42 LATA TEMU ODBYŁA SIĘ NAJSŁYNNIEJSZA WALKA W HISTORII BOKSU
Dokładnie 42 lata temu - 30 października 1974 roku - na stadionie w stolicy Konga-Zairu Kinszasie doszło do jednej z najsłynniejszych walk w historii zawodowego boksu. Mistrz świata wagi ciężkiej George Foreman stanął do trzeciej obrony pasów WBA i WBC przeciwko byłemu dwukrotnemu czempionowi Muhammadowi Alemu. Ich starcie, które zapisało się w annałach boksu jako "The Rumble in the Jungle", było pierwszą wielką imprezą organizowaną przez ekscentrycznego promotora Dona Kinga, wcześniej gangstera z Cleveland, od paru lat z impetem rozwijającego działalność w bokserskim biznesie.
- Byłem dobry, lecz Ali uczynił mnie wielkim - powiedział wiele lat po tej walce King. Udało mu się nakłonić groteskowego dyktatora Zairu Mobutu Sese Seko do wyłożenia astronomicznej jak na tamte czasy kwoty 10 milionów dolarów na sfinansowanie walki Foremana z Alim. Termin ustalono na 25 września 1974 roku, obaj pięściarze przylecieli do Zairu już latem, aby przystosować się do afrykańskiego klimatu. Niestety na skutek kontuzji odniesionej przez Foremana podczas sparingu krótko przed walką, jej termin został przesunięty o ponad miesiąc.
To jeszcze bardziej podsyciło apetyty kibiców na całym świecie i uczyniło starcie w Kinszasie jednym z największych wydarzeń sportowych tamtej epoki, które wywarło również ogromny wpływ na kulturę, będąc opisywanym w literaturze (słynna książka „The Fight” Normana Mailera, dwukrotnego laureata nagrody Pulitzera) oraz przedstawianym w dziełach filmu i innych dziedzin sztuki. Symboliczny sens tego wydarzenia był dla wszystkich czytelny i świadomie wykorzystywany w jego promocji – oto po raz pierwszy w historii walka o mistrzostwo świata wszechwag, toczona między dwoma czarnoskórymi pięściarzami i organizowana przez czarnoskórego promotora, miała odbyć się w sercu Czarnego Lądu. Na plakatach pojawiło się wymowne hasło wymyślone przez Dona Kinga: „From Slaveship to Championship”, któremu towarzyszyły wizerunki pięściarzy oraz niewolników w tle, skutych kajdanami.
Dokumentalny film poświęcony tej legendarnej walce "When We Were Kings", nakręcony w 1996 roku, został nagrodzony Oscarem, a podczas ceremonii wręczania statuetki doszło do wzruszającej sceny, gdy choremu na Parkinsona Alemu pomagał wejść na scenę jego dawny rywal i współbohater filmu George Foreman. Wtedy role się odwróciły - po walce w Kinszasie to Ali był opromieniony wielkim triumfem, natomiast ponad 20 lat później schorowany mistrz wspierał się na ramieniu pokonanego przez siebie Foremana, który przeżywał swoje chwile chwały, gdy po znokautowaniu Michaela Moorera został najstarszym w historii mistrzem świata wszechwag.
Jednak owego pamiętnego dnia 1974 roku na ringu w Kinszasie to Muhammad Ali przeżywał chwile swojej największej chwały. Podbił serca Kongijczyków deklarując, że jego przodkowie zostali wywiezieni jako niewolnicy właśnie z Zairu. Wszędzie gdzie się pojawiał towarzyszyły mu okrzyki w miejscowym języku - "Ali bomaye!". Faworytem jednak nie był. Sądzono, że 32-letni były mistrz nie sprosta młodszemu o 7 lat i silnemu jak tur czempionowi, który większość walk wygrywał przez nokaut w pierwszych rundach. Fraziera i Nortona, którzy pokonali Alego, a w rewanżowych pojedynkach ulegli mu zaledwie na punkty, "Big George" dosłownie zmiótł z ringu. Jednak Ali tej niszczycielskiej sile przeciwstawił swój bokserski geniusz, wykorzystując taktykę, którą określił jako "rope-a-dope". Zauważył, że ring został po partacku przygotowany przez organizatorów, nie mających doświadczenia w tego typu przedsięwzięciach. Podłoga była szorstka i mało sprężysta, utrudniała swobodny taniec wokół rywala i trzymanie go na dystans, co Ali często wykorzystywał w swoich walkach. Za to liny były wykonane z kiepskiego materiału, który rozciągał się w parnym afrykańskim powietrzu, w dodatku zostały źle naciągnięte w narożnikach. Ali opierał się o nie i bujał jak na dziecięcej huśtawce, unikając w ten sposób wielu straszliwych uderzeń Foremana, a resztę starał się przyjmować na gardę.
