ENZO MACCARINELLI CHCE JESZCZE JEDNEJ WALKI, NAJLEPIEJ Z KUCZEREM
Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść... Zawodnicy niestety mają z tym często problem, szczególnie ci, którzy osiągali sukcesy i mieli przysłowiowe jaja. Ale czas biegnie nieubłaganie, a szczęka kruszeje... I właśnie takim zawodnikiem jest Enzo Maccarinelli (41-8, 33 KO).
Walijczyk swego czasu zasiadał na tronie WBO kategorii cruiser. Bił mocno, między linami był bezkompromisowy i zawsze efektowny. W latach 2006-08 wydawał się naprawdę wielki, ale po nokaucie z rąk Davida Haye'a wszystko się posypało. Przydarzyły się kolejne nokauty, a "Macca" obniżał coraz bardziej loty. Zdesperowany zdecydował się nawet na zbicie do wagi półciężkiej, pomimo iż "cruiserem" był dużym. Wszystko na nic. Prosił o ostatnią szansę. Dostał ją, ale Dmitrij Kuczer (24-1-1, 18 KO) zdemolował go w czerwcu już w pierwszej rundzie. Po wszystkim Walijczyk ogłosił zakończenie kariery. Jak widać niezbyt długo wytrwał w swoim postanowieniu.
- Stoczyłem czterdzieści dziewięć walk, tylko jednej brakuje mi więc do okrągłej pięćdziesiątki. Chciałbym stoczyć ostatni pojedynek, najlepiej rewanż z Kuczerem. Jeśli tylko dałoby się doprowadzić do naszego drugiego spotkania, byłbym bardzo chętny. Na tej walce naprawdę mi zależy. Mógłbym się pożegnać przeciwko jakiemuś leszczowi z Łotwy, tylko to nie w moim stylu. Przegrałem z Kuczerem, jednak byłem wtedy naprawdę w dobrej formie. W boksie tak czasem bywa. Plan jest taki, by stoczyć jeszcze jeden bój - powiedział Maccarinelli, który zapytany o dzisiejszego lidera kategorii junior ciężkiej bez wahania wskazał na Denisa Lebiediewa (29-2, 22 KO), zunifikowanego championa organizacji WBA i IBF.
xxx
Dokładnie! W boksie tak już czasem bywa, że zawodnicy na skutek ogromnej ilości otrzymanych ciosów mają uszkodzony układ nerwowy, padają od byle pacnięcia a jeszcze później mają problemy ze skleceniem pojedynczego zdania i potrzebują niańki.
Ale skoro to normalne, nie ma przeszkód aby Enzo stoczył jeszcze jedną walkę, która jego stan pogorszy.
Tak trzymaj, Macca, geniuszu!
Proponuje takiego jednego Breidis się nazywa :)