DARIUSZ SĘK: JESTEM ZMOTYWOWANY, TERAZ WSZYSTKO W MOICH RĘKACH
- Dostałem podmuch w żagle. Mam nadzieję, że pod skrzydłami Tomka moja kariera znów trochę ruszy z miejsca - mówi Dariusz Sęk (26-2-2, 8 KO), który związał się promotorskim kontraktem z Tomaszem Babilońskim i 22 kwietnia podczas gali w Legionowie spotka się z Markiem Matyją (12-1, 4 KO).
- Mam dopiero trzydzieści lat i jeśli zdrowie pozwoli, to mogę jeszcze długo poboksować na wysokim poziomie. Znam już datę kolejnego startu, więc zasuwam i trenuję. Chcę się lepiej pokazać niż w ostatnich dwóch walkach. To co było, zostawiam już za sobą. Teraz chciałbym znów wejść na wyższą półkę, zameldować się w rankingach, a wtedy mógłbym pojechać gdzieś za granicę, powalczyć o jakiś fajny pas. Póki co, skoro walki polsko-polskie tak elektryzują kibiców, to może warto takie potyczki toczyć. Na takie starcie czekałem. Po ostatnich kilku słabszych występach pora wzbić się na wyżyny i pokazać w końcu kawał dobrego boksu. Marek to ambitny i lubiący walkę w półdystansie pięściarz. W tym pojedynku postawię na mobilność na nogach, swój spryt i raczej będę unikał bezpośrednich wymian, bo te mój rywal uwielbia. Jeśli nie wygram, to przy całym szacunku do Marka, nie mam już czego szukać w czołówce mojej wagi - nie ukrywa nowy nabytek stajni Babilon Promotion.
- Buduję jeszcze wydolność i wytrzymałość pod okiem Pawła Kłaka w Warszawie, ale już niebawem mam zamiar przenieść się do Radomia, by tam pod okiem trenera Adama Jabłońskiego kontynuować treningi już typowo pod kątem tego występu. Na pewno kluczową sprawą podczas obozu będą wysocy sparingpartnerzy. W ostatnim okresie nie wiodło mi się najlepiej, więc tym bardziej jestem zmotywowany i jeszcze bardziej zależy mi na tym, aby zmazać plamę po tych słabszych występach. Potrzebuję zwycięstwa w dobrym stylu. Może trenerowi Jabłońskiemu uda się ustabilizować trochę moje nogi, co zawsze było moją piętą achillesową. Często zdarzało się, że źle stałem na nogach, przez co moje ciosy nie miały takiej wymowy, jaką powinny mieć. Zobaczymy jak wyjdzie ta współpraca. Jeśli będzie to dobrze wyglądało, to zostaniemy, a jeśli coś będzie szwankowało, to poszukamy dalej innych rozwiązań - kontynuował czołowy polski "półciężki".
- Nie można być człowiekiem orkiestrą. Trener Gmitruk w swoim fachu jest bardzo dobry, ale nie miał większego przełożenia i większej siły jako promotor. Boksowałem o śmieszne pasy, a jedyną szansą były jakieś wyjazdy. Wszyscy wiemy jednak, jak takie walki wyjazdowe wyglądają. Przecież po siedmiu rundach walki z Isufim na kartach sędziów był remis. Gdybym go nie znokautował, to nie miałbym szans tego wygrać. Tak więc trener musi być od trenowania, a promotor od prowadzenia zawodnika. Motywacji mi nie brakuje i liczę na to, że moja kariera ostro ruszy z miejsca. Teraz wszystko w moich rękach - dodał Sęk.