JARRELL MILLER: JESTEM NAJLEPSZYM AMERYKAŃSKIM CIĘŻKIM
Jarrell Miller (17-0-1, 15 KO) wyrasta na jednego z ciekawszych prospektów wagi ciężkiej. Amerykanin jutro w nocy skrzyżuje rękawice z Fredem Kassim (18-5-1, 10 KO) i będzie miał okazję potwierdzić krążące o nim opinie.
- Ludzie jeszcze mnie nie znają, ale to tylko kwestia czasu. Odrobiłem swoje zadanie domowe, wziąłem trochę z boksu Jacka Johnsona, Alego, Tysona czy Mayweathera i zamierzam wejść na nowy poziom. Będę rozwalał kolejnych rywali i opowiadał o nich złe rzeczy. Oni nie szukają wyzwań, ja zaś mogę zmierzyć się z każdym i jestem na każdego gotowy. Upominam się o wielkie walki, ale nie po to, żeby tylko na nich zarobić. Nie jestem drugim Charlesem Martinem, ja chcę tych walk dla mojego dziedzictwa i dorobku sportowego. Pieniądze same kiedyś przyjdą - mówi "Big Baby", który niedawno obchodził 28. urodziny.
- Chciałbym w przyszłości być sam dla siebie szefem i samemu się promować. Mam wrażenie, że niektórzy liczą tylko na szybki zarobek i potem mogą odejść, ja podchodzę do tego inaczej. Krok po kroku, bez zbędnego pośpiechu, ludzie zaczną mnie w końcu rozpoznawać. Już dziś jestem najlepszym amerykańskim ciężkim i czymś najlepszym, co mogło spotkać boks - dodał Miller, który nie ukrywa, iż chętnie skrzyżowałby rękawice z wysoko notowanym Andym Ruizem Jr (28-0, 19 KO).
- Po tej wygranej Jarrell znajdzie się już w sytuacji, gdy będzie mógł boksować w eliminatorze jednej z federacji. Nie będzie już więc mowy o tym, by inni dalej go unikali - wtrącił współpromujący zawodnika Greg Cohen.
http://ringtv.craveonline.com/news/409065-jarrell-big-baby-miller-eyes-return-to-the-ring-april-22-against-rival
parodia Derecka Chisory :-)
kurde, wspolczuje "malym ciezkim", szpilkom, glazkovom, adamkom. technicznie moga robic cuda, byc gibcy i lotni na nozkach jak nasz git, do tego znac 'myczki tryczki', cwiczyc przed walka super ciezko w okresie 'roztrenowania' zelazna dyscypline trzymac i tak dalej - przyjdzie taki slon oblany sadlem, wsadzasz mu swoimi malutkimi piasteczkami jakies pancze az ci bice pekaja, a ten wszystko przyjmuje na slonine. za to jak trafi ciebie to masz polamana czaszke, zebra, albo noge jak glazkov.
coś w tym jest co piszesz , ale w historii byli pięściarze nie obdarzeni wzrostem, którzy jednak potrafili wchodzić w półdystans i tymi krótkimi rączkami lokować petardy na szczęce przeciwnika. Zobacz jak w półdystans przedzierał się Mike Tyson , Frazier czy Tua . Jak chociażby Povietkin -też mały - potrafił lokować bomby na szczęce wielkoluda Wacha. Niski pięściarz musi wchodzić do półdystansu obniżając swoje położenie z ciągłym balansem głowy tułowia , żeby omijać dyszle wielkoluda , ale musi mieć też odporną szczękę i petardę w łapie. Szpilka w walce z Wilderem już ładne obniżał pozycję, balansował tułowiem i głową , ale trzeba mieć jeszcze twardą łepetynę i petardę w łapskach a wtedy ten mały pięściarz z większą wiarą i odwagą przedziera się do półdystansu. Tylko taka mała uwaga, że ani Tyson ani Frazier nie walczyli z przeciwnikami , którzy aż tak przewyższali ich wzrostem jak to zdarza się dzisiaj gdy z "metra cięty" pięściarz za przeciwnika ma 2 metrowego olbrzyma. Kto pamięta Polaka amatora małego Lucjana Trelę , jak z doskoków lokował ciosy na szczęce przeciwnika ? Miał tylko 172 cm a Foreman 192 cm , aż 20 cm różnicy a Trela obijał na olimpiadzie w Meksyku w 1968 r, słynnego później na zawodostwie Georga Foremana .