Sprawdziły się słowa Alego, które wypowiedział przed walką: "George bije mocno, wiem o tym. Ale siła ciosu nic nie znaczy, jeśli nie możesz trafić w cel". Imponował także niemal nadludzką odpornością, gdyż wiele z tych ciosów doszło jednak celu. Przyjmował je wszakże bez zmrużenia oka i drwił z przeciwnika w swoim stylu, zadając jednocześnie celne kontry. Do 8. rundy prowadził u wszystkich sędziów na punkty. A Foreman był u kresu sił po nieskutecznym bombardowaniu, które urządził pretendentowi. W ósmym starciu już słaniał się na nogach i ciężko oddychał. Ali wyprowadził kombinację kilku ciosów zakończoną potężnym prawym, którym posłał mistrza na deski i zakończył walkę. Publiczność oszalała z radości, a nad stadionem w Kinszasie otworzyło się niebo i rozpętała się tropikalna ulewa.
Warto zauważyć, że był to wczesny ranek, gdyż walka zaczęła się o świcie, ze względu na dostosowanie do czasu transmisji telewizyjnej w USA. Była to także pierwsza zawodowa walka bokserska pokazana w polskiej telewizji. Muhammad Ali zapracował na przydomek, który używany już wcześniej, wtedy przyległ do niego na stałe - "The Greatest", pierwszy w historii pięściarz, który po raz trzeci został mistrzem świata, w dodatku pokonując w wielkim stylu faworyzowanego rywala. Stał się najsłynniejszym sportowcem w dziejach, a w tamtym czasie prawdopodobnie w ogóle najpopularniejszym człowiekiem na naszej planecie. Siedem lat wcześniej osądzony za odmowę służby w Wietnamie, teraz przyjmował gratulacje w Białym Domu od prezydenta Geralda Forda. A zdobyte pasy WBA i WBC dzierżył jeszcze ponad trzy lata, choć naprawdę wielką walkę stoczył jeszcze tylko jedną, rok po zwycięstwie w Afryce, gdy pokonał Joe Fraziera w Manili, zamykając ich wspaniałą trylogię. Spoczywaj w pokoju, The Greatest!
Cała walka
Skrót walki
ale dlaczego praca nóg zawodnika, który swój boks na niej opierał i który dzięki niej był przed przerwą (nielicząc paru wpadek) niemal nieuchwytny dla rywali, miałaby nie mieć znaczenia z kimś takim jak Foreman?
Ciosy proste, ruchliwość, praca nóg były świetną bronią na Big George'a - vide walka z Youngiem.
Ali był już past-prime w 1974 r., Foreman był trochę nieoszlifowany, ale to właśnie on był zdecydowanym (nawet 50-1) faworytem.
Co do tego, kto by wygrał rewanż to można tylko gdybać, faktrm jest, że to jedna z potencjalnie największych nieodbytych walk.
Argumenty, że Foreman był lepszym zawodnikiem, bo w lepszym stylu załatwiał rywali z którymi Ali się męczył są takie sobie - Foreman też dosłownie o włos wygrał z Lylem, z którym Ali się wręcz bawił.
