promowany przez Franka Warrena Joe, to "tylko" pokonać amerykańskiego mistrza powyższej federacji, ambitnego, szybkiego i potrafiącego błyskawicznie nokautować Jeffa Lacy'ego.
Mający wówczas 29 lat bokser z Florydy był na fali i znajdował się u szczytu swoich możliwości. Niepokonany w 21 walkach były olimpijczyk z Sydney (gdzie pokonał m.in. naszego Pawła Kakietka), był promowany przez Garry'ego Shawa, który uważał go za przyszłą wielką gwiazdę i przepowiadał mu długie panowanie.
Pięknie obudowany mięśniami i niezwykle pewny siebie czarnoskóry "Left Hook" uchodził wśród bukmacherów i ekspertów za faworyta. Krytycy Calzaghe uważali, że znany dotychczas szerzej wyłącznie w Europie mistrz WBO z tak świetnym przeciwnikiem sobie nie poradzi. Tymczasem mający wówczas 34 lata i czterdzieści tryumfów na koncie Walijczyk udowodnił im, że są w błędzie. Joe około 2:00 nad ranem potwierdził swoją wielką klasę w stu procentach, dominując nad przybyszem od początku do końca i zdobywając za sprawą transmitującej ten pojedynek stacji Showtime wielką sławę na całym świecie.
Niesiony huraganowym dopingiem ulubieniec publiczności imponował niesamowitą szybkością i precyzją, a jego składające się nierzadko z 12-14 uderzeń (!) kombinacje siały spustoszenie na twarzy rywala. Lacy robił co mógł, ale poza niesamowitą odpornością na ciosy i sercem wojownika niewiele był w stanie zmienić. Już w połowie tej ringowej wojny "Left Hook" miał rozcięcia pod oczami i obficie krwawił z nosa. Dopełnieniem wielkiego tryumfu Calzaghe było posłanie Amerykanina po raz pierwszy w jego karierze na deski w ostatniej, dwunastej odsłonie tego porywającego pięściarskiego thrillera.
Po ostatnim gongu sędziowski werdykt był już tylko formalnością - 119:105 i dwa razy 119:107. Doskonały występ świeżo upieczonego mistrza WBO i IBF tak skomentował trener kompletnie zdominowanego i porozbijanego Lacy'ego, Dan Birmingham. - Joe to mistrz dystansu i wyczucia. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego u żadnego pięściarza na ziemi - komplementował Walijczyka uznany szkoleniowiec między innymi Ronalda "Winky" Wrighta.
Opromieniony glorią zwycięzcy Calzaghe w niedalekiej przyszłości zdobył jeszcze pasy WBA i WBC, a do listy listy jego ofiar dołączyły takie wielkie gwiazdy jak chociażby Mikkel Kessler (46-3, 35 KO), Bernard Hopkins (55-8-2, 32 KO), czy Roy Jones Jr (65-9, 47 KO). Ten jeden z najlepszych mistrzów zapisał się także w historii 21. udanymi obronami mistrzowskich pasów! Aktualnie Joe korzysta z uroków sportowej emerytury i zajmuje się swoją grupą promotorską Calzaghe Promotions.
Jeff Lacy był dużym faworytem w tej walce, jego obóz zachowywał się arogancko, jakby już wygrał.
W sumie, to jankesi do dzisiaj nie doceniają europejskich bokserów.