FRAMPTON CELUJE W UNIFIKACJĘ Z SELBYM

Świeżo upieczony mistrz wagi piórkowej Carl Frampton (23-0, 14 KO) już myśli o unifikacji. Szczególnie chciałby się spotkać z innym Wyspiarzem, Walijczykiem Lee Selbym (23-1, 8 KO).

- Selby to świetny zawodnik, bardzo go szanuję, to jeden z najlepszych pięściarzy w Wielkiej Brytanii. Jestem zainteresowany taką walką, podobnie jak potyczką z Garym Russellem. Chcę po prostu wielkich, zapadających w pamięć pojedynków. Nie muszę nikogo znieważać, chcę po prostu z nimi wszystkimi rywalizować - powiedział pochodzący z Irlandii Północne 29-latek.

Frampton pokonał w weekend na punkty Brooklynie Leo Santa Cruza (32-1-1, 18 KO), odbierając mu tym samym pas WBA Super w limicie 126 funtów. Zaraz po walce Meksykanin proponował rewanż.

- Zdaje się, że nie było w kontrakcie klauzuli rewanżu, ale nasza druga walka byłaby wspaniała, z chęcią się na nią zgodzę. Bardzo chciałbym go sprowadzić do Belfastu. Moglibyśmy wyprzedać stadion, ale musiałoby się to odbyć w odpowiednim czasie - stwierdził nowy czempion.