Bez porównania lepsze były wszystkie walki Alego z Frazierem, czy Nortonem. "Rumble in the jungle" to wg. mnie skrajny przerost formy nad treścią.
przed przerwą to nie wiem, na pewno sliscy, unikajacy walki i trzymajacy dystans rywale byli dla Georga problemem vide walka z Peraltą czy wspopmniana z Youngiem. Młody Ali faktycznie mógłby być dla Foremana nieychwytnym celem chociaz stawiałbym na to, że mimo wszystko George by go dopadł ale wątpliwości mam dużo i nie będę kruszył o to kopii. Niemniej wówczas w Zairze na tym nietypowym ringu tylko ten starszy, masywniejszy, bardziej doświadzony Ali mógł przetrwać napor GF a nie ten droby Clay. W latach 70 Ali bardzo często szukał lin, miał przestoje, ruszał sie dużo gorzej, sporo przyjmował itd. Taki Ali na "normalnym" ringu imo nie dałby rady z Foremanem.
Wszytko to o czym pisałeś oczywiście miało znaczenie : Foreman przed Alim nie walczył dłuzśzego dystansu, miał problemy z wydolnością co w tym klimacie się mocno uwydatniło, nie mam pojęcia jak znosił presje tłumu w KInszasie ale zarówno on sam jak i ludzie z jego otoczenia twierdzili, że bardzo źle. Generalnie wszystko sięsprzysięgło przeciw mistrzowi i Ali to świetnie wykorzystał.
Z jednymi rywalami walczy się gorzej, z innymi lepiej - "styl might fights". Foreman ogólnie prezentował sie lepiej od Alego. Fachowcy stawiajac 50-1 mocco niedoceniili MUhammada ale bez przesady że aż tak siemylili. Po prostu sport rzadzi sie swoimi prawami i nie zawsze lepszy wygrywa. Jimmy Young wygrał z Georgem w równie świetnym stylu a nikt nie postawi go przecież na tym samym miejscu.
Mi akurat "Rumble..." podobała się bardzo, ale rozumiem osoby, które wyżej stawiają trylogię z Frazierem (może nie całą, bo pojedynek nr 2 był od "Rumble..." subiektywnie brzydszy - Ali przyjął tam taktykę, która na nieszczęście współczesnych kibiców zainspirowała Kliczko;-)). Jednak jeżeli chodzi o wymiar czysto sportowy, chyba żadne zwycięstwo Alego nie może się z tym pojedynkiem równać - Big George był w 1974 kimś jak Liston w latach 60 czy Tyson w 80 - wydawał się być absolutnie nie do pokonania przez nikogo. Określenie "Przyrost formy nad treścią" niezbyt tu pasuje. To właśnie treść (poziom sportowy) przeważyła w tym pojedynku nad formą (efektownością).
Autor komentarza: kuba2Data: 30-10-2016 13:14:15
Zgadzam się, że Ali miał w tej walce sporo szczęścia a okoliczności mu sprzyjały. Foreman w niektórych walkach spisywał się od Alego lepiej fakt. Jednak z tych najsłynniejszych rywali Frazier wręcz wybitnie mu pasował stylowo, podobnie jak Norton, który miał patent na techników a z puncherami miewał poważne problemy.
Jednak moim zdaniem (o co też kopii kruszyć absolutnie nie zamierzam, bo tego nie dowiemy się nigdy), to "The Greatest" był "greater":-)
Gdyby do Foremana w najlepszej formie wyszedł Ali w najlepszej formie (powiedzmy ten od Clevelanda Williamsa) - MA by to wygrał właśnie dzięki "Styles make fights". Spadek formy Alego względem lat 60 był ewidentny (wystarczy porównać walki z Pattersonem). No ale fakt faktem - to czysto "akademicka" dyskusja.
