FROCH: GGG NIE JEST Z PLANETY ZIEMIA, JEŚLI MYŚLI, ŻE BY WYGRAŁ
Carl Froch jest przekonany, że zdołałby bez większych problemów pokonać Giennadija Gołowkina (36-0, 33 KO), którego obóz kusi go do powrotu na ring.
Anglik zakończył w ubiegłym roku bokserską karierę, dochodząc do wniosku, że nie ma już dla niego poważnych wyzwań. Długo mówiło się wprawdzie o potyczce z Kazachem, ale nie udało się do niej doprowadzić.
- Mówiłem im, żebyśmy walczyli w limicie 172 funtów, to wtedy pomyślę, ale oni chcieli 166 funtów. Gołowkin nie zamierzał nawet przechodzić do wagi super średniej. Ja byłem już zresztą wtedy na emeryturze - mówi "Kobra".
Teraz temat wielkiej walki powrócił. Przed kilkoma dniami promotorzy obu pięściarzy spotkali się w Monte Carlo. Reprezentujący "GGG" Tom Loeffler mówił potem z szerokim uśmiechem na ustach, że być może tym razem do pojedynku uda się doprowadzić.
- Gołowkin to mały średni, podczas gdy ja jestem dużym zawodnikiem wagi super średniej. Nie mógłby ze mną wygrać, jest po prostu za mały. Jeśli myśli, że może mnie pokonać, nie jest chyba z planety Ziemia. To bardzo dobry zawodnik, ale z kim on właściwie wygrał? - retorycznie pyta Froch.
Na koniec zasugerował, że jego powrót na ring jest mało prawdopodobny. - Bardzo podoba mi się na emeryturze - oznajmił.
Skoro skończył karierę to znaczy, że kiepsko z nim...
Moze by powalczyl w swoim prime.....Carl zawsze sporo zbieral a przy dzisiejszych prawie 40 latach na karku, bez dawnej szybkosci i z opozninym czasem reakcji to bylaby zwykla egzekucja. Karaganda by go zajechal i ubil.
Ale Froch jest z innej planety. Rzekomo pokonałby Gołowkina, a bał się zawalczyć z DeGalem, zawodnikiem sześciorundowym.