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: cop
Data: 01-08-2016 21:48:02 
Z PAMIETNIKA ANDRE
Barclays Center, Brooklyn, New York.
July 30th, 2016
Kolejna piekny weekend, cudownego tegorocznego lata. Moglem narzekac na kaprysy aury w New England w 2016 ale teraz dostalem to, co zawsze chce I pozadam, czyli slonce, dziewiedziesiat stopni F, niezbyt duza wilgotnosc powietrza i oczywiscie calkiem interesujacy boksersko okres wakacyjny. Mialem jak do tej chwili dosc duzo przeroznych obowiazkow zawodowych, ktore niekoniecznie byly zwiazane z boksem i prawde powiedziawszy jest to dopiero moja 5 wieksza gala w tym roku, co samo w sobie jest dosc niespotykane. Pomimo zaliczania mniejszych lokalnych wydarzen bokserskich, tylko takie wielkie imprezy daja mi poczucie bycia prawdziwym fanem profesjonalnego piesciarstwa i mozliwosc spotkania sie z innymi kibicami. Cadillac mojego kolego zrobil juz z nasza grupka wiele tysiecy mil w ostatnich paru latach, sluzac nam jako znakomity i wygodny zarazem srodek transportu, tym razem celem nowojorski Brooklyn. Jedziemy nie tylko na bokserska gale, ale celebrowac rowniez urodzinowe “BIG 40” naszego kumpla, ktory mieszka w NY i dlatego tez, ten wypad to typowa meska imprezka: boks i duzo alkoholu… Zatrzymujemy sie wczesnym popoludniem w naszym hotelu Courtyard Marriott w poblizu Times Square na West 40th Street by z tej bazy udac sie juz wkrotce do pobliskiego apartamentu Mike’a. Oczywiscie poruszanie sie duzym SUV po Manhatanie jest tak uciazliwe, ze korzystamy z Uber. Szybciej, taniej i wygodniej. Mike i Sarah rowniez jada z nami do Barclays, ale wczesniej skladamy mu zyczenia, pijemy serie drinkow, flirtujemy z jego dziewczyna i po godzinnym pobycie wyruszamy podbijac Brooklyn…lol…
Kiedy wchodzimy na sale, znajdujemy swoje miejsca i witamy sie z grupkami znajomych, trwaja juz ostatnie 3 rundy pojedynku w kategorii “middleweight” pomiedzy Conrad Cummings i Dante Moore. Walka bez wiekszych emocji, aczkolwiek Moore porazony ciosem ponizej pasa pada na mate w ostatniej szostej rundzie pojedynku, lecz wstaje i kontynuuje ten chaotyczny pojedynek. Za chwile po intensywnej wymianie ciosow, Cummings kladzie na deski sfrustrowanego Moore, ale ten ponownie wstaje i konczy walke. Sluchamy decyzji sedziow, ktora jest jednoglosna i zwyciezca zostaje Conrad Cummings. Dosc pokazne grupy kibicow z Wysp Brytyjskich (flagi UK i Irlandii powiewaja dookola) juz zaczynaja swietowac wieczor w Barclays. Kolejny pojedynek to niestety nielubiane nie tylko przeze mnie ale i wiekszosc publiki w hali, spotkanie kobiet. Sala sie szybko oproznia, kazdy w tym czasie ma inne cele, wazniejsze najwyrazniej niz walka pomiedzy Amanda Serrano a Calixta Silgado. Kiedy wracamy, najwyrazniej jest juz po krotkiej walce i dowiadujemy sie, ze wszystko skonczylo sie juz w pierwszej rundzie, kiedy Serrano znokautowala swoja oponentke ciosem na korpus. Nie widzialem pojedynku, wiec niewiele wiecej jest tutaj do powiedzenia, oprocz faktu, ze zainteresowanych walkami kobiet nie jest dzisiaj wiecej kibicow niz bylo to dziesiec lat temu. To sie zawsze da odczuc bardzo wyraznie.
Teraz dluzsza przerwa i czekanie na rozpoczecie kolejnej walki, ktora ma juz byc pokazywana przez stacje SHO. Dookola ringu trwaja intensywne przygotowania by rozpoczac transmisje, a liczba kibicow na sali wzrasta w szybkim tempie. Jakby nie bylo, lokalny “gwiazdor” Paulie Malignaggi ma wystapic wkrotce w roli boksera a nie komentatora. Zaczyna sie glowniejsza czesc dzisiejszej gali. Kolejni piesciarze juz wchodza do ringu. Widziany przeze mnie juz parokrotnie na roznych “undercards” ukrainski piesciarz Ivan Redkach i Tevin Farmer, ktorego jeszcze na zywo nigdy wczesniej nie widzialem, a slyszalem dosc pozytywne opinie o tym filadelfijskim piesciarzu. Dziesiecio rundowy pojedynek w dywizji “lightweight” wypelniony zostal jednak duza iloscia fauli i to po obu stronach, punktami karnymi, przepychaniami, udezeniami ponizej pasa i glowa, czyli totalny balagan, ktorego sedzia ringowy nie za bardzo umial uporzadkowac. Mowiac to, Farmer zaprezentowal sie o wiele lepiej technicznie, strategicznie, kondycyjnie i pomimo dysproporcji fizycznych zdecydowanie wygral te walke w opinii prawie wszystkich na widowni, sadzac po ogolnej aprobacie. Sedziowie nie mieli rowniez problemu, by jednoglosnie to potwierdzic. Zaczyna byc coraz glosniej na hali, gdyz duzo brooklynskich kibicow oczekuje na walke Paulie, aczkolwiek coraz glosniejsze sa grupki kibicow z Wysp Brytyjskich, ktorzy juz zaczynaja odczuwac “trudy” wielogodzinnego picia ton piwa…lol…
Zaczyna sie pojedynek Malignaggi z Gabriel Bracero. Paulie, pomimo uplywu lat, wciaz jeszcze posiada resztki swojej szybkosci i umiejetnosci poruszania sie w ringu, punktowania tymi swoimi malo znaczacymi uderzeniami, ktore jednak musza byc przez sedziow zaliczane. Ten styl nigdy mnie nie zachwycal, ale doceniam tego piesciarza, ktory zawsze wklada serce we wszystko co robi w ringu jak i poza nim. Dzisiaj na Bracero to wystarcza i po dziesieciu rundach nudnego pojedynku sedziowie punktuja jednoglosnie zwyciestwo Malignaggi. Co ciekawe, dosc duza grupka kibicow z Brooklyn dopingowala jednak Tito i bylo to czesto w czasie walki bardzo odczuwalne. Kolejna dluzsza przerwa pomiedzy walkami. O dziewiatej rozpoczyna sie glowna czesc transmisji tv SHOWTIME, wiec wszystko jest temu podporzadkowane. Wychodzimy z hali by sie troche odseparowac od halasu natretnego hip hopu, ktory swoim basem rozbija resztki koncentracji.