Nie zgadzam się za to co do ewentualnego wyniku rewanżu - myślę że Ali by sobie poradził, zwłaszcza, że tak jak piszesz Foreman zaliczył potem spadek formy (szczególnie psychicznej) i przerwę. Tu mogłaby zdecydować dyspozycja dnia i termin, w którym by ten rewanż się odbył. Ali od Lyle by to imo wygrał, od Shaversa już nie. Pytanie jeszcze, z którą wersją Foremana by się mierzył:-)
Jeżeli chodzi o ich potencjalne zestawienie prime to prime - styl jaki prezentował The Greatest nigdy nie leżałby Foremanowi, jakbym miał postawić kasę na taki teoretyczny pojedynek stawiałbym, że walka prime vs prime wygladałaby podobnie do pojedynku mentora Foremana - Listona (chociaż on też wówczas nie był do końca prime) z młodym Clayem. Tj. bezradny, wolny na nogach Foreman ganiałby po ringu nieludzko szybkiego Muhammada. Ale oczywiście ktoś tak mocno bijący wygrać mógł zawsze - idealny cios wszedł Cooperowi, tym bardziej mógłby wejść Georgowi. Ali w latach 70 nie był już tak szybki jak kiedyś, ale dalej miał przebłyski geniuszu - Lyle, który wówczas siał postrach na ringach nie mógł mu zrobić dosłownie nic.
To przecież m. in. Rumble in The Jungle ugruntowało pogląd, że boxer bije sluggera (mimo, że slugger z tymi samymi rywalami może wypadać dużo efektowniej, kończyć ich szybciej i łatwiej).
Ogólnie takie rozważania (tj. prime vs prime, rozumiane jako absolutnie najwyższa forma danego zawodnika) to czysta teoria, bo są oderwane od okoliczności danej walki. A jak już te okoliczności weźmiemy pod uwagę to za przypadek nie można uznać ani Rumble, ani Tokio, ani pojedynków bardzo przecież chimerycznego Lewisa z Rahmanem i McCallem. Faktem jest też, że boks ma to do siebie że taka jedna jedyna walka może wpływać na postrzeganie całej kariery danego boksera. No bo jakbyśmy dzisiaj postrzegali resume R. Bowe gdyby nie Holyfield 1? Albo jeszcze inaczej - gdyby Ali nie zaliczyłby tej nieszczęsnej przerwy być może w ogóle Frazier i Foreman nie zdobyliby takiej sławy i pozycji. No, ale to tylko gdybologia...
Imo Ali był po prostu lepszy patrząc przez pryzmat całej kariery, mimo że Big George'a lubię bardzo (i to niezależnie od tych wszystkich kontrowersyjnych werdyktów, gdy już nie powinien był wchodzić do ringu). I walka w Kinszasie to tylko potwierdza.
Ale tak jak piszesz, magia nazwisk i pojedynczych walk zmieniała w latach 70 historię: gdyby Frazier nie trafił na wyjątkowo zardzewiałego, mającego problemy kondycyjne i jeszcze w dodatku idiotycznie pajacującego Alego w Fight of the Century nie byłby być może uważany za legendę, Fraziera z Alim na rozkładzie nie miałby Foreman, więc zwycięstwo Alego nad takim Foremanem byłoby znacznie mniej znaczące. I koło się zamyka:-)
Young to zupełnie inna bajka - jego dokonania mają się nijak do dokonań i Alego, i Foremana a i jeszcze trafił na George'a tuż przed jego "prysznicowym objawieniem". Chociaż może i to "objawienie" było skutkiem ciosów przyjętych na głowę, cholera wie.
w Wieku 46 lat zdobyć Mistrzostwo Świata wcześniej mając ponad 8 letnią przerwe od zawodowego boksu to ewenement na skalę swiatową !
druga sprawa Foreman to bardzo symptyczny kontaktowy Gość przeważnie uśmiechnięty!
Przeciez Foremanowi nikt nie bronil zastosować taktyki "rope-a-dope",czy zapewnić sobie przychylność zairskiej publiczności...
Ali był lepiej wyszkolonym pięściarzem niż Geoerge,byl szybszy,bardziej doświadczony,inteligetniejszy i walczyl w stylu który nie lezal Foremanowi.Big Georg był silniejszy i mocniej bil,ale The Greatest potrafil zniwelować ta przewagę
Ali na 5 walk z Foremanem wygralby 5 razy
ale zawodników walczących w różnych epokach lub w epokach tych samych, którzy się ze sobą nie konfrontowali bezpośrednio można porównyeać tylko przez pryzmat resume. Pod jednym warunkiem: należy brać pod uwagę realną wartość sportową a nie tylko nazwisko. Przykład: LL ma na rozkładzie świetne nazwiska (Tyson, Holy) ale tylko jednego świetnego zawodnika prime (Kliczko), któremu na dodatek było daleko wtedy od statusu wlk. mistrza. Z drugiej strony mamy M. Tysona, który resume ma w teorii dużo gorsze, a który zmiatał z powierzchni ziemi zawodników, którzy innym świetnym/b.dobrym bokserom sprawiali wielkie kłopoty (np. Tubbs-Bowe; Williams, Spinks - Holmes; Thomas, Smith - Witherspoon; past prime Holmes - Holy etc.). Akurat Foremana i Alego pod względem dokonań jak najbardziej porównywać można i będzie to dość miarodajne.
Porównać resume jest bardzo trudno. Liczy się również styl, kunszt jaki zaprezentowali w poszczególnych walkach Władymir KLiczko ma dużo lepszy resume od swojego brata a w bezpośredniej walce mało kto by stawiał na Wlada i to Vitalij jest uznawany za lepszego zawodnika. Skoro Ali był od Foremana lepszy pod niemal każdym względem to nie powinien mieć takich problemów z zawodnikami których Big George zmielił na drobno. Przecież Ali z Kenem Nortonem za całokształt powinien mieć 1-2 o ile 0-3 jeżeli patrzeć obiektywnie na przebieg walk, z kolei Foreman pewnie nokautowałby Kena w każdej walce i jak by wyglądało wówczas resume jednego i drugiego, jakby George z pogromcą Alego miał 3-0? Oczywiście że styl might fights, niewykluczone że Alemu Frazier z Nortonem zwyczajnie nie leżał, z kolei Ali miał prawo nie leżeć Formeanowi, teoretycznie tutaj każdy mógł wygrać z każdym, dla mnie George po prostu robił w tych walkach na szczycie lepsze wrażenie niż którykowliek z nich ale ze wzgl na okolicznoci nawet w swoim prime czy też blisko niego mógł przegrywać z zawodnikami od siebie słabszymi jak Young czy Ali, szczególnie jeżeli mu nie leżeli stylowo.
Ale Ali był bokserem dystansowym a nie super-puncherem jak George, nie miał nokautującego pojedynczego ciosu, słabo sobie radził w półdystansie, był otwarty na lewy sierp - dlatego Frazier radził sobie z nim nieźle. Nic więc dziwnego, że z niektórymi rywalami musiał się namęczyć bardziej niż Foreman, który mógł skończyć każdą walkę w każdym momencie. Norton miał świetny styl (presja, jab, balans, ruchliwość, niekonwencjonalna obrona przed prostymi) przeciwko technikom, który nie sprawdzał się przeciw sluggerom. Holmes tez miał z nim olbrzymie problemy, zniszczył go za to Cooney (fakt - Norton był już znacznie słabszy). Larry też był wybitnym technikiem, tez nie miał nokautującego ciosu, miewał bliskie walki a wielu rywali sprawiało mu wielkie kłopoty. Cooney za to szedł jak burza, demolował w lepszym stylu kolejnych rywali, było go pełno w mediach, w kreowano go na wielką gwiazdę, wiele osób spodziewało się, że się po Larrym przejedzie - w bezpośredniej konfrontacji (mimo że swoje momenty miał) został wysłany do szkoły. Po prostu puncherzy generalnie mają efektowniejszy styl, co nie znaczy że są lepsi.
Fakty są jakie są: Ali ma najlepsze resume ever w HW. Past prime Ali pokonał Foremana, mimo że faworytem nie był. Ali (Clay) pokonał też wcześniej (zdeklasował wręcz) zawodnika równie niebezpiecznego, walczącego w podobnym do Foremana stylu tj. Listona. Ali (past prime!) miał problemy z zawodnikami którzy mu wybitnie nie leżeli (z innymi i na początku i pod koniec kariery czasem też, ale to już inna bajka), a których Foreman deklasował, za to The Greatest ośmieszał zawodników (wspomniany już Lyle), z którymi Foreman problemy miał gigantyczne. Ja bardzo lubię Foremana, to żywa legenda, ale po prostu argumentów, które pozwoliłyby go umieścić ponad The Greatest zbyt wielu nie ma.