Kolejny pojedynek wieczoru, to bardzo interesujace spotkanie w dywizji “middleweight” pomiedzy Tony Harrison a podopiecznym Ricky Hattona, niejakim Sergey Robachenko. Siedzimy w dosc bliskiej odleglosci od ringu, wiec zaskoczony jestem faktem, jak bardzo Ricky sie zmienil fizycznie. Ostatnim razem jak go widzialem, to wygladal o wiele mlodziej, energiczniej a dzisiaj niestety to starszy, otyly pan, ktory bawi sie w trenerke. Czasami to smutne, gdy mamy okazje do tego typu porownan. Rozpoczyna sie walka. Oczekuje na pokaz umiejetnosci ze strony Tony Harrisona, gdyz ta walka ma wlasnie udowodnic jego aspiracje w tej dywizji. Podoba mi sie jak wykorzystuje swoje warunki fizyczne by umiejetnie kontrolowac przebieg kolejnych rund. Rabchenko czasami wydaje sie bezradny, ale rowniez ma swoje niezle momenty na przestrzeni calej walki. Runda dziewiata i bardzo precyzyjny cios prawa reka konczy pojedynek. Wrzawa na widowni, gdyz wszyscy zawsze czekaja na tego typu nokauty. Nawet nasz dzisiejszy solenizant docenil ten fragment, aczkolwiek widac iz oczekuje na swoja czesc dzisiejszej nocki, czyli urodzinowe party w naszym hotelu po powrocie z Barclays…lol… Czy sadze, ze Tony Harrison ma szanse by powaznie zaistniec w tej dywizji? Raczej nie, ale to kolejny mlody gniewny, z niezla technika i sercem do walki, ktory moze uczynic te kategorie wagowa jeszcze bardziej atrakcyjna dla kibicow.
A teraz juz pojedynek, ktory w mojej skromnej opinii jest najwazniejszym w czasie dzisiejszej gali, czyli powrot na ring jednego z moich ulubionych piesciarzy ostatnich lat – Mikey Garcia. Jestem niezmiernie zainteresowany, jak poradzi on sobie z bylym mistrzem, Elio Rojas, ktory w zadnym wypadku nie jest jakims slabym przeciwnikiem, jak to probowano go kategoryzowac przed walka. Mikey byl w mojej Top 10 P4P dwa lata temu ale jego nieaktywnosc spowodowana klopotami z Top Rank, niestety zabrala mu wiele cennego czasu. Czy wroci w wielkim stylu, czy tez te dwa lata to zbyt dlugo? Moje pytania zostaly rozwiane bardzo szybko. Juz pierwsze 3 rundy udowodnily mi, ze mamy do czynienia ze starym dobrym Mikey. Jego technika, precyzja, umiejetnosc czytania walki i rozgryzania przeciwnika w bardzo konsekwentny a co najwazniejszy cierpliwy sposob, jest wrecz niesamowita. Garcia calkowicie zdominowal ambitnego i bardzo groznego Rojas, konczac go w rundzie numer 5. Za kazdym razem jak posylal swojego przeciwnika na mate ringu, widac bylo w nim glod walki i chec udowodnienia wszystkim dookola, ze jest on wciaz jednym z najlepszych piesciarzy globu bez podzialu na kategorie wagowe. To byla pierwsza walka wieczoru, ktora nagrodzilismy brawami na stojaco. Cos fantastycznego. Cos za co warto placic.
Czas na walke wieczoru. Carl Frampton i Leo Santa Cruz. Nie widze w niej wyraznego faworyta, ale jakbym mial stawiac pieniadze, to prawdopodobnie skusilbym sie na zwyciestwo Framptona. Spodziewamy sie bijatyki od pierwszego do ostatniego gongu. Atmosfera podgrzewana przez brytyjskich fanow jak i mniejszej niz zazwyczaj na walkach Santa Cruz grupki Latinos jest juz elektryzujaca. Najwyrazniej Frampton ma na tyle wielu wiernych fanow w swoim kraju, ze walczac w Barclays, moze czuc sie jak niemalze w domu. Sam pojedynek to nieustanna wymiana ciosow przez 12 rund, determinacja i umiejetnosc przetrwania trudnych momentow zarowno przez jednaego jak i drugiego. Santa Cruz najwyrazniej jednak nie mogl wbic sie w swoj rytm, gdyz Frampton umiejetnie kontrolowal tempo walki a jego kontry powodowaly, ze Leo mial momentami obawy co do swojej wlasnej defensywy. Juz po dziesieciu rundach wiedzialem, ze zwyciestwo bedzie nalezalo do “The Jackal” a Santa Cruz nie bedzie w stanie niczego zmienic. Najwyrazniej nie mial strategicznego planu “B” na ten pojedynek a Frampton to zbyt dobry piesciarz, by pozwolil sobie odebrac zwyciestwo w ostatnich rundach. Atmosfera na trybunach wrecz jak za czasow pojedynkow Ricky Hatton w Boston czy Las Vegas. Jak ja dobrze to znam…Po dwunastu rundach jednak niespodzianka w czasie odczytywania kart sedziowskich. Dwoch sedziow amerykanskich widzialo zdecydowane zwyciestwo Framptona a trzeci sedzia najwyrazniej nie widzial walki dokladnie…lol… Jak ktos mial obawy co do obiektywnosci i profesjonalizmu naszych sedziow punktuajcych walki, mysle ze zwycieski werdykt na korzysc Carla Framptona moze takie obawy rozwiac w pyl. Lepszy wygral a byl nim z pewnoscia “The Jackal”.
Kolejny bokserski wieczor zaliczony. Rozmawiamy jeszcze z grupkami znajomych, wolno wychodzac z Barclays Center. Niesamowita noc w hali, ktora w ostatnich dwoch latach stala sie dla mnie i calej rzeszy prawdziwych fanow boksu Mecca w naszym rejonie. Juz nie Madison Square Garden, a wlasnie hala na Brooklyn jest tym miejscem, gdzie warto sie pokazac zarowno piesciarzom jak i ich fanom, warto zaznaczyc swoja wartosc piesciarska i zdecydowanie dostaje sie prawdziwa wartosc swoich pieniedzy w postaci znakomitych walk. Ponownie Uber i powrot do hotelu, gdzie juz za chwile celebrowac dalej bedziemy wielka czterdziestke Mike’a. Dolaczyc ma do nas grupka okolo dwudziestu osob zaproszonych na imprezke, wiec z pewnoscia bedzie to kolejna fajna noc w New York.
Tbc 